Grzegorz Drozd: Gdzie ci mężczyźni?
Podczas listopadowej konferencji prasowej na Narodowym poświęconej pierwszej historycznej Grand Prix na żużlu w Warszawie panowała sielanka. Pożegnanie Golloba, wypas stadion i inne szmery bajery.
Nie jestem zwolennikiem torów jednodniowych. Przed warszawskim turniejem nie spodziewałem się wielkiego widowiska, a więc nie jestem rozczarowany. Spodziewałem się dziur i nierówności dlatego postawiłem na Jasona Doyle'a, co wielu zapewne odebrało jako żart z mojej strony. Wprowadzanie żużla na duże obiekty i do wielkich miast to słuszna koncepcja i trzeba próbować układać sztuczne tory. Wszystko się zgadza, ale nie w taki sposób jak obecnie. Tor musi być oddany o kilka dni wcześniej niż akurat na piątkowy trening. Najpóźniej w środę. Przed oficjalnym treningiem powinni testować go żużlowcy, a Olsen czy inny spec musi mieć czas na poprawki. Tak było w przypadku dwóch pierwszych finałów jednodniowych na sztucznych torach w 1982 roku w Los Angeles oraz w Monachium w '89. Przed finałem w Niemczech odjechano nawet turniej indywidualny z podobną stawką jak później w finale!
O takie zapisy powinni walczyć wszyscy zawodnicy jeżdżący w GP. Założyć formalny związek i dążyć do podobnych ustaleń. W Warszawie oddano tor do użytku w zasadzie na piątek. Kibice się burzą i nie dowierzają, czemu tak późno. Pragnę ich poinformować, że to tradycyjna praktyka panów z BSI, którzy bawią się w sapera od wielu lat. Pisałem o tym na SF m.in. w relacji z turnieju w Cardiff kilka lat temu. Ale kogo to wtedy w Polsce obchodziło skoro nad Wisłą nie było turniejów na sztucznych torach? Nagle problem powstał. BSI i Olsen tak postępują z uwagi na koszty wynajęcia stadionów. Za każdy dzień trzeba płacić. Trudno, jak trzeba, to trzeba. Jeśli rachunek zysków i strat okaże się niekorzystny trzeba zrezygnować z wielkich stadionów. Nic na siłę. Inna sprawa, to postawa żużlowców w sobotni wieczór.
To se ne vrati
Zawodnicy bezpiecznym torem i komercyjnym sukcesem rund SGP są teoretycznie najbardziej zainteresowani. Teoretycznie, bo w praktyce mają na wszystko wywalone, bo jeśli zrobią się koleiny, to pójdą do kibla, przebiorą się w trampki i skoczą na hot-doga. Gawiedź niech gwiżdże, przed dziennikarzami morda w kubeł, a na drugi dzień w Krośnie można rżnąć głupa, jaki ten świat jest piękny. Zachowanie wypisz wymaluj jak z tłumikami. W tej sprawie w zasadzie też nic nie robili, lecz za pięć dwunasta przed sezonem zebrało im się na protesty. Gdy zarzuciłem ich przedstawicielowi ignorancję w temacie, to obsmarował mnie na Gali Tygodnika Żużlowego, że mu wywiadu nie dałem do autoryzacji, o którą zresztą nie prosił.
Jestem ostatnią osobą, która lubi oglądać wypadki. Od lat krytykuję ludzi, którzy promują żużel przy pomocy "cudownych" ujęć z groźnych karamboli, ale wszyscy obrońcy jazdy w trudnych warunkach muszą sobie jedną rzecz uświadomić: żużel to sport ekstremalny, w którym niebezpieczeństwo jest paliwem całej zabawy. Za każdym razem, gdy tor jest niebezpieczny sceptycy argumentują, że żużel nie polega na jeździe gęsiego tylko na walce w kontakcie. Otóż są w dużym błędzie. Żużel nie polega wyłącznie na walce bark w bark na torze równym jak stół, ale także na rywalizacji w trudnych warunkach. Speedway przez dziesięciolecia ewoluuje i wiadoma sprawa, że bezpowrotnie minęły czasy, gdy luźnej nawierzchni było o wiele więcej niż w dzisiejszych czasach. Warto przypomnieć, że żużel jako dyscyplina swoją popularność zdobył właśnie dzięki nierównym i przyczepnym nawierzchniom.
Styl jazdy i w ogóle żużel polegał trochę na czymś innym niż obecnie. Zawodnicy praktycznie nie składali się pokonując wiraż na dwa koła. W łuki wchodzili z dużymi prędkościami, a podstawową techniką jazdy był tzw. leg trailing, czyli prawa noga odchylona do tyłu, a zawodnik nabierał dynamicznej sylwetki. Dopiero powojenna rewolucja z nową techniką jazdy foot forward, z wysuniętą prawą nogą do przodu spowodowała rewolucję w żużlu na jego niekorzyść. Determinantem zmian w technice jazdy były coraz twardsze tory. Żużel stracił dreszczyk emocji i widowiskowość, co było jego głównym atutem. Wyścigi były mniej dynamiczne. Dyscyplina popadła w kryzys i nigdy nie odbudowała swojej pozycji na Wyspach, czyli centrum światowego speedwaya.