Są pewne granice, których nie przekroczę - rozmowa z Tadeuszem Zdunkiem, prezesem GKŻ Wybrzeże
Sytuacja Wybrzeża jest bardzo trudna, ale jeszcze nie beznadziejna. Tadeusz Zdunek wyjaśnił na czym polega jego propozycja wobec zawodników i od czego zależy możliwość startu gdańszczan w PLŻ 2.
Czy rozmowy ze wszystkimi zawodnikami wyglądają podobnie, czy może któryś najbardziej stoi przy swoim?
- Z każdym rozmawia się inaczej. Są momenty, gdy wdaje mi się, że zawodnicy chcą się porozumieć, są takie, że jest odwrotnie. W przeciwieństwie do żużlowców, z trenerem Chomskim mamy już zawarte wszystkie warunki i ta kwestia jest załatwiona.
Jak reagują wasi sponsorzy na propozycje zawodników? Czy nie myśleliście o tym, by coś dołożyli ze swoich budżetów?
- Oczywiście rozmawiamy szczerze ze sponsorami. Wiedzą o jakich kwotach mówimy i widzą, jakie kontrakty podpisaliśmy na 2015 rok. Gdy się to zestawi, mają oni świadomość, że żądania są wygórowane w stosunku do tego, jak wygląda rynek. Dziś ponosimy odpowiedzialność za czyjąś niewiedzę przy zawieraniu umów. Nasi sponsorzy, podobnie jak miasto chcą dawać pieniądze na bieżącą działalność.
Z naszych informacji wynika, że zawodnicy chcieliby dostać 50 procent zaległości. Czy dopuszcza pan do swoich myśli, że tyle przeznaczycie na spłatę długu Spółki?
- Nie. Po co mielibyśmy startować, jak zabrakłoby nam pieniędzy na przyszły sezon? Wraz z obsługą długu Spółki i wynajmem stadionu liczyliśmy budżet w wysokości 1,3 miliona złotych. Większość z tej kwoty przeznaczamy oczywiście na zespół. Gdybyśmy zabrali z tego przykładowe 200 tysięcy złotych, zabrakłoby na bieżące pensje żużlowców czy sprzęt dla młodzieży. Ja już nie będę jeździł do kasy firmy, by dać zawodnikom przed meczem pieniądze po to, by pojechali do klubu fitness, jak to miało miejsce w minionym sezonie. Jak wystartujemy, to będziemy płacili terminowo, by odbudować imię drużyny.
Jak reagują na całą sytuację dyrektorzy z pańskiej firmy?
- Że tak powiem różnie (śmiech). Niektórzy pukają się w głowę i głośno wyrażają swoje zdanie. Mimo, że jestem właścicielem tej firmy, pytam pracowników o zgodę. Mniej lub bardziej entuzjastycznie wyrazili ją na to, bym przeznaczał określone fundusze do marca 2017 roku na spłatę zadłużenia Spółki. Nie tylko ja pracuję na sukces firmy. Przez większość dnia zajmuję się żużlem, a my mamy odpowiednie zobowiązania wobec klientów oraz płatności. Nie mogę popełnić kolejnego błędu i jeśli ratunek żużla oznaczałby załamanie finansów firmy, nie pozwolę na to.
Czy wyobraża pan sobie to, że nie będzie jednak żużla w Gdańsku w 2015 roku?
- Oczywiście, że taka ewentualność do mnie coraz częściej dociera. Mówiłem już zawodnikom, że ja mam na co wydawać pieniądze. Jest wiele rzeczy, które ucieszyłyby moją rodzinę dużo bardziej, niż inwestowanie w żużel. Nie zaprzeczam. Lubię sport motorowy. Przez lata sponsorowałem rajdy, wyścigi motocrossowe i żużel. Zresztą nadal mimo, że nie mamy licencji i szanse maleją, cały czas pracujemy. Wiele osób nie pobierających pensji z klubu, przebywa godzinami w jego siedzibie i mimo podciętych nam skrzydeł, nadal stara się pracować dla przyszłości żużla w Gdańsku. Jeden z naszych wieloletnich sponsorów, pan Sławomir Maczuga przyprowadził w ciągu kilku dni ponad 20 nowych sponsorów do klubu i trzeba chylić przed nim czoła. Wydawało się, że wszystko w gdańskim żużlu się poukłada i będzie on normalnie funkcjonował. Każdy ma jednak swoje nerwy i granice cierpliwości. Ja ich nie przekroczę.
Jakie są plany klubu na najbliższe dni?
- Tak naprawdę wszystko opiera się już na czekaniu. Zobaczymy co powiedzą zawodnicy. Kompromis z naszej strony już jest taki, że pieniądze otrzymają nie w ciągu trzech, a dwóch lat. Nie wykluczam, że jestem w stanie zagęścić spłaty, gdy tylko zostaną spełnione odpowiednie warunki. Musimy mieć jednak partnerów do rozmowy, a nie takich, którzy rzucają słuchawkami krzycząc, że nie chcą rozmawiać, bo Gdańsk zniszczył im karierę. Czasu nie cofniemy i albo znajdziemy rozwiązanie, albo wszyscy stracą.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>