Mimo niezbyt dużej zdobyczy punktowej, Jakub Jamróg pozostawił po sobie całkiem dobre wrażenie po przegranym przez jego drużynę meczu w Bydgoszczy. Młody łodzianin po meczu nie szukał usprawiedliwień, jedynie wskazywał przyczyny tak wysokiej wygranej gospodarzy. - Było to bardzo ciężkie spotkanie. Tor w Bydgoszczy geometrycznie jest bardzo łatwy, ale sama nawierzchnia jest dosyć ciężka i ręce puchną - przyznał tuż po meczu Jakub Jamróg. - Do tego gospodarze byli bardzo szybcy. Mi czasami udawało się wygrać starty, jednak na tym torze jest wiele korzystnych ścieżek, których my nie znamy, bo jeździmy tu raz do roku. Kto jest w ten tor "wjechany", ten ma wielką przewagę - zauważył zawodnik łódzkiego Orła.
[ad=rectangle]
Jakub Jamróg na torze przysporzył jednak sporo problemów zawodnikom gospodarzy. - Moja jazda była taka trochę "w kratkę" - raz miałem dobry start, a nie miałem dystansu, innym razem było odwrotnie, bo wziąłem drugi motocykl, który był inaczej ustawiony - skomentował swoją postawę łodzianin. - Niby byłem szybki, jednak popełniałem dużo błędów, jechałem środkiem toru i rywale mnie objeżdżali po lewej i prawej stronie. Zdarzyło się wpaść w jakąś dziurkę, do tego doszły jakieś dziwne walki między sobą z Hansem Andersenem - nie wiem po co. Dużo było tych błędów, ale przede wszystkim zabrakło objeżdżenia, bo ta łatwa geometria jest praktycznie tylko w Bydgoszczy i Ostrowie, no i nie mamy zbyt wielu okazji do ścigania się na takich torach. Na większości innych torów po wygranym starcie można w miarę bezpiecznie jechać na prowadzeniu do mety, a tutaj wygląda to jak wyścigi superbike'ów - można wygrać start, a na torze jest tyle korzystnych ścieżek, że praktycznie każdy może znaleźć inną i wyprzedzić - ocenił bydgoski tor Jakub Jamróg.
Największym problemem polskich zawodników, którzy nie znaleźli zatrudnienia w ligach zagranicznych, jest niewielka liczba startów w zawodach. Właśnie na tę kwestię zwrócił szczególną uwagę zawodnik Orła. - To, że w połowie maja jedziemy dopiero czwartą kolejkę, nie jest największym problemem - ocenił Jakub Jamróg. - Najgorsze jest to, że w całym sezonie zasadniczym pojedziemy zaledwie dwanaście meczów - to jest tragicznie mało. Niby teraz mamy mecze tydzień po tygodniu, ale później znowu miesiąc przerwy. Nie wiem, co będę wtedy robił, chyba po trawie w ogrodzie sobie pojeżdżę motorem! Dla nas jest to tragedia i widać w tym względzie przewagę zawodników zagranicznych. Widać chociażby przykład Rorego Schleina, który w miesiącu ma 23 imprezy, a ja tyle pojadę praktycznie w całym sezonie. To są dwa różne światy. On jedzie z zawodów na zawody i nie musi się na tym skupiać. My walczymy na treningach, zużywamy na nich sprzęt - ale co zrobić, tak to już u nas wygląda - podsumował nieco podłamany Jakub Jamróg.
[event_poll=35152]
Wybrane informacje z 2015r.
Pobyt i wyniki w Argentynie nasuwały przypuszczenie, że sezon może być owocny Czytaj całość