Jak widać, będzie tu o tłumikach, które tak jak kiedyś, tak i teraz dzielą speedwayowi świat. Najpierw jednak słów kilka o sobotnim toruńskim turnieju Speedway Best Pairs Cup i o naszym eksperckim typowaniu jego wyników na SportoweFakty.pl. Stawiałem na wygraną Łagutów i Emila, ale oni pojechali raczej jak leniwe niż ruskie pierogi, które tak lubię. Drugie miejsce Polaków, czyli niby generalnie nie było aż tak źle z biało-czerwonymi, lecz to już kolejna porażka z Dunami na naszej ziemi (po DPŚ w Bydzi). To zaczyna być już jakiś kompleks? I nie wróży nam odzyskania DPŚ. Hampel wymiatał, Kasprzakowi nie wyszło, a raczej nie jechało. Zdarza się nawet najlepszym, zwłaszcza na początku sezonu i na nowych tłumikach. Boję się tylko, iż "Kasper" za bardzo napalił się, by już w tym sezonie zdobyć koronę IMŚ, a gdy się za bardzo chce, to nie wychodzi. Napinka nigdy nie jest dobra. Problem w tym, że już za tydzień liga w zimnej aurze, jak zapowiadają, a niektórzy ściganci i całe drużyny są jeszcze w rozsypce, podczas gdy inni już błyszczą. Piotrek Pawlicki, mimo ambicji i tego, że przywiózł kilka punktów, szału również nie zrobił, nadal beztrosko wypuszcza motor, a ten dźwiga go na jedno koło. Raz Peter o mało nie odbił się od bandy i w poprzek toru przejechał tuż przed nosem swego nowego klubowego kolegi Jonassona. Mogła być z tego spora kupa na torze. Wobec dobrej postawy Szweda, menago Królowej Unii Leszno Adaś Skórnicki będzie miał zgryz, kogo wystawić do składu. Walka o miejsce w drużynie może pogrzebać aspiracje Byków. Tam w parku maszyn już w ub. roku było nerwowo. Nie wiem, czy na miejscu Marka Cieślaka w Toruniu nie postawiłbym bardziej na Janowskiego, czy zwłaszcza na Zmarzlika niż na szalonego Petera z oparzonymi palcami.
[ad=rectangle]
- Jaaaarek (Hampel), które pole chcesz? - krzyczał nasz "Narodowy" Marek Cieślak podczas wywiadu telewizyjnego (fajna blondynka go przeprowadzała). Zabawne to było, ale tym razem - w przeciwieństwie do ubiegłorocznego finału DPŚ w Bydzi - Marek nie przeszedł obok zawodów, tylko żył nimi i mobilizował swoich podopiecznych. Taaa, to był znowu ten stary dobry Cieślak. Szkoda, tylko, że bez zwycięstwa Polaków. W finale Hamleci mieli lepsze pola startowe. I je wykorzystali.
W sumie fajne, ciekawe zawody na powracających przelotowych tłumikach. Na razie więcej było brytyjskich Kingów niż naszych Poldemów (a tańsze są i bardzo dobre), ale to wciąż się zmienia. Wieszczono, że powrót "przelotówek" ugotuje m.in. Iversena oraz Hancocka (był szybki na starcie, w jednym motorze miał tłumik Kinga, a w drugim założono mu… mojego prywatnego Poldema). Coś się nie zanussi na ich słabszą formę. Na razie "przelotówki" wróciły do życia Balińskiego, a co z Gollobem?
W sobotę w Toruniu mieliśmy zatem nieoficjalne mistrzostwa świat par, a w niedzielę mieliśmy się emocjonować już oficjalnym krajowym championatem w tej konkurencji. Mocne rozpoczęcie sezonu, tylko co to za wczesne terminy?! Tyle, że finału w Lesznie nie było! Mimo wcześniejszego deszczu i pochmurnego nieba znany żużlowy sędziowski skandalista Marek Wojaczek stwierdził, że zawody o planowanej godz. 15 odbędą się. Kibice przyszli więc na stadion i zmarnowali niedzielę, klub poniósł koszty, a imprezę trzeba było w trybie nagłym i to już po prezentacji odwołać! Tor nie nadawał się do jazdy, zwłaszcza na pierwszym łuku. Zawodnicy twierdzą, że nie mają pretensji do sędziego, gdyż oni chcieli jechać i wierzyli, że uda się dobrze przygotować nawierzchnię. Mówią tak ze strachu przed Markiem Wojaczkiem, karą za krytykę, czy pod publiczkę? Panowie, mamy marzec, jesteśmy po zimie, a tor potrzebuje słońca! Co więc wy wygadujecie?! Kto teraz Unii Leszno zwróci za niepotrzebnie poniesione wydatki? Pan sędzia z własnej kieszeni, a może wy - żużlowcy? No chyba, że same "Byki" wcześniej przygotowywały kopę, ale nie wierzę w taką głupotę o tej porze roku!
Mój apel z ostatniej chwili:
We Wrocławiu i w okolicach - choć to zwykle enklawa ciepła w naszym kraju - pada deszcz ze śniegiem i tak ma być już do świąt. Jest zimno. Gdzie indziej też niewiele lepiej, albo i gorzej. Red. Adam Zając, szef "TŻ", powiedział mi, że w Lesznie na chodnikach leży śnieg. W Rzeszowie na dziś zaplanowano dopiero pierwszy trening. Wiele sparingów i innych imprez zostało odwołanych. W związku z tym równie wielu zawodników nie jest jeszcze gotowych do poważnego ścigania się (i nie sugerujmy się tu wyjątkiem znakomitego Jarka Hampela). To dla nich byłoby ogromne ryzyko. Tory są po zimie i po obecnych oraz minionych opadach przemoczone i ciężkie, a słońca ani widu, ani słychu. Nie da się więc przygotować bezpiecznych nawierzchni do walki. Zresztą walki na błotnej mazi nie będzie żadnej. Nie uda się torów osuszyć. Długoterminowe pogody są tutaj bezlitosne. Przy opadach i 5 stopniach Celsjusza, jaki to będzie komfort dla najprawdopodobniej przemarzniętych i przemoczonych kibiców na trybunach stadionu? Ekstraliga już teraz powinna zatem odwołać pierwszą kolejkę, żeby kluby nie generowały kosztów: nie reklamowały meczów w mediach i na nośnikach, nie produkowały materiałów informacyjnych, które w przypadku odwołania imprezy będą do wyrzucenia, żeby nie zamawiały ochrony, cateringu, żeby policja nie czyniła przygotowań, żeby kibice nie wynajmowali autobusów na wyjazd na mecz, żeby inaczej poukładali swoje świąteczne plany itd., itp.
Zazdrośni i niewdzięczni synowie Albionu
Kiedy pod koniec lat 70. pomieszkiwałem w Londynie, to co chwilę miejscowe media atakowały mnie hasłem "The British are the best"! Jednak moja tamtejsza ciocia - starowinka oprowadzała mnie po wystawach sklepowych "na dzielnicy" mówiąc:
- Polska kiełbasa, szynka, masło czy wódka są znacznie lepsze od tutejszych, są lepsze od zachodnich i w Anglii można je kupić, ale przez sprzedawców złośliwie są źle eksponowane, gdzieś z tyłu.
Ciocia swoją zemstę na Wyspiarzach przeprowadzała w ten sposób, że na pozostawionych na ławkach kolorowych tabloidach, w których królowały zdjęcia roznegliżowanych "tambylczyń", rysowała długopisem, jak powinna wyglądać zgrabna pupa kobieca. Po czym owe gazetki z poprawioną figurą Angielek podrzucała w widoczne miejsca z komentarzem, że one to są klocki i kaszaloty. Że Polki dużo ładniejsze.
Angole dżentelmenami są jedynie we własnym mniemaniu. W tamtych latach nie zdarzyło mi się zobaczyć miejscowego kolesia, który w autobusie, czy w metrze ustąpiłby miejsca starszej kobiecie. I szybko zapominają. To o polskich lotnikach (m.in. z dywizjonu 303) brytyjski premier z czasów II wojny światowej Winston Churchill powiedział: "Nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym".
Ale zaraz potem niewdzięczni Wyspiarze potraktowali naszych bohaterów bez sentymentu. Mój wujo, który do Londynu trafił prosto z armii Andersa, dostał fuchę zamiatacza peronów metra. A gdy jego szefowie dowiedzieli się, że przed wojną był personą ze stref rządowych w Polsce i że zna sześć języków, to go awansowali… na konduktora i przyciskał guziczki w pociągach metra. Dumni synowie Albionu po prostu uważają się za lepszych od innych. I nie wiem czemu.
Dobrze, dobrze, już przechodzę do żużla. Przypomnijcie sobie jak zaprzyjaźniona z FIM brytyjska firma BSI, ta od cyklu GP (IMŚ), na wszelkie sposoby flekowała toruński One Sport i wskrzeszone przez Polaków IME (SEC). I do dziś im utrudnia. Anglicy np. złośliwie wciąż bojkotują nieoficjalne MŚP (Speedway Best Pairs Cup) organizowane przez polski One Sport, za co zbierają cięgi nawet od własnych kibiców. I nie tylko to. Wyspiarze nie mogą znieść, że oni mieli do dyspozycji jedynie brytyjską telewizję SKY Sport, a teraz zaledwie lokalny tamtejszy Eurosport 2. Tymczasem One Sport i Adam Krużyński z NICE'a dogadali się z głównym międzynarodowym Eurosportem, dzięki czemu swoje speedwayowe imprezy pokazują milionom ludzi na całym świecie. Oglądalność jest szokująco wysoka. No i IME (SEC) okazały się udanym cyklem, który przewietrzył żużel i ściągnął jego gwiazdy. Bo Polacy z One Sport i organizatorzy (plus telewizja?) m.in. więcej płacili za start niż chytra BSI. Angole chcieliby, żeby zawodnicy skuszeni walką o IMŚ jechali za jakieś marne grosze i dokładali do tego interesu. A sama BSI z kolei chętnie drenuje z kasy, najczęściej polskie, miasta i kluby, które chcą gościć u siebie turnieje GP. Nasz One Sport nie jest taki pazerny.
Cykl GP się zwija, zjada własny ogon, już się przejadł, jadą w nim niemal te same nazwiska, coraz mniejsza frekwencja na trybunach, czasem to jest nawet porażka, do tego bardzo średnia oglądalność na tiwi. A przed SEC i parami spora przyszłość! Czyli Polak potrafi! Umie być lepszy, skuteczniejszy i bardziej zorganizowany np. od Anglika! Do tego dodajmy tę naszą fantazję i polot.
W żużlu mieliśmy przecież popularny polski motor FIS, ale zachodniacy zaraz krzyknęli, że jest zerżnięty z ich JAP-a! Pamiętam, że w Ostrzeszowie produkowano bardzo fajne sprzęgła do "żużlówek", że polscy mechanicy mieli swoje udane patenty, np. nasz wrocławski śp. Marian Milewski. Anglicy, Szwedzi i inni chętnie odgapiali. A tuner Ryszard Kowalski? Czołówka światowa! I nie tylko on. Teraz widzę, że majster "Henia" Gały, słynny Darek Jack Sajdak produkuje obowiązkowe osłony do tłumików. I na swoje wyroby ma homologację FIM. To tylko kilka przykładów, że polskie też jest dobre w speedwayu i konkurencyjne.
Nieprzelotowe tłumiki oddzieliły mężczyzn od chłopców
Afera z siłowym wprowadzeniem nieprzelotowych, niebezpiecznych (zabierały moc silnikom i nie było czym się ratować przed dechami) i niszczących atrakcyjność żużla nieprzelotowych, wyciszonych tłumików pokazała, kto w tym interesie nie ma jaj i jest konformistycznym mięczakiem. Zagraniczni żużlowcy z miejsca zwiesili głowy i poddali się dyktatowi FIM oraz swoich macierzystych federacji motorowych. Poszli niczym barany na rzeź. Polacy się stawiali i buntowali. Razem z red. Damianem Gapiński ze SF.pl bardzo ich wtedy wspieraliśmy. Należycie w tej sytuacji zachowywał się szef zawodniczego "Metanolu" Krzysiek Cegielski. Za to Marek Cieślak stał okrakiem na barykadzie, a dziś powiada, że "nieprzelotówki" to był błąd. Jednak PZM, chcący się przypodobać FIM, zagrał bardzo cwanie i powiedział: - Skoro uważacie, że te cichsze tłumiki są niebezpieczne, nie wprowadzimy ich w Polsce, ale też nie pozwolimy wam ryzykować na nich w ligach zagranicznych, czy np. w IMŚJ.
Podejrzana była ta troska PZM o zdrowie naszych żużlowców, bo np. nie obejmowała ich startów w GP (wiadomo: FIM mogłaby się tu obrazić). Kilku krajowych ścigantów nadal było nieugiętych, ale to raczej ci słabsi, biedniejsi z niższych lig. Krezusi i potentaci zaczęli jednak kalkulować, co im się opłaca (łącznie z moim kolegą Tomkiem Gollobem) i nagle zaczęli wydalać z siebie lojalki, że oni ostatecznie mogą spróbować się pościgać na trefnych nieprzelotowych tłumikach także i w polskiej lidze. Skoro stare trepy się złamały, to i młodzi również nie mieli oporów, by zgodzić się na "nieprzelotówki".
Pewna Amerykanka, która jest konferansjerką na walkach boksu zawodowego, zawsze je zapowiada: "Nadchodzi chwila, która oddzieli mężczyzn od chłopców". U nas zrobiły to tłumiki. Wspomniany red. Gapiński ambitnie i honorowo zrezygnował z funkcji rzecznika prasowego GKSŻ na znak protestu, kiedy okazało się, że mimo zaproszenia żurnaliści nie zostali wpuszczeni na obrady żużlowców z działaczami na temat wprowadzenia u nas owych badziewnych "ekologicznych" tłumików nieprzelotowych. Zrobił się bałagan, a zawodnicy popadli w koszty. Potem na stadionach było cicho, mijanek jak na lekarstwo, coraz mniejsza frekwencja widzów i całe mnóstwo wypadków żużlowców.
Nawrócenie
Szef GKSŻ Piotrek Szymański najpierw niemal siłowo, wraz z prezesem Witkowskim z PZM, wprowadził w Polsce owe trefne, nieprzelotowe tłumiki. Jednak kilka miesięcy później, pewnego pięknego dnia przewodniczący Piotrek nagle i niespodziewanie… nawrócił się na tłumiki przelotowe. Zadzwonił do mnie i rzekł wtedy: - Wiesz Bartek, byłem na treningu amatorów i usłyszałem oraz zobaczyłem, że prawdziwy speedway jest jednak na "przelotówkach".
- Zrób więc coś z tym! - zachęciłem szefa GKSŻ. I zrobił! A że Ostrów bliski jego sercu, więc nic dziwnego, że to tam Leszek Demski zaprojektował przelotowy tłumik nowej generacji, który spełniałby jednocześnie najnowsze wymogi FIM, jeśli chodzi o poziom emitowanego hałasu. Urządzenie wyprodukowano także w Polsce. I zaczęła się batalia o homologację, o przekonanie dziadków z FIM, że nie tylko nieprzelotowe badziewie może być ekologiczne. Testy ciągnęły się niczym makaron i co chwilę zgłaszano do Poldema uwagi. Nie szukam spiskowej teorii dziejów, jakichś śladów ewentualnej nieuczciwej konkurencji, lecz jestem przekonany, że gdyby chodziło o zachodni produkt, zwłaszcza uznanej firmy, to procedura byłaby bardzo szybka i uproszczona. Tu tak nie było. Ale wreszcie się udało i nie mogło być inaczej, skoro polski tłumik w testach wypadał lepiej od zachodniej konkurencji. Problem był i jest jeden. Gdyby Poldem dostał homologację jesienią, to można by było go na torze sumiennie i starannie przetestować, i poprawić ewentualne niedociągnięcia, które w nowych konstrukcjach zawsze się zdarzają. Ile czasu mercedes, audi, bmw, honda, citroen itd. sprawdzają swoje nowe modele aut, zanim wypuszczą je na rynek! Przez ten długi okres eliminują usterki.
Że tłumikowy King, to taka uznana firma, jak zachwala ją wschodni rajder Emil Sajfutdinow? Pewnie tak. Mnie jednak żużlowcy opowiadali, że w ubiegłym sezonie mieli spory problem z pewną partią Kingów, które zostały potem przez producenta poprawione. Tak mi zeznali. I ja jestem w stanie uwierzyć, gdyż w technice każdemu takie rzeczy mogą się wydarzyć. Nawet doświadczonym gigantom jak wspomniany King. A nasz Poldem dopiero przecież raczkuje, dopiero się udoskonala. A już mu robią pod górkę. Słyszę opowieści, że nieżyczliwi ludzie - ponoć maczał w tym łapska jakiś angielski tuner, choć nie podano mi nazwiska - wsadzili palnik acetylenowy do Poldema, poczekali aż ten przegrzeje się do czerwoności i efekt wysłali do FIM z odpowiednim komentarzem, że to bubel. Taka opowiastka krąży tu i tam. Faktem jest, że niektórym - powtarzam: tylko niektórym! - Poldemom z pierwszej inauguracyjnej serii pod wpływem drgań i temperatury pękała przednia ścianka.
Jeden z moich ulubionych polskich mechaników nawet puścił na facebooka zdjątko Poldema z niepożądaną dziurą. Ale już wcześniej ktoś inny, pewnie jakiś "życzliwy", zainteresował tym problemem, a jakże FIM, zapewne rozpoczynając swój raport od słów: "uprzejmie donoszę". Światowa Federacja, jak mi ludziska podpowiadają, nawet wysłała do polskich producentów zaniepokojone zapytanie w tej sprawie. Ci zaś natychmiast przedstawili poprawki, inną blachę, nowe, lepsze wytłoczki, kształt jest teraz łagodniejszy oraz inne łączenie, bardziej absorbujące drgania. I FIM te zmiany zaakceptowała. Wiem, że producent daje gwarancję na Poldemy i jeśli komuś zaszwankował jakiś egzemplarz z pierwszej serii, to natychmiast pechowiec dostaje już poprawiony i ulepszony tłumik tej najnowszej generacji. Czy konkurencja też tak robi? Nie sądzę. Podejrzewam, że Brytole, choć jakby się uspokoili, to swoją krecią robotę mogą jeszcze wykonywać.
Słyszałem, że wielu jeźdźców, którzy najpierw kupili dzieło Demskiego na próbę, dla testów, teraz zamawiają następne Poldemy, czyli jak widać, chcą je zamontować przy swoich motocyklach na ten sezon. Produkcja idzie pełną parą, a dystrybutorzy mają zbyt. Rozpytałem w środowisku, poczytałem media, obejrzałem pary w Toruniu i wyszło mi, aczkolwiek pewności jeszcze nikt nie ma, bo sytuacja jest dynamiczna, że polskiemu tłumikowi ponoć chce zawierzyć m.in. Iversen, który jednak jedną maszynę pozostawił przy Kingu. Również za Poldemem są np. Piotrek Pawlicki, Zagar, Vaculik, Protasiewicz, zaś Hampel, Hancock, Kasprzak i inni próbują to i to (Krisowi na parach w Toruniu na Kingu nie szło), zaś Tomek Gollob mówi, że nowe Poldemy 2 są bez zarzutu. Powtarzam jednak, że to nie są jeszcze stuprocentowo pewne informacje. Tak, czy siak na wymagającym rynku liczą się obecnie raczej tylko angielski King i polski tłumik rodem z Ostrowa Wielkopolskiego. To i tak fajnie. Naprawdę, to nasze rodzime urządzono - jak mi kilku ścigantów szepnęło - daje radę, zawodnicy w wielu przypadkach są zadowoleni z osiągów swych maszyn. I to mnie napawa patriotyczną dumą. Dobre, bo polskie! A konkurencja jest pożądana, jeno zawsze niech będzie po prostu uczciwa i szlachetna. Amen.
Bartłomiej Czekański
PS Dwa inauguracyjne ekstraligowe mecze zaplanowane już na pierwszy dzień Świąt to odbieranie owych Świąt zawodnikom, mechanikom i kibicom przyjezdnym, nie uważacie? Zawsze zaczynaliśmy dopiero w lany poniedziałek i było git. (Bartek).