Grzegorz Drozd: Gdzie ci mężczyźni?

Podczas listopadowej konferencji prasowej na Narodowym poświęconej pierwszej historycznej Grand Prix na żużlu w Warszawie panowała sielanka. Pożegnanie Golloba, wypas stadion i inne szmery bajery.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
W końcu wstałem i w imieniu redakcji SportoweFakty.pl zacząłem zadawać pytania: jak będzie układany tor? przez kogo? kiedy, skąd i w jaki sposób przywiozą nawierzchnię? Odpowiedzi doskonale znałem, ale zadałem publicznie te pytania, aby zainteresować tematem pozostałe media. Pomysł chwycił. Po zakończeniu oficjalnej części konferencji dziennikarze zaczęli wypytywać o rożne szczegóły związane z torem. Rozpoczęły się historie o barkach, wywrotkach, Żeraniach itd.
Problem sztucznych torów podejmuję od wielu lat. Kiedy zaczynają budować, ile im to schodzi, kiedy tor oddany jest do użytku i inne techniczne szczegóły. Pamiętam spotkanie z Jerzym Szczakielem na rzeszowskim Rynku w 2003 roku. Tam rozgorzała dyskusja o cudownym rozwoju żużla w wielkich miastach na torach jednodniowych. Nagle zepsułem uroczą atmosferę prowadzącemu red. Wiesławowi Syzdkowi wykrzykując, że tory jednodniowe są do kitu. Że to wszystko powinno odbywać się inaczej i przywoływałem finały z lat 80-tych. Przez pana Syzdka zostałem zjedzony argumentem, że skoro nikt do tej pory się nie zabił, to znaczy, że jest bezpiecznie. Dałem spokój.

Nie jestem zwolennikiem torów jednodniowych. Przed warszawskim turniejem nie spodziewałem się wielkiego widowiska, a więc nie jestem rozczarowany. Spodziewałem się dziur i nierówności dlatego postawiłem na Jasona Doyle'a, co wielu zapewne odebrało jako żart z mojej strony. Wprowadzanie żużla na duże obiekty i do wielkich miast to słuszna koncepcja i trzeba próbować układać sztuczne tory. Wszystko się zgadza, ale nie w taki sposób jak obecnie. Tor musi być oddany o kilka dni wcześniej niż akurat na piątkowy trening. Najpóźniej w środę. Przed oficjalnym treningiem powinni testować go żużlowcy, a Olsen czy inny spec musi mieć czas na poprawki. Tak było w przypadku dwóch pierwszych finałów jednodniowych na sztucznych torach w 1982 roku w Los Angeles oraz w Monachium w '89. Przed finałem w Niemczech odjechano nawet turniej indywidualny z podobną stawką jak później w finale!

O takie zapisy powinni walczyć wszyscy zawodnicy jeżdżący w GP. Założyć formalny związek i dążyć do podobnych ustaleń. W Warszawie oddano tor do użytku w zasadzie na piątek. Kibice się burzą i nie dowierzają, czemu tak późno. Pragnę ich poinformować, że to tradycyjna praktyka panów z BSI, którzy bawią się w sapera od wielu lat. Pisałem o tym na SF m.in. w relacji z turnieju w Cardiff kilka lat temu. Ale kogo to wtedy w Polsce obchodziło skoro nad Wisłą nie było turniejów na sztucznych torach? Nagle problem powstał. BSI i Olsen tak postępują z uwagi na koszty wynajęcia stadionów. Za każdy dzień trzeba płacić. Trudno, jak trzeba, to trzeba. Jeśli rachunek zysków i strat okaże się niekorzystny trzeba zrezygnować z wielkich stadionów. Nic na siłę. Inna sprawa, to postawa żużlowców w sobotni wieczór.

To se ne vrati

Zawodnicy bezpiecznym torem i komercyjnym sukcesem rund SGP są teoretycznie najbardziej zainteresowani. Teoretycznie, bo w praktyce mają na wszystko wywalone, bo jeśli zrobią się koleiny, to pójdą do kibla, przebiorą się w trampki i skoczą na hot-doga. Gawiedź niech gwiżdże, przed dziennikarzami morda w kubeł, a na drugi dzień w Krośnie można rżnąć głupa, jaki ten świat jest piękny. Zachowanie wypisz wymaluj jak z tłumikami. W tej sprawie w zasadzie też nic nie robili, lecz za pięć dwunasta przed sezonem zebrało im się na protesty. Gdy zarzuciłem ich przedstawicielowi ignorancję w temacie, to obsmarował mnie na Gali Tygodnika Żużlowego, że mu wywiadu nie dałem do autoryzacji, o którą zresztą nie prosił.

Jestem ostatnią osobą, która lubi oglądać wypadki. Od lat krytykuję ludzi, którzy promują żużel przy pomocy "cudownych" ujęć z groźnych karamboli, ale wszyscy obrońcy jazdy w trudnych warunkach muszą sobie jedną rzecz uświadomić: żużel to sport ekstremalny, w którym niebezpieczeństwo jest paliwem całej zabawy. Za każdym razem, gdy tor jest niebezpieczny sceptycy argumentują, że żużel nie polega na jeździe gęsiego tylko na walce w kontakcie. Otóż są w dużym błędzie. Żużel nie polega wyłącznie na walce bark w bark na torze równym jak stół, ale także na rywalizacji w trudnych warunkach. Speedway przez dziesięciolecia ewoluuje i wiadoma sprawa, że bezpowrotnie minęły czasy, gdy luźnej nawierzchni było o wiele więcej niż w dzisiejszych czasach. Warto przypomnieć, że żużel jako dyscyplina swoją popularność zdobył właśnie dzięki nierównym i przyczepnym nawierzchniom.

Styl jazdy i w ogóle żużel polegał trochę na czymś innym niż obecnie. Zawodnicy praktycznie nie składali się pokonując wiraż na dwa koła. W łuki wchodzili z dużymi prędkościami, a podstawową techniką jazdy był tzw. leg trailing, czyli prawa noga odchylona do tyłu, a zawodnik nabierał dynamicznej sylwetki. Dopiero powojenna rewolucja z nową techniką jazdy foot forward, z wysuniętą prawą nogą do przodu spowodowała rewolucję w żużlu na jego niekorzyść. Determinantem zmian w technice jazdy były coraz twardsze tory. Żużel stracił dreszczyk emocji i widowiskowość, co było jego głównym atutem. Wyścigi były mniej dynamiczne. Dyscyplina popadła w kryzys i nigdy nie odbudowała swojej pozycji na Wyspach, czyli centrum światowego speedwaya.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×