Zgromadzeni na stadionie im. Edwarda Jancarza kibice obejrzeli bardzo ciekawe zawody pełne mijanek, nie tylko po wewnętrznej stronie toru. - O to właśnie chodzi, żeby speedway był widowiskowy, a nie start, gęsiego i przy krawężniku - powiedział po meczu Stanisław Chomski.
W odniesieniu pierwszej wygranej gorzowianom z pewnością pomogła publika, która nie odwróciła się od zespołu i w liczbie 11 500 osób stawiła się na trybunach ze specjalnie przygotowaną oprawą. - Chcę podziękować kibicom, że tak licznie się stawili. Bardzo głośno podtrzymywali nas na duchu nawet, jak były nieudane wyścigi. To dużo nam dawało. Ciężar gatunkowy był przeogromny. Starałem się jak najbardziej odizolować zawodników od tego ciśnienia. Nawet nie dopuszczałem myśli o przegranej, bo trudno sobie wyobrazić, co by wtedy było - przyznał szkoleniowiec "żółto-niebieskich".
[ad=rectangle]
- Jest wygrana, mecz był pełen walki i determinacji. Była fajna komunikacja. Jeszcze trochę trzeba popracować nad torem. Trochę było nerwowości, bo niektórzy zawodnicy narzekali, że jest twardo, ślisko. Przestrzegałem, że jest gorąco i tak może być, ale trzeba znaleźć pozytywy. Dobra kosmetyka toru spowodowała, że można było powalczyć na dystansie i to było ważne. To było ciężko wywalczone zwycięstwo - podsumował spotkanie trener mistrzów Polski.
MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów do zwycięstwa poprowadził duet Niels Kristian Iversen-Bartosz Zmarzlik. Pozostali także pokazali się z dobrej strony, choć pojawiały się pewne mankamenty. - Nie ustrzegli się błędu Krzysztof Kasprzak - choć zwracałem mu na to uwagę - i Bartosz Zmarzlik. Kildemand dwa razy ich objechał, był bardzo skuteczny, ale stracił to w decydujących momentach. Trzeba się cieszyć z tego, że my byliśmy skuteczniejsi w tych najważniejszych chwilach. Wszyscy jeszcze muszą popracować, bo początek Nielsa też nie był taki, jaki sobie wyobrażamy. Widzę, że już są trzy filary: Niels, Matej i nie zawodzi Bartek, który robi czarną robotę. Szkoda tej taśmy Mateja, bo byłoby lepiej, ale z drugiej strony dobrze, że mamy takiego jokera. Krzysztof Kasprzak powoli dochodzi do formy, ale jeszcze daleka droga przed nim - ocenił Chomski.
58-latek sporo miejsca poświęcił Adrianowi Cyferowi, który zdobył cztery punkty i za każdym razem przyjeżdżał przed rywalem. - Cieszy mnie zwłaszcza postawa Adriana Cyfera, z którym przez cały tydzień było dużo pracy. Cały team, ale też mechanik klubowy Heniu Romański, Paweł Nizioł i włączył się nawet były mechanik Stasiu Maciejewicz. Wszystkie jego problemy były związane ze sprzęgłem. Nawet Matej Zagar zadeklarował kompletne podwozie do dyspozycji. Nic to nie pomogło. Trzy dni próbowaliśmy to zgrać. Krzysiek Kasprzak przywiózł i użyczył mu tarczki. Mówiłem, że możemy wygrać zespołowością. Mieliśmy mniej zwycięstw, ale o wiele mniej zer. Było widać, że druga linia bardzo mocno się starała i dało to taki efekt, jaki powinien być - zauważył gorzowski trener.
Od upadku mecz rozpoczął z kolei Piotr Świderski, ale kontynuował zawody i także dorzucił kilka "oczek". - Był u Jurka Buczaka i jest trochę poobijany. Trudno. Taki to jest sport. Mógł to inaczej rozegrać, a tak nadział się na koło i fatalnie się to skończyło. Dobrze, że nie jest połamany. Ma trochę czasu, by się wykurować. Dostał swoją szansę i będzie miał kolejne - skomentował sytuację z trzeciego wyścigu i postawę swojego zawodnika gorzowianin.
Stanisław Chomski dziękował wszystkim, którzy byli przy drużynie, w tym zarządowi, a także toromistrzowi. - W przerwach żeśmy rozmawiali, kalkulowali, co zrobić, żeby ze startu było jeszcze lepiej, a jak nie tak, to jakie ścieżki. Duże uznanie dla toromistrza, który dużo pracy włożył przez te cztery dni. Trenowaliśmy jeszcze przed meczem. To ogrom pracy i nikt sobie nie zdaje sprawy, ile ten człowiek wkłada wysiłku i czasu w tą żmudną i nudną pracę - mówił szkoleniowiec.
Gorzowianin w sztabie szkoleniowym współpracuje z Piotrem Paluchem, który jeszcze do niedawna był pierwszym trenerem ekipy z Gorzowa. Kibice skandowali jego nazwisko w wyrazie wsparcia. Odpowiedzialność w klubie rozkłada się na wiele osób. - Piotrek Paluch nie po to został, aby figurować. Też się włącza w to wszystko, a ja muszę po prostu określić pewne obowiązki. Piotrek bardzo chce pomóc i to doceniam. Musimy na każdej pozycji być czujni, skoncentrowani i zgrani - stwierdził głównodowodzący w zespole mistrza Polski.
Po meczu żużlowcy wraz z całym sztabem wyszli do kibiców, by podziękować im za doping, po czym ustawili się w kółeczku na naradę, która trwała kilka minut. - Mam taki zwyczaj. Na początku, jak zawodnicy przyjeżdżają, to spotykamy się - tu w dobrych warunkach, u Jurka Buczaka w gabinecie - i ja przekazuję swoje uwagi na temat tego, co udało nam się zrealizować z założeń przedmeczowych odnośnie przygotowania toru, robimy rozgrzewkę, jakieś gierki, trochę śmiechu, trzeba się rozluźnić, a po obejściu toru spotykamy się jeszcze raz. Po meczu muszę na gorąco zebrać opinie, zrobić tzw. burzę mózgów. Nie cieszymy się, że wygraliśmy, tylko to, co nam nie wyszło, to trzeba poprawić i co nas czeka w przyszłym tygodniu. Wyjaśnialiśmy sobie pewne elementy, które mogą poprawić nasze funkcjonowanie, a przez to także wynik sportowy - wyjaśnił opiekun drużyny.
Wszyscy w Stali wiedzą jednak, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i przed zespołem jeszcze sporo pracy. O celach głośno się nie mówi. - Jak nie mamy punktów, to człowiek nieśmiało spogląda na to, co będą robili rywale. Fatalnie wyglądaliśmy i wyglądamy, ale przegraliśmy dwa mecze u siebie z silnymi rywalami, Wrocław przegrał jeden, a Tarnów i Rzeszów będą mieli jeszcze całą czołówkę u siebie. Przy naszej lepszej skuteczności można pomarzyć, ale na razie stąpajmy twardo po ziemi i każdy mecz traktujmy osobno. Każde zdobyte punkty będą nas oddalały od spadku, a może przybliżały do czegoś więcej. Nie wszystko zależy jednak od nas - zakończył Stanisław Chomski.
[b]Skrót meczu MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów - PGE Stal Rzeszów
[/b]