Musimy poczekać kilka lat na normalność w żużlu - rozmowa z Michałem Wojaczkiem, działaczem żużlowym z Rybnika

Kilka dni temu świat żużlowy obiegła informacja, że Michał Wojaczek rezygnuje z dalszej działalności w sporcie żużlowym. Sam zainteresowany długo nie chciał komentować swojej decyzji, ale nam udało się namówić go na krótką rozmowę.

Michał Stencel: Skąd nagła rezygnacja po 8 latach działalności w sporcie żużlowym?

Michał Wojaczek: Myślę, że nie jest to nagła decyzja. Od dłuższego już czasu zastanawiałem się nad tym, choć nie była to decyzja łatwa. Osiem lat spędzonych na żużlowych torach to może nie jest lada sukces w porównaniu z takimi tuzami jak Andrzej Huszcza, jednakże z mojego punktu widzenia to kawał czasu. Szczególnie można to było zauważyć pod kątem rotacji osób z którymi miałem okazję współpracować. Praktycznie co rok spotykać mogłem nowe osoby piastujące funkcje trenera czy kierownika drużyny.

No dobrze, ale musiało się stać coś, co spowodowało taką decyzję. Ponawiam zatem moje pytanie, dlaczego?

- Decyzja została podjęta po wydarzeniach z ostatnich dni - otóż nie mogę się zgodzić z brakiem decyzji pewnych osób dotyczących mojej osoby. Brakiem odpowiedzi na korespondencję czy nieuczciwe traktowanie. Nigdy nie traktowałem sportu jako źródła dochodu, przesłałem także informację do GKSŻ, że pokryję koszty przejazdu i noclegu w Kopenhadze, bo właśnie tam odbywa się w tym roku szkolenie dla kierowników zawodów. Początkowo dochodziły do mnie informacje, że na wyjazd ten mam się przygotowywać - byłem bliski rezerwacji promu oraz hotelu - jednakże pojechał ktoś inny i z tego co nieoficjalnie jest mi wiadomo niekoniecznie na swój koszt. Mój wyjazd nigdy nie został ani potwierdzony ani anulowany.

Sugerujesz, że komuś w centrali nie po drodze z Wojaczkiem?

- Tego nie powiedziałem, ale myślę, że musimy poczekać kilka lat na pewną normalność w tym sporcie. Moim marzeniem jest, aby ten sport znów stał się bardziej rodzinny, ale może patrzę na to jako rodzic dwójki dzieciaków, które już zdążyły pokochać ten sport i częstokroć biegają po domu z moimi identyfikatorami.

Jesteś niezłym dyplomatą, ale wtajemniczeni doskonale czytają i rozumieją to co mówisz. Michał, nie jest tajemnicą, że Marek nie miał łatwego życia po pewnym Grand Prix. Czy ty, jako jego brat, także doświadczałeś tych nieprzyjemności?

- Przyznaję, że nie jest to łatwe, na decyzje Marka zawsze patrzę okiem niekoniecznie brata, a surowego obserwatora (świadomie nie używam określenia kibica, bo chyba nim już nie jestem - dop. aut.). Niejednokrotnie po zawodach rozmawiamy na temat trudnych decyzji - jeśli Marek przedstawi mi swoją decyzję i zgodzę się z tym to nie widzę problemu. Zdarza się, że nie zgadzam się z jego decyzją - wtedy negocjujemy kto ma rację. Jednakże z obowiązku powinienem dodać - częstokroć inaczej wygląda sytuacja w telewizji a inaczej w rzeczywistości.

Zakładam, że czasami oglądacie zawody wspólnie. Czy jest różnica zdań w ocenie sytuacji na torze?

- Rzadko się zdarza, że możemy wspólnie pracować czy z bliskiego miejsca oglądamy jakieś zawody - wtedy łatwiej nam się "komentuje". Ale opinie mamy czasami zgoła odmienne.

Zapytam Cię teraz szczerze, czy nazwisko i stanowisko twego brata czasami pomaga?

- Są zalety brata sędziego. Doskonale współpracowało mi się z wieloma sędziami żużlowymi. Częstokroć w trakcie zawodów ktoś mnie pytał o decyzję Marka - starałem się ich nie komentować, proponowałem kontakt bezpośrednio z Nim. W trakcie mojej pracy zdarzyła się też sytuacja kiedy za wszelką cenę próbowano nas w dosyć nieuczciwy sposób zaatakować i zaszkodzić.

Możesz powiedzieć o jaką sytuację chodzi?

- Wolę nie. Być może jeszcze kiedyś wrócę do tego sportu, a wtedy pewni działacze mogą mnie tym bardziej nie lubić.

Czy masz taki swój jeden osobisty sukces, którym mógłbyś się pochwalić?

- Każde zawody traktuję i traktowałem tak samo - zawody mają być atrakcyjne i widowiskowe dla kibiców. Aby tak było musi zagrać kilka spraw takich jak przygotowanie toru, organizacja, ich płynność. Nie odnotowałem szczególnych sukcesów - nikt mi za nic nie dał medalu. Zdarzyło się jednakże parę mniej przyjemnych rzeczy, kiedy zastanawiałem się czy w ogóle ten sport ma sens - na jednym ze sparingów jeden z zawodników stracił zdrowie - do dnia dzisiejszego z tego co wiem jeździ na wózku inwalidzkim.

A twoim zdaniem, największa bolączka polskiego żużla to…

- Kombinacje z torem, oraz coroczne wywracanie regulaminu do góry nogami.

Na koniec nie mogę nie zapytać o twoją ocenę sytuacji w Rybniku .

- Sytuacja w Rybniku nie jest łatwa, jest zadłużenie, są tradycje. Na ten moment ciężko jest określić jak będzie wyglądała przyszłość. Cieszyć może, że w klubie pojawiła się młoda krew, jeśli nie zostanie ona zatruta przeszłością to mają szansę. Rybnik przez wiele lat znajdował się w kręgu najlepszych. Także środowisko sędziowskie oraz delegaci FIM czy PZM z chęcią odwiedzali nasze miasto. Odbywały się doskonale zawody - Memoriał Ciszewskiego czy zawody rangi światowej. Od 2-3 lat ta pozytywna opinia także została nadszarpnięta. Zarzucano naszemu klubowi niechęć do pewnych spraw, zarazem sędziowie żużlowi bardzo negatywnie oceniali dziwne rzeczy dziejące się z rybnicką nawierzchnią - częstokroć nad polami startowymi przed zawodami pojawiała się gigantyczna ulewa itd. Myślę, że czasy kombinacji się skończyły i jeśli "nowi" będą walczyć zgodnie z zasadami fair play to życzę im sukcesu. A czy pojawię się jeszcze na stadionie jako funkcyjny? Czas pokaże.

Czy jest ktoś, komu chciałbym wyjątkowo podziękować za ten spędzony czas?

- Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim z którymi miałem przyjemność współpracy - w szczególności Stanisławowi Bazeli który wciągnął mnie w tajniki zawodów międzynarodowych.

Komentarze (0)