Przyszłość FIM World Speedway League jest od dłuższego czasu ważnym tematem w środowisku żużlowym. W sezonie 2015 ma odbyć się druga edycja tej imprezy. Wiele osób zastanawia się, czy ten turniej ma szansę na rozwój. - Liga Mistrzów to kolejny produkt na rynku żużlowym, który powrócił po kilku latach przerwy. W ubiegłym roku mieliśmy jego reaktywację pod szumną nazwą. W mojej ocenie, te zawody nie różniły się jednak niczym od rozgrywanego wcześniej Klubowego Pucharu Europy - zauważył w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Sławomir Kryjom.
[ad=rectangle]
Były menedżer Unibaksu Toruń zauważa, że organizatorzy Ligi Mistrzów muszą rozwiązać trzy ważne w problemy. W przeciwnym razie, rozgrywki nie będą w stanie szerzej zaistnieć. - Jeśli ten cykl nie będzie miał potężnego wsparcia medialnego w postaci telewizji i zaplecza sponsorskiego, to umrze śmiercią naturalną. FIM coś wymyślił, ale całość organizacji będzie pewnie działać na tych samych zasadach jak Puchar Świata. Wszystko będzie bazować na Polsce i Danii i na tym koniec. Jest miejsce na taką imprezę, ale trzeba uregulować tematy sponsorskie i te związane z prawami do transmisji telewizyjnych - podkreślił Kryjom. - Kolejna kwestia to składy. Pod tym względem jest wolna amerykanka. Pamiętam, że podczas jednego z Klubowych Pucharów Europy Mega Łada Togliatti była zbudowana z zawodników, którzy niewiele mieli wspólnego na co dzień z tym zespołem - dodał Kryjom.
Ostatni z problemów może zostać rozwiązany poprzez wprowadzenie ograniczeń dla zawodników, którzy mogliby startować tylko w określonej liczbie lig. Kryjom uważa, że na tę kwestię należy spojrzeć jednak z szerszej perspektywy. - Ograniczanie liczby lig zawodnikom to słuszny kierunek, ale byłbym w tym przypadku bardzo ostrożny. Osobiście uważam, że należy zabronić łączenia trójkąta bermudzkiego, a więc ligi polskiej, szwedzkiej i angielskiej. To jest wyczerpujące dla każdego zawodnika i nikt nie przekona mnie, że jest inaczej. Kiedy żużlowiec jedzie w Polsce, Szwecji i okazjonalnie w Niemczech lub w innym kraju, to dla mnie jako menedżera to nie jest nigdy problem. Wiem, jakie są obciążenia, kiedy dochodzi Anglia, a czasami jeszcze Grand Prix. Taki jeździec w połowie rozgrywek zastanawia się nad tym, co to za zawody i po co na nie przyjechał - zauważył nasz rozmówca. - Z limitem trzeba być jednak ostrożnym, bo poza zawodnikami ze światowego topu, są jeszcze ci nieco słabsi. Ich można w ten sposób łatwo pozbawić startów i tym samym zarobkowania - dodał Kryjom.
Ligi Mistrzów nie należy zatem przekreślać. W środowisku żużlowym nie brakuje zresztą jej gorliwych zwolenników. Jednym z nich jest ekspert naszego portalu Marian Maślanka, który w swoim ostatnim felietonie zauważył, że silne międzynarodowe rozgrywki to szansa na skończenie z cyrkiem objazdowym, który już dawno przejadł się w żużlu. - Czy mamy cyrk objazdowy, który się przejada? Jasne, że ktoś, kto spojrzy na żużel z boku, może być zdziwiony, że jedno nazwisko pojawia się regularnie w kilku krajach Musimy się jednak zastanowić, co w zamian. Piłkarz reprezentuje wprawdzie barwy jednego klubu, ale on rozgrywa w różnych rozgrywkach około 50-60 spotkań w sezonie. Z żużlowcami jest inaczej i jeśli wprowadzimy im ograniczenia, to należy jakoś to zrekompensować - zakończył Kryjom.
Zparaszam
http://www.sportowefakty.pl/kibice/6594/blog/7359/andrzej-huszcza-w-toruniu-info-100