Stefan Smołka: Stadion w Rybniku dawniej i dziś

Nietrudno dostrzec, iż tematyka historyczna w środku żużlowego sezonu i na dodatek tuż przed wakacjami w odbiorze czytelników przebija się słabo.

W tym artykule dowiesz się o:

Relacje prasowe w powojennej dekadzie lat, nad czym się właśnie pochylam, mówiły o kilkudziesięciu tysiącach widzów odwiedzających rybnicki stadion. Pisano o liczbie dwudziestu, a nawet trzydziestu tysięcy ludzi gromadzonych podczas zawodów żużlowych w Rybniku. Ilość niebotyczna, a jednak prawdopodobna, aczkolwiek z zastrzeżeniem, iż zdecydowana większość widzów po prostu stała ściśnięta obok siebie, bo żadnych ławek, nawet drewnianych jeszcze wtedy poza trybuną główną nie było.
[ad=rectangle]
Inaczej być na rybnickim stadionie nie mogło, gdyż w miejscu sektorów wschodnich (prosta przeciwległa do startu, po stronie dzisiejszego stadionu lekkoatletycznego) był wówczas całkiem niewysoki (liczący co najwyżej kilka metrów) wał ziemny, dopiero na początku lat 60. podniesiony do wysokości zbliżonej do tego, co mamy dziś. Lewa trybuna na prostej startowej (przy parku maszyn) również była niewysoką skarpą z kilkoma rzędami stopni do siedzenia, zaś wysoki betonowy parkan oddzielał huczący stadion od szosy Gliwickiej, arterii wylotowej na północ, nawet głębiej niż dziś tonącej w zieleni, biegnącej w szpalerze ogromnych lip, akacji i dębów. Przy samym ogrodzeniu stadionu rosły smukłe topole, ulubione miejsce widzów na gapę. Nikt im tego nie bronił, tylko czasem niestety ktoś spadał wraz z odłamaną gałęzią pod ciężarem własnym na ubity grunt. Okazuje się, że w Rybniku nie tylko żużlowcy łamali kończyny podczas zawodów żużlowych.

Prowizorka na trybunach w początkach speedwaya
Prowizorka na trybunach w początkach speedwaya

Mała dygresja. Na początku ostatniej dekady lat w miejscu tzw. lewej trybuny bocznej - z nieco droższymi kiedyś biletami wstępu, gdzie kibice łapali bliski kontakt wzrokowy z zawodnikami, postawiono zakratowaną (niczym dla terrorystów) "klatkę zoo" - dla potencjalnie agresywnych kibiców gości. Od początku było to bezmyślną inwestycją. Jeśli już, to coś takiego należało postawić tam, gdzie wyjeżdżają równające tor traktory (strona północna), gdzie w tej chwili nie ma żadnej widowni, a gdzie skuteczniej można by pacyfikować ewentualną agresję, bo reszta trybun jest naturalnie odizolowana od tego miejsca. Coś podobnego zrobiono z dobrym skutkiem w Tarnowie. W Rybniku - inaczej - miejscowym kibicom odebrano ich ulubione miejsca. Dowodzi to braku wyczucia, wyobraźni, a w końcu i zaufania do tzw. sił porządkowych. Uwag co do funkcjonalności stadionu jest więcej. Czasem warto zapytać ludzi, w tym żyjących jeszcze głównych aktorów dawnych widowisk. Pokazuje to również, niestety, jak dramatycznie pomylono priorytety. Stadion w Rybniku jest, owszem, obiektem miejskim - reprezentacyjnym, jest siłą rzeczy interdyscyplinarny, ale jednak... Pomysłem mądrych przodków ten stadion przy Rudzie miał być przeznaczony przede wszystkim do zawodów żużlowych. Owi czarni jeźdźcy, żużlowcy, przy wsparciu przedwojennych elit, rzemieślników i mas robotniczych sami sobie ten przywilej wprost wywalczyli. Następcy nie chcieli być gorsi, dołożyli swoje "trzy grosze" - bajeczne trofea mistrzostw Polski i świata, z dwunastoma tytułami drużynowych mistrzów Polski dla Górnika Rybnik i KS ROW. To stawia Rybnik w rzędzie kilku najbardziej "żużlowych" miast w Europie, nie tylko w naszym na wskroś żużlowym kraju.

Włodarze przedwojennego Rybnika już znieść nie mogli żałosnego widoku rozjechanej Październi, niemiłosiernie eksploatowanego przez stalowe rumaki placu targowego na wylocie z Rybnika do Chwałowic i Jankowic Rybnickich. Szkoła muzyczna, zakładana zaraz potem przy dworcu przez braci Szafranków, w miejscu dawnej ochronki żydowskiej, też nie znosiła akompaniamentu żużlowych maszyn. Buntowali się kupcy, straganiarze stawali okoniem - dla nich była to trudna do wytrzymania konkurencja. Żużlowcy, czy też szerzej - motocykliści, byli wtedy wszędzie, na zamarzniętym zimą stawie Ruda, na nieużytkach Wielopola, Paruszowca, pojawiali się na zielonym kompleksie parku Hazynhajda, ścigali się z ciuchciami parowymi wzdłuż śródleśnego szlaku Rybnik-Chałupki, wiodącego przez Radlin i Wodzisław Śląski do granicy z Czechami. Bywali nawet serdecznie witani przy Rynku głównym i przy zadbanym zawsze Placu Wolności, gdzie notabene w bliskim sąsiedztwie funkcjonowało kilka punktów serwisowych dla motocykli, a potem i samochodów. Tu nazwiska Rudolfa Bogusławskiego, Józefa, jego brata Henryka Dragi, czy Jana Sanecznika mówią same za siebie. Do dziś firmy Sanecznik czy Fajkis wiele w branży motoryzacyjnej - nie tylko rybnickiego regionu - znaczą, a jeszcze nie tak niedawno dotyczyło to również nazwisk Dziury (Franciszek Dziura, brat Pawła, był szefem Polmozbytu) i wspomnianego Dragi (Ludwik był najbardziej znanym i powszechnie szanowanym w powiecie instruktorem i egzaminatorem PZM).

Zawody żużlowe na stadionie w Mysłowicach - lata przedwojenne
Zawody żużlowe na stadionie w Mysłowicach - lata przedwojenne

Stadion przy Gliwickiej projektowany był na wzór żużlowego obiektu z Mysłowic, z przełomu lat 20. i 30. ub. wieku, zatem, jak i tam, budowany był z myślą o żużlowcach. Stadion w Rybniku jest więc i pozostanie - także w najlepszych wspomnieniach - stadionem stricte żużlowym. Mówię to z przekonaniem, mimo iż zawsze byłem i pozostanę również fanem piłki. Piłkarze rybniccy w dawnych latach mieli swój ulubiony obiekt "Ryf", usytuowany między dworcem kolejowym, a Rybnicką Fabryką Maszyn. Lata świetności klubu ROW związane są głównie z armią zaciężna, z małą na przestrzeni lat liczbą własnych wychowanków o znanych wszak nazwiskach – Franciszek Pelczar, Piotr Mowlik, Henryk Broja, Józef Skóra, Paweł Kąsek, Jerzy Szulik, Andrzej Frydecki, Henryk Wita, później Franciszek Krótki, Piotr Mandrysz, Marcin Malinowski i jeszcze kilku innych, choćby Henryk Wieczorek czy też urodzony w Rybniku, a znany w świecie Jerzy Dudek. Klub zaistniał w piłkarskiej ekstraklasie, ale - historycznie rzecz biorąc - wynikami został przebity przez bliskich sąsiadów - Odrę Wodzisław i GKS Jastrzębie. Im należy oddać w tej dziedzinie pierwszeństwo. Inna sprawa, że też żal mi jest kibiców i samej rybnickiej drużyny piłkarskiej minionego sezonu 2014/2015, która jakimś cudem nie awansowała do tzw. I ligi, zaplecza ekstraklasy.

Rozbiórka zachodniego ogrodzenia stadionu w Rybniku - 2015 r.
Rozbiórka zachodniego ogrodzenia stadionu w Rybniku - 2015 r.

Stadion żużlowy w Rybniku - tylko ktoś całkiem obcy, wzięty z kosmosu, może nie pojmować w tym szczególnym miejscu na Ziemi takiego dictum. Co więcej! "Stadion Żużlowy im. Antoniego Woryny" (zeskanowane 5 tys. podpisów poparcia dla tego pomysłu!), z widownią w całości zadaszoną - taki byłby ostatecznie wymarzony przez większość rybniczan finał tej batalii. Nigdy nie przestaniemy o tym przypominać, bo zlekceważono nasze głosy w sposób niegodny władzy samorządowej.

Zagrożony zawaleniem, dziś zrównany z ziemią płot stadionu wzdłuż ulicy Gliwickiej, wymaga pilnej odbudowy. Może to, paradoksalnie, dobra okazja, by kosztem wydłużenia czasu remontu zadaszyć wreszcie całą zachodnią część widowni? To musi się stać, prędzej czy później. Czemu nie teraz?

Stefan Smołka

Komentarze (3)
wojto
12.06.2015
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Niestety od czasu feralnej przebudowy stadionu za czasów Fudalego jest tylko gorzej.