Tomasz Gollob zajął czwarte miejsce w drugiej rundzie SEC w Landshut. Polak mógł stanąć na podium, a nawet wygrać zawody, bo przecież po fazie zasadniczej był najlepszy. Niestety, plany legły w gruzach po tym, jak sędzia, Marek Wojaczek zapalił przed powtórką finału czerwone światełko, oznaczające wykluczenie Golloba. - Delikatnie rzecz ujmując, nie zgadzam się z decyzją sędziego. Z jakiej racji wyklucza się zawodnika, który jest z przodu? Przecież ja nie widzę mojego kolegi z pola obok, tym bardziej, że był on pół motocykla za mną. Jeżeli po zdecydowanie wygranym starcie, wjeżdżam sobie w linię łuku, to ja dyktuję tor jazdy. Uważam, że decyzja sędziego jest dla mnie krzywdząca - powiedział na spokojnie po zawodach Gollob.
[ad=rectangle]
Polak jest zdania, jak zresztą większość kibiców i obserwatorów, że należało finał powtórzyć w pełnej obsadzie. - Jeżeli z jakiegoś powodu motocykle się sczepiły, to należało powtórzyć finał w komplecie i nie byłoby w ogóle problemu. Zostałem wykluczony i tak jak wspomniałem, nie zgadzam się z tym. Uważam, że sędzia nikogo nie krzywdząc, mógł spokojnie puścić powtórkę finału w czterech - dodał nasz rozmówca.
Jak sytuacja zaraz po starcie wyścigu finałowego wyglądała z perspektywy Tomasza Golloba? - Sam byłem zdziwiony, że motocykl nagle mi stanął. Utrzymałem go i kiedy zsiadłem, rzeczywiście zobaczyłem, że przednie koło motocykla Nickiego Pedersena jest na moim haku. To się zdarza bardzo rzadko. Może raz na tysiąc wyścigów coś takiego ma miejsce. Niestety, zdarzyło się to akurat w finale w Landshut. Sędzia podjął taką, a nie inną decyzją. Cóż, takie jest życie - zakończył były mistrz świata.
Z Landshut
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik