Ze dwa tygodnie do rozpoczęcia ligowych rozgrywek w naszym kraju, a dopiero w piątek tak naprawdę dowiedzieliśmy się, że jednak nadal będą dwie osobne ligi: pierwsza i druga (de facto trzecia) i jakie drużyny w nich wystąpią. Takiego bałaganu w historii tego sportu jeszcze nie było! To ja się pytam: na jakiej zasadzie zespoły miały budować swoje składy, skoro część z nich nie wiedziała, czy wystąpi na pierwszym, czy drugim froncie, inni zaś w ogóle nie wiedzieli, czy dostaną licencję na starty w lidze. Jak więc rozmawiać ze sponsorami, budować budżet i sprzedawać karnety? No jak?! Spodziewałem się Wielkiego Piątku (wiem, wiem, że to jeszcze nie święta, nie bredzę) i tego, że prezesi klubowi połączą dwie kadłubowe ligi w jedną, najwyżej podzielą ją na grupy. Ale nie! A ja uważam, że polskiego speedwaya nie stać na trzy dywizje! Ja wiem, że wielu się ze mną nie zgodzi i mają do tego prawo (nie mam patentu na wszelakie żużlowe mądrości). Np. red. Damian Gapiński, szef SF.pl ma w tej kwestii odmienne zdanie od mojego, ale to fajnie tak pięknie się różnić, nawet w ramach jednej redakcji, w końcu obu nam zależy tylko na dobru czarnego sportu. Przeciwnicy łączenia I z II ligą powiadają:
- Przecież prezesi kilku klubów, np. Krosna, Piły czy Lublina sami odmówili wzięcia udziału w castingu na starty w droższej I lidze, gdyż nie mieliby na nie pokrycia w budżecie. Poza tym byłaby zbyt duża dysproporcja w sile poszczególnych drużyn, mecze byłyby do jednej bramki z wysokimi wynikami, a wizyty słabeuszy rujnowałyby budżety mocniejszych klubów.
Sporo w tym wszystkim prawdy i racji, ale sądzę, że te silniejsze teamy ciągnęłyby za uszy do góry maruderów. Przecież, gdy Wybrzeże skutecznie walczyło o awans do Ekstraligi, to przegrało w Rawiczu! A czyż w Ekstralidze np. mocny Falubaz nie zbierał batów do 28? Zbierał. Wysokie wyniki są wszędzie.
[ad=rectangle]
A na razie… kamieni kupa
Pewien ważny minister w bardzo brzydki sposób nazwał polską rzeczywistość i został nawet podsłuchany oraz nagrany. Ja zdanie ministra złagodzę na: "męskie przyrodzenie, cztery litery i kamieni kupa, właśnie". Taką diagnozę da się także zastosować generalnie do obecnego fatalnego stanu polskiego ligowego żużla. Jego władze, czyli PZM, GKSŻ i Ekstraliga doskonale wiedziały, co się święci - skoro wiedzieliśmy my dziennikarze i o tym pisaliśmy - że kluby zadłużają się ponad miarę, żyją na kredyt, oszukują zawodników, podpisują z nimi wirtualne, kosmiczne kontrakty bez pokrycia w budżecie, a długi rolują na następny sezon, co jest zabronione. Alarmował m.in. Czekański (alarmowali inni), ale się z niego nabijano, że to czarnowidztwo na potrzeby satyrycznego felietonu. A ja po prostu wtedy przestrzegałem przed smutną przyszłością naszego ligowego speedwaya, która teraz stała się już rzeczywistością. A będzie tylko gorzej. Władze naszego czarnego sportu jednak nic sobie z tego nie robiły, udawały dobrych wujków i nawet wymyśliły bzdurne licencje nadzorowane dla klubów, które były już po finansowym nokaucie. Te kluby stały wówczas na skraju przepaści. Dzięki owym (nie)nadzorowanym licencjom zrobiły krok naprzód, zwłaszcza Czewa. Ale historia uczy tylko jednego: że jeszcze nigdy nikogo niczego nie nauczyła. PZM dalej brnie w te swoje licencje (nie)nadzorowane!? Jak to się skończy? Kolejną piękną katastrofą?
Do czego doprowadzono? Zacznijmy od dołu, po piątkowym spotkaniu prezesów, czyli od II ligi. Jeszcze kilka dni temu zanosiło się na to, że chyba będzie rozgrywana w formie... czwórmeczów, gdyż były w niej tylko cztery kluby. Żartuję oczywiście z tymi czwórmeczami. Teraz doszlusowało Wybrzeże Gdańsk, bo wreszcie podpisało ugody ze swoimi zawodnikami-wierzycielami, że niby spłaci im jakiś procent (40?) długu w pewnym czasie. Czyli się poczuwa. Problem w tym, że przed sezonem 2014 pan Zdunek - jak opowiadał mediom Robert Miśkowiak - osobiście podpisywał podobne ugody z zawodnikami, żeby gdańszczanie dostali licencję na starty w Ekstralidze. "Misiek" twierdzi, że te ustalenia nie zostały dotrzymane. Mamy więc teraz kolejny raz uwierzyć panu Zdunkowi i jego Wybrzeżu?
Widzę, że upadł cnotliwy pomysł wystawienia kombinowanej drużyny juniorów przez PZM, dla której gospodarzem miał być Poznań. Przy sknerstwie motorowej centrali ta idea nie miała szans powodzenia, bo nawet na te dzieci w II lidze trzeba by było wydać sporo kasy.
Mamy zatem ledwie pięć ekip w najniższej dywizji. I co z tym zrobić? Ile to meczów do odjechania? A np. Lublin to da radę finansowo dotrwać do końca? Tak tylko pytam. Na dziś (powtarzam: na dziś!) to jakaś popierdółka, a nie liga.
Największy ambaras jest jednak z I ligą. Kilka klubów z drugiego frontu nie dało się schwytać w łapance do wyższej dywizji. Mamy więc w niej ledwie siedem ekip, a niebawem może być sześć, gdyż z Bydzi dochodzą głosy, że Polonia jest w fatalnej sytuacji finansowej (ponoć, jak czytałem gdzieś w lokalnych mediach, od sponsorów uzbierali tam... 200 tys. zł). Tylko znaczący zastrzyk od miasta (mówi się o 1,5 mln zł) może ją uratować, albo jedynie... przedłużyć agonię.
W Ekstralidze osiem zespołów i tylko dlatego, że z łapanki dobrany został wahający się GKM Grudziądz, pod którego skrojono warunki castingu, a Rzeszów do końca się zastanawiał, czy wobec odejścia Marty Półtorak (i jej kasy) nie zrezygnować z jazdy w najsilniejszej i najbogatszej lidze. Realnie, przez moment, groziło nam więc ledwie sześć drużyn w Ekstralidze! To byłaby kompromitacja na cały polski sport. „Żurawie” jednak poszły na całość i zaryzykują w Ekstralidze, a dochodzą mnie słuchy, że już hm, ponoć sztukują tam forsę, że czekają na dotację z miasta i że na razie niekoniecznie musi być tam zbyt różowo. Niektórzy zawodnicy nawet żartują, iż w Rzeszowie zakontraktowano tylu seniorów po to, że jak któryś zastrajkuje przez ewentualny brak wypłaty, to w meczu będzie miał go kto zastąpić. Mam oczywiście nadzieję, że te wieści-ploty są jednak przesadzone, ale bez Marmy rzeczywiście może być marnie.
Zielonostolikowy GKM Tomka Golloba - z tego co słyszę - dostanie potężną dotację od miasta, bez której czarno widziałbym jego pobyt w Ekstralidze. Tyle że tam coraz lepiej grają piłkarze, a gdzie rodzi się dobry futbol, tam speedway spychany jest na margines. Zobaczymy więc jak będzie w Grudziądzu.
A pan Sady z Tarnowa, jak czytam w mediach, już jest "prawie" dogadany z Azotami, co by sypnęły groszem. A wiecie co robi "prawie". Robi różnicę. No, ale powodzenia życzę "Jaskółkom".
I taki generalnie (z małymi wyjątkami) żałosny jest stan polskiego ligowego żużla na dzisiaj. Kamieni kupa.
Nie ma świętych, wszyscy winni!
Dlaczego do tego doszło? Kto jest temu winny? Wszyscy. Oszalali w rozpuście prezesi klubowi (acz są chlubne wyjątki), którzy aby zaistnieć na lokalnych salonach, zrobić karierę, zapragnęli zwycięstw w lidze za wszelką cenę, za kredyt, za nierealne wirtualne kontrakty z zawodnikami - byle tylko mieć lepszy skład od rywali - i za cenę przesuwania długu z sezonu na sezon, czyli generalnie powiększania go.
I zapytajcie dzisiaj żużlowców, ilu z nich w ustalonym terminie dostało od klubów i czy w ogóle dostali pieniądze na przygotowanie do sezonu '2015, czyli za podpis pod kontraktem? Wielu - mimo obietnic działaczy - nie dostało jeszcze nic, albo jakieś wstępne ochłapy. Czyli w polskim speedwayu generalnie nihil novi! Nadal leci kabarecik pt. "Podpisujemy, a potem jakoś to będzie". I broń Boże nie wskazuję tutaj palcem żadnego konkretnego klubu, żeby była jasność! Piszę ogólnie tylko o dość powszechnej praktyce.
PZM, Ekstraliga i GKSŻ. Lepiej niż dziennikarze te ciała wiedziały o patologiach, które dzieją się w wielu klubach i wiedziały do czego to prowadzi, a mimo to tolerowały tę sytuację, nawet sankcjonowały jakimiś bzdurnymi (nie)nadzorowanymi licencjami.
Mistrzowie relatywizmu moralnego, czyli kibice, lokalne władze (również czasem mało czujne miejscowe media), bo wszyscy oni żądają zwycięstw, kładą olbrzymią presję na prezesach klubowych bez oglądania się na konsekwencje i bez rozsądnego patrzenia w przyszłość.
Szkoda Czewy. Bardzo. Opola również. Taka tradycja, aż łezka się w oku kręci. Ale nie tylko te ośrodki powinny być zawieszone, ukarany (tylko jak?) powinien być także PZM. Najpierw dał Włókniarzowi i Wybrzeżu (spółkom) tzw. licencje (nie)nadzorowane, choć wiedział, że ich długi będą tylko narastały. Potem im te licencje odebrał, ale za to przyznał prawo do startu w II lidzie '2015 tamtejszym stowarzyszeniom. Te w dobrej wierze podpisały więc kontrakty z zawodnikami. A ci z kolei także podpisali je w tak samo dobrej wierze. Na półtora miesiąca przed startem ligi Włókniarz i Wybrzeże zostały przez wspomnianą motorową centralę wycofane z rozgrywek (bo wystraszyła się ona groźby pozwów sądowych ze strony żużlowców-wierzycieli)! Tak się nie robi. To stanowczo za późno! Gdańsk - na szczęście dla siebie - jakoś się rzutem na taśmę podgadywał ze ścigantami (nie tylko z krajowymi, ale i z Madsenem, i dobrze, bo stranieri tak samo ważny jak nasi) i kilka dni temu uciekł spod kosy. Jednak może pojechać w II lidze. Tylko co PZM zamierza teraz zrobić z tymi żużlowcami, którzy po jego decyzji wycofującej Czewę nagle zostali bez pracy? Gdzie PZM ich upchnie, żeby nadal mogli uprawiać swój zawód i zarabiać?
Owszem, na złośliwego, rozległego raka najlepsze jest ostre cięcie skalpelem, problem w tym, że PZM zbyt dłuuuugo (już rok wcześniej trzeba było nie przyznawać licencji m.in. Czewie i Gdańskowi!) wahał się co zrobić, a potem - już po czasie - ciągle zmieniał własne decyzje doprowadzając swoją okropną niekonsekwencją i chwiejnością do totalnego bałaganu w ligach, a niektórych żużlowców do bezrobocia i nędzy.
Słyszę, że po roku karencji kluby z Częstochowy, czy z Opola, jakoby mogłyby przystąpić do rozgrywek ligowych już bez długów na karku. Czyli zawodnicy, którzy nie mogą z tamtejszych ośrodków żużlowych odebrać swoich zarobionych pieniędzy zostaliby na lodzie?
Smutne, że taki stan rzeczy aprobują niektórzy kibice, co jest relatywizmem moralnym i egoizmem, tudzież brakiem empatii wobec niezapłaconych żużlowców.
W Gdańsku spółka ze stowarzyszeniem żyły w symbiozie, a nawet w unii personalnej, więc długi są jakby wspólne i raczej nie da się od nich uciec, natomiast w Czewie stowarzyszenie tylko luźno współpracowało (ale jednak!) z tamtejszą spółką i nie zamierza się z nią utożsamiać oraz spłacać jej długów. Prawnie może by się i dało to obronić, ale moralnie? Stowarzyszenie Włókniarz odcina się od spółki, ale w desperacji chciało pojechać w II lidze za cenę karnych punktów i tylko swoimi wychowankami, i bez prawa awansu. To za co owo częstochowskie stowarzyszenie chciało nałożyć na siebie tę karę? Za działania tamtejszej żużlowej spółki, od której się odcina? Co za niekonsekwencja.
Jeszcze nie tak dawno, bo w ubiegłym sezonie, czytałem w necie pomstowania częstochowskich fanów na tamtejsze stowarzyszenie, że bierze ono pieniądze z parkingu i od miasta na szkolenie, a ta kasa powinna trafiać do ekstraligowej spółki na utrzymanie kosztownych gwiazdorów. Kibole "Lwów" wręcz odcinali się od stowarzyszenia. Teraz, kiedy spółka z powodu swego zadłużenia straciła ligową licencję, a stowarzyszenie starało się - i przez moment miało nawet zgodę PZM - o starty w II lidze, to nagle ono stało się oczkiem w głowie częstochowskich kibiców, którzy gniewnie pytają:
- A w imię czego nasze stowarzyszenie ma płacić długi za jakąś spółkę?
I nie obchodzi ich już los żużlowców pozostawionych na lodzie, żużlowców, za których jeszcze niedawno ci fanatycy daliby sobie odciąć ręce. Teraz to dla nich złotówy.
Owszem, spółka z Czewy przebąkuje, że odda jeźdźcom część ich pieniędzy. Mało kto w to wierzy, bo skąd weźmie na to forsę, skoro nie startuje w lidze, nie sprzedaje biletów na mecze, a sponsorzy nie rzucą groszem za bezdurno?
A zawodnicy? Oni też są winni, gdyż podpisywali nierealne kontrakty z klubami, o których cała Polska już wiedziała, że są słabo wypłacalne. Desperaci, czy zaślepieni pazerniacy? Mnie to zawsze ciekawi, dlaczego żużlowcy w Szwecji czy w Anglii mogą jechać za duuuużo mniejsze pieniądze, a w Polsce nie mogą? Polski żużel jest przepłacony! Wpływy od sponsorów, w tym od tytularnego Ekstraligi, czy z telewizji (nie ma porównania do futbolu!), zyski z biletów itd. najczęściej nie równoważą wydatków głównie na zbyt drogich zawodników. A więc jest jak jest, a jest źle i wbrew piosence TSA tutaj nie ma świętych, wszyscy jesteśmy w jakiś sposób winni!
Bartłomiej Czekański
Raz czy dwa w sezonie może sie zdażyć wynik do 20, ale co powiesz drogi Bartku księgowej klubu, który wygrywa ta Czytaj całość