Protasiewicz poobijany po SEC: Jak się podleczę, to znowu coś się wydarzy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jednym z wielu debiutantów tegorocznego cyklu SEC jest Piotr Protasiewicz. Na inauguracji w Toruniu doświadczony zawodnik uplasował się w środku stawki.

Na jego wynik cieniem kładzie się trochę brak choćby jednego zwycięstwa biegowego. - Tak się złożyło. O każdy punkt musiałem ostro walczyć. Nawet jak wygrałem start, w pierwszym łuku gdzieś się gubiłem i nie przyjeżdżałem na pierwszych miejscach. Stawka jest jednak na tyle mocna i wyrównana, że jeden błąd, dobór gorszej ścieżki sporo kosztuje. Mimo wszystko wyszło fajne ściganie, z którego wyniosłem na pewno sporo nauki - komentował tuż po zajęciu ósmego miejsca na Motoarenie. [ad=rectangle] Polak musiał o swoją zdobycz ostro walczyć na trasie, niejednokrotnie opierając swoje tylne koło o bandę. - Cały sezon jadę równo i dobrze. Sprzęt również spisuje się bez zarzutu. Przyznaję, w tym akurat turnieju nie udało mi się jakoś super dopasować do warunków torowych. Nie zmienia to faktu, że forma jest i z optymizmem mogę patrzeć w przyszłość - komentował.

Turniej był też trudny dla Protasiewicza z innego powodu. Zaraz po starcie do jedenastej gonitwy "PePe" zaliczył w pierwszym łuku nieprzyjemny upadek, który nieco odbił się na jego samopoczuciu. - W porządku może wszystko nie jest, ale poobijany jestem już od dłuższego czasu. Jak się podleczę, to znowu coś się wydarzy. Nie jest to jednak jakiś kłopot. Dam sobie z tym radę - uspokajał. Nasz rozmówca nie ma sprecyzowanych planów odnośnie miejsca jakie by go satysfakcjonowało po zakończeniu całego, składającego się z czterech odsłon cyklu. - Pewnie, że chciałoby się wygrywać i osiągać najwyższe cele. Ale nie patrzę przez pryzmat medali. Do każdych zawodów podchodzę osobno. Chcę zbierać punkty i odjechać jak najwięcej optymalnych biegów na wysokim poziomie. Zobaczymy do czego mnie to na koniec zaprowadziło - stwierdził mistrz świata juniorów 1996.

Piotr Protasiewicz musiał się ostro napocić, aby wywalczyć swoje osiem punktów
Piotr Protasiewicz musiał się ostro napocić, aby wywalczyć swoje osiem punktów

Trzecie zawody w ramach SEC odbędą się w Kumli. Tor Indianerny nie ma przed tym jeźdźcem tajemnic. Przywdziewa plastron tamtejszego klubu od piętnastu lat! Wielu uważa, że tamten turniej będzie dla niego prawdziwą kopalnią punktów. On sam tonuje te zapędy. - Trudno powiedzieć czy Kumla będzie jakimś handicapem. Wszyscy zawodnicy bardzo często jeżdżą na tych samych obiektach. Warunki też nie wiadomo jakie tam zastaniemy. Przy tak wyrównanej piętnastce nie uważam bym przed wyprawą do Szwecji miał jakąś przewagę. Ja chcę do każdych zawodów podchodzić na świeżo, z czystą głową - wyjaśnił.

40-letni zawodnik wspominał, że od początku rozgrywek znajduje się znakomitej formie. Szkoleniowiec reprezentacji Polski pominął go jednak ostatnio przy powołaniach na półfinał w Gnieźnie, baraż i finał w Vojens. - Nie walczę z kolegami. W szerokiej kadrze na sezon 2015 byłem. Trener obrał taką koncepcję doboru składu, którą akceptuję. To on przecież bierze za nią odpowiedzialność. Patrzy przez pryzmat wszystkich lig. Czy pojechali najlepsi? To już jest inna sprawa Nie mnie to oceniać. Nie wypada z tym dyskutować. Ja robię swoje. Oczywiście kibicowałem reprezentacji, chłopaki się starali, ale nie wszyscy pojechali dobrze - ocenił.

Ekipa Spar Falubazu Zielona Góra w najbliższą niedzielę po raz pierwszy w spotkaniu ligowym będzie musiała sobie radzić bez kontuzjowanego Jarosława Hampela. W Toruniu trenerzy zastosują prawdopodobnie przepis o ZZ. Brak jakiegoś zawodnika to jednak w przypadku zespołu z grodu Bachusa nie pierwszyzna - Z analizy naszego sztabu szkoleniowego wynikło, że w pełnym zestawieniu jechaliśmy tylko jeden mecz. Wychodzi więc na to, że nie pojawimy się w nim już w ogóle w tym sezonie. Jarka nie sposób zastąpić, biorąc pod uwagę dyspozycję w jakiej był. Potoczyło się tak, a nie inaczej. Najważniejsze jest teraz zdrowie Jarka. Mam nadzieję, że się pozbiera i szybko wróci na tor. Tylko, że to nie jest kwestia tygodni lecz miesięcy. Margines błędu mamy minimalny. Każdy musi pojechać na sto procent możliwości. Jeżeli tak się nie stanie, każdy błąd może nam się odbić czkawką - uważa.

Źródło artykułu: