Jechaliśmy na stracenie, a wygraliśmy - rozmowa z Pawłem Baranem, trenerem Unii Tarnów

Niewielu wierzyło w zwycięstwo Unii Tarnów ze SPAR Falubazem Zielona Góra. Wiarę w swoją drużynę zachowywał jednak trener Paweł Baran, a zawodnicy odpłacili mu się dobrą postawą na torze.

Jakub Czosnyka: Spodziewał się pan, że możecie wygrać na tak trudnym terenie w Zielonej Górze?

Paweł Baran: Na pewno wynik tego meczu jest dla nas sporą niespodzianką. Jadąc do Zielonej Góry na mecz rozmawialiśmy wspólnie z Mirkiem Cierniakiem, że możemy to spotkanie wygrać, ale jakoś nie afiszowaliśmy się z tym. Nie mówiliśmy buńczucznie, że jedziemy po zwycięstwo, bo wiedzieliśmy, że Falubaz to bardzo mocna drużyna. W rzeczywistości wszystko potoczyło się po naszej myśli i to my byliśmy lepsi.
[ad=rectangle]
Domyślam się, że euforia w drużynie po tym zwycięstwie była duża...

- Pewnie, że tak. Po każdej wygranej jest duża radość, a tym bardziej kiedy zwycięża się na torze rywala. Można powiedzieć, że jechaliśmy na stracenie, a wygraliśmy.

Dwa punkty zdobyte na wyjeździe znacząco poprawiły sytuację Unii Tarnów w tabeli. Wygląda na to, że awans do pierwszej czwórki macie na wyciągnięcie ręki.

- Może nie na wyciągnięcie, ale na pewno jesteśmy bliżej. Teraz trzeba skupić się na kolejnych meczach, a nie już teraz żyć rundą play-off. Musimy odpowiednio przygotować się do spotkań na własnym torze. Jeśli będziemy jechać tak dobrze, jak w Zielonej Górze, to zrealizujemy nasz zamierzony cel z przed sezonu.

Proszę powiedzieć szczerze, czy po przegranym meczu na własnym torze z Fogo Unią Leszno wierzył pan nadal w awans do rundy play-off?

- Mówiłem wtedy szczerze, że jeśli wygramy cztery mecze za trzy punkty, to da nam to dwanaście punktów. Przy takim bilansie była szansa na pierwszą czwórkę pod warunkiem, że korzystnie ułożyłyby się mecze naszych bezpośrednich rywali. Gdyby na przykład Wrocław wygrał w Grudziądzu, czego najbardziej się obawiałem, to mieliby oni praktycznie już pewne miejsce w rundzie play-off. Zwycięstwo w Zielonej Górze stawia nas teraz w lepszej sytuacji, dlatego nadal walczymy. A wracając do początku pytania, to cały czas wierzyłem, że nie straciliśmy swojej szansy, aczkolwiek zdawałem sobie sprawę, że awans nie będzie łatwą sprawą.

W Zielonej Górze świetnie spisał się Janusz Kołodziej, który po niepowodzeniach z początku sezonu wreszcie odzyskuje formę.

- Cieszę się, że Janusz wraca do swojej optymalnej dyspozycji. Kiedyś byłem pytany o jego postawę i mówiłem, że jeśli tylko poukłada sobie wszystkie sprawy sprzętowe i zdrowotne, to będzie w stanie zdobywać bardzo wiele punktów. Na szczęście spisuje się już tak, jak nas do tego wcześniej przyzwyczaił. To cieszy.

Nie zawiedli też pozostali zawodnicy, w tym dwójka Duńczyków. Zamienił pan jednak ich numery startowe w porównaniu z wcześniejszymi meczami. Skąd ta zmiana?

- Obserwuję chłopaków i widzę, że Leon ma naprawdę dobre starty. Czasami jest tak, że zawodnik wystartuje szybko, jednak na wyjeździe czegoś tam zabraknie, żeby z pierwszego wirażu wyjechać pierwszym i z pewnego remisu robi się 4:2 lub 5:1 w plecy. Stąd też taka moja decyzja.
Pana zespół czekają teraz trzy mecze na własnym torze, z których najciekawiej zapowiada się spotkanie z Betard Spartą Wrocław, gdzie powalczycie o punkt bonusowy.

- Jeśli nie wygralibyśmy w Zielonej Górze, to musielibyśmy pokonać Wrocław za trzy punkty. Teraz mamy większy komfort i nie musimy bardzo się stresować tym pojedynkiem. Zwycięstwo jest naszym obowiązkiem, natomiast do kwestii punktu bonusowego podchodzimy z większym spokojem. Podejdziemy skoncentrowani, nastawieni na walkę i zobaczymy, ile nam się uda zdobyć punktów.

Zastanawiał się już pan z kim ewentualnie byłoby wam najlepiej spotkać się w półfinale?

- Nie myślałem o tym. Najpierw chcemy się dostać do czwórki. Myślę, że Leszno bez przeszkód zajmie pierwsze miejsce. Wiadomo, że będąc na czwartej pozycji trafiamy właśnie na nich. Pamiętajmy jednak, że rok temu my też zdemolowaliśmy ligę, a na koniec dopadło nas nieszczęście, więc nie można być niczego pewnym. W play-off jedzie zresztą najlepsza czwórka, dlatego każdy wynik jest możliwy.

No właśnie, wspomniał pan o braku szczęścia w poprzednim sezonie. Może tym razem będzie na odwrót i po ciężkich bojach, aby znaleźć się w tej czwórce, wywalczycie nieco więcej niż w rok temu?

- Taki jest los, że czasami zabierze, a czasami odda. Nie rozpatruję jednak tego w ten sposób. Mam jednak nadzieję, że w tym roku będziemy mieli więcej szczęścia.

Czy z tej drużyny można wykrzesać jeszcze więcej? Czy może to już jest takie maksimum waszych możliwości?

- Na więcej stać naszych juniorów. Patryk Rolnicki ostatnio debiutował i tutaj nikt na niego nie naciskał, że ma zdobyć jakieś punkty. Jednak Ernesta Kozę stać na lepszy wynik, bo ostatnim meczu mógł zdobyć więcej punktów. Wygrał start w biegu juniorów, lecz źle rozegrał pierwszy łuk, co skrzętnie wykorzystali Pieszczek ze Zgardzińskim. Można powiedzieć, że zadziała tutaj znajomość toru na rzecz gospodarzy. W swoim kolejnym starcie też prezentował się nieźle, bo jechał na 5:1 z Januszem Kołodziej, lecz ostatecznie wyprzedził ich Piotrek Protasiewicz, który tego dnia był naprawdę szybki. Na pewno stać go na więcej i liczę, że już niedługo to udowodni.

Źródło artykułu: