Połączenie lig i podział na grupy ratunkiem dla rozgrywek?

Na miesiąc przed startem ligi, kształt rozgrywek stoi nadal pod znakiem zapytania. Rozgrywki, zwłaszcza te drugoligowe są kadłubowe. Pomysłem na uratowanie rozgrywek może być połączenie lig.

Rekordowo dużo klubów ma problemy z przystąpieniem do rozgrywek. Z udziału w nich zrezygnował Hawi Racing Opole, licencji nie otrzymał Włókniarz Częstochowa, a dopiero w środę została podjęta pozytywna decyzja w sprawie Wybrzeża Gdańsk. Tak jak mówił Przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego Piotr Szymański mówił, na ten moment w Nice PLŻ wystartuje siedem, a w PLŻ 2 pięć zespołów. Oznacza to, że szczególnie w najniższej klasie rozgrywkowej, kibice zobaczą najwyżej czterech rywali swoich drużyn.
[ad=rectangle]
W związku z tym, z różnych stron coraz głośniej słychać głosy o możliwości połączenia Nice PLŻ i PLŻ 2. W tym tonie wypowiadał się na łamach portalu SportoweFakty.pl Robert Łukasik przewodniczący Rady Nadzorczej Łączyńscy - Carbon Startu Gniezno. - Problem, z jakim mamy obecnie do czynienia nie jest niczym nowym. To narasta od dawna i musimy sobie w końcu uświadomić, że Polski nie stać na trzy ligi. Moim zdaniem należałoby utworzyć dziesięciozespołową Ekstraligę, a reszta drużyn powinna startować na zapleczu tych rozgrywek. Patrząc na to, co się obecnie dzieje, tylko utwierdzam się w przekonaniu, że trzy ligi nie mają żadnego sensu - mówił.

Oprócz głosów pozytywnych, nie brakuje przeciwników tego pomysłu, a jednym z nich jest Prezes KMŻ Lublin Andrzej Zając - Nie jesteśmy na to gotowi. To burzy nam całkowicie budżet. Zakładaliśmy, że będzie dwanaście spotkań. Oczywiście przy założeniu, że w lidze pojadą Włókniarz i Wybrzeże. Dla nas połączenie lig może być bagażem nie do udźwignięcia. Inna sprawa, to różnice klasowe. Porażki do 30 kibiców na stadion nie przyciągną. Z drugiej strony płacić za tak wysokie zwycięstwa, to dramat dla najsilniejszych klubów - twierdził lublinianin.

W piątek na spotkaniu prezesów niższych lig w Krakowie mają się odbyć rozmowy w sprawie kształtu lig. Znalezienie złotego środka, to na dzień dzisiejszy zadanie Głównej Komisji Sportu Żużlowego oraz klubów. Siedmiozespołowa Nice PLŻ oraz pięciozespołowa PLŻ 2 nie gwarantują stania się produktem ciekawym dla sponsorów i kibiców. Praktyczny brak ryzyka spadku dla zespołów z pierwszej ligi oraz czterokrotne spotykanie się z tym samym rywalem w drugiej lidze, na pewno nie wpłyną na rozwój sportu żużlowego, a co więcej mogą pogłębić stagnację. Dlatego też wartym zastanowienia może być pomysł połączenia lig i dokonania podziału na dwie grupy, według położenia geograficznego - jak to ma miejsce w innych dyscyplinach.

W przypadku przedstawionego wyżej rozwiązania, otrzymalibyśmy dwunastozespołową ligę z dwoma grupami złożonymi z sześciu zespołów każda. Przykładowy podział mógłby wyglądać w sposób następujący:

Grupa północna (A): Gdańsk, Bydgoszcz, Piła, Gniezno, Łódź, Daugavpils.
Grupa południowa (B): Ostrów Wielkopolski, Lublin, Kraków, Rybnik, Krosno, Rawicz

W takim wypadku w rundzie zasadniczej każda z drużyn rozgrywałaby 10 spotkań. Po zakończeniu rundy zasadniczej odbyłaby się wstępna faza play-off, w której zespoły z miejsc 1 i 2 z grup A i B miałyby wolny los, natomiast pozostałe drużyny mierzyłyby się ze sobą w następującym układzie:
1) 3A - 6B
2) 4A - 5B
3) 5A - 4B
4) 6A - 3B

Zwycięzcy pojedynków awansowaliby do 1/4 finału, w której czekałyby zespoły z miejsc 1 i 2 z grup A i B. Natomiast zespoły przegrane zakończyłyby sezon po odjechaniu dwunastu spotkań i byłyby kandydatami do startu w PLŻ2, w przypadku reaktywacji tej klasy rozgrywkowej w sezonie 2016, co byłoby sensowne, gdyby do ligi zgłosiły się zespoły z Częstochowy, Opola i Poznania. W takim układzie pojedynki 1/4 finału wyglądałyby następująco:
5) 1A - (5A - 4B)
6) 2A - (6A - 3B)
7) 2B - (3A - 6B)
8) 1B - (4A - 5B)

Kolejną fazą byłyby półfinały, a następnie finał rozgrywek, którego zwycięzca awansowałby bezpośrednio do PGE Ekstraligi, a przegrany toczyłby walkę w barażu. W efekcie takiego systemu rozgrywek, drużyny rozegrałyby od dwunastu do szesnastu spotkań. Ponadto każdy z zespołów do swoich ostatnich zawodów walczyłby "o coś", a każde spotkanie gwarantowałoby emocje.

Sytuacja z licencjami w niższych ligach jest bez precedensu. Jeszcze nigdy w połowie marca nie było tylu niewiadomych. Cała sytuacja storpedowała przygotowania praktycznie wszystkich klubów. - Z punktu widzenia kibica, pomysł połączenia lig jest ciekawy i warty rozważenia. Kwestia, czy to pora na takie zmiany. Zespoły, które dostały wcześniej licencję były przygotowane na określoną liczbę spotkań. Szczególnie w PLŻ 2, budżet buduje się w zależności od meczów. Prezesi podejmując decyzję o kształcie ligi będą musieli kierować się możliwościami finansowymi, bo zmienianie zasad w przededniu ligi nic dobrego nie da. Zawodnicy też podpisując kontrakty liczyli się z tym, że pojadą w określonej liczbie spotkań i w przypadku zmian, nie wiadomo czy będą mogli uczestniczyć w każdym meczu. Oby cała ta sytuacja w przyszłości wpłynęła na ludzi decydujących o obliczu klubów. Nie można dopuścić do pogłębienia kryzysu w żużlu. Decyzja zostanie podjęta dopiero 20 marca, a to bardzo późno. Patrząc na liczbę spotkań w PLŻ 2, reorganizacja jest jednak warta przemyślenia. Szefowie klubów i zawodnicy najlepiej znają swoją sytuację i ruch należy do nich. Temat jest bardzo trudny - zauważył Stanisław Chomski.

W całej sytuacji nie sposób znaleźć złoty środek, który każdego by zadowolił. - W ubiegłym sezonie zespoły walczyły o awans i o utrzymanie, a połączenie lig podważa sens prowadzenia rozgrywek. Nie można zmieniać tak bardzo zasad w trakcie gry. To problem nurtujący kibiców i podmioty prowadzące rozgrywki, by były one przejrzyste. Co nagle, to po diable. Należy zwołać naradę środowiskową z klubami, zawodnikami i działaczami oraz wypracować wieloletni plan, uatrakcyjniający rozgrywki. Nigdy nie zabezpieczymy się do końca przed czynnikami zewnętrznymi, ale i tak może to pomóc. Liga nie może być kadłubowa, a wydolna. Musi być odpowiednie zabezpieczenie finansowe, bo żużel to nie jest masowy sport. Trzeba zainwestować w sprzęt, a wiele uwarunkowań to duże koszta. Zniknięcie każdego ośrodka, to 10 zawodników mniej i brak szans dla młodzieży. Największy problem ma teraz PLŻ 2 - dodał Chomski.

Źródło artykułu: