Umowy z Włókniarzem i Wybrzeżem Gdańsk podpisało łącznie aż dwudziestu siedmiu żużlowców. Na mocy przepisów Regulaminu Przynależności Klubowej każdy z nich może związać się teraz kontraktem z innym klubem. Trener Roman Tajchert nie spodziewa się jednak tego, by każdy żużlowiec, który zamierzał jeździć we Włókniarzu, znalazł w najbliższym czasie nowego pracodawcę.
[ad=rectangle]
- Nie tylko częstochowskie stowarzyszenie, ale i zawodników tą decyzją po prostu skrzywdzono. Mamy już drugą połowę lutego i wszyscy żużlowcy mają gotowe motocykle i czekają, kiedy wyjadą na tor. Nagle okazuje się jednak, że ci z Częstochowy nie mają po prostu o co jechać. Obawiam się, że dla niektórych z nich najbliższe tygodnie to będzie "być albo nie być". Żaden z nich nie miał chyba dotychczas tak trudnej sytuacji w karierze. Kto wie czy grono zawodników nie zawiesi w ogóle swojej jazdy. Większość drużyn swoje składy ma przecież dawno zbudowane - ocenił Roman Tajchert.
Częstochowski trener podejrzewa, że zatrudnienie znajdą bez problemu najbardziej doświadczeni i znani zawodnicy. Martwi się natomiast zwłaszcza o młodzież. - Ktoś tymi lepszymi zawodnikami na pewno się zainteresuje. Co jednak z tymi, którzy nie mają jeszcze tak wyrobionego nazwiska? Oni muszą jeździć, by nabierać doświadczenia. Startowaliby w II lidze, ale teraz, z powodu decyzji PZM im to odebrano - dodał.
Roman Tajchert nie ma wątpliwości, że Polski Związek Motorowy podjął w piątek najgorszą z możliwych decyzji. - Władze polskiego żużla strzelają sobie moim zdaniem w kolano. Nie wiem czemu i komu ma to służyć. Co innego, gdyby stowarzyszenie miało jakieś udziały w spółce Włókniarza i gdyby oba podmioty były ze sobą powiązane. Wszyscy wiemy jednak, że jest inaczej. Cieszy mnie to, że prezes Michał Świącik nie zamierza się w tej sprawie łatwo poddawać. Uważam, że gdyby sprawę skierowano do zwykłego sądu, stowarzyszenie by to wygrało. To moim zdaniem wbrew konstytucji, że nie pozwala się Włókniarzowi wystartować w lidze - podsumował.