Lwim pazurem (40): Lubuska trauma. Zimowa rozgrywka o Warda

- Zarówno Falubaz jak i Stal nie awansowały do fazy play-off. W obu przypadkach można jednak postawić różne diagnozy - pisze w swoim felietonie "Lwim pazurem" [tag=6275]Marian Maślanka[/tag].

Lubuska trauma. Dwie różne diagnozy

To niesłychana sytuacja, że w tym roku w fazie play-off nie będzie zarówno SPAR Falubazu Zielona Góra jak i MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów. Od dawna nie mieliśmy takiego rozstrzygnięcia. Te dwa kluby często stanowiły o poziomie rozgrywek, a ich rywalizacji, zwłaszcza w decydującej części sezonu, towarzyszyły wielkie emocje. Derby to było wydarzenie sportowe, medialne i często polityczne. Wiele aspektów powodowało, że tymi meczami żył cały kraj.

[ad=rectangle]

W życiu, a zwłaszcza w sporcie bywa tak, że przychodzi kres pewnej serii. Trzeba się z tym pogodzić i wyciągnąć wnioski, by wrócić z większą siłą. Jeśli chodzi o Falubaz, to nie życzyłbym takiego sezonu najgorszemu wrogowi. Ich skład na papierze przed rozgrywkami był bardzo mocny. Tam jednak nastąpiła kumulacja nieszczęść. Wszystko, co złe, wydarzyło się w Zielonej Górze i dlatego nie ma ich w play-off. To była świetna drużyna, ale tak naprawdę przez kontuzje nie było jej na torze. Powiedzieć, że oni mieli pecha, to jak nic nie powiedzieć.

Mam wrażenie, że w Zielonej Górze wszyscy ludzie robili, co się dało. Nawet na ostatnią chwilę próbowali odbudować skład. Zakontraktowali Warda i walczyli do końca. Tworzyli często niesamowite widowiska, mimo że mieli w zespole prawdziwy szpital. Menedżer tego zespołu Jacek Frątczak był nie tylko najbardziej medialną osobą na tym stanowisku, ale też najbardziej zaangażowaną w to, co robił. Zawodnikom wręcz nie wypadało odmawiać takiemu człowiekowi i przechodzić obojętnie wobec tego, co się działo. Swoją postawą dawał sygnał do walki i za to należą mu się brawa. I to jednak nie wystarczyło. W Zielonej Górze robili, co mogli, ale często nie było kim.

Nie potrafię znaleźć w Falubazie winnych tego, co się stało. Niektórzy twierdzili, że zielonogórzanie przesadzali, bo robili rzeczy niemoralne. Ja twierdzę, że działali w granicach regulaminu. Mieli głowy pełne pomysłów. Potrafili znaleźć antidotum nawet na najbardziej beznadziejne przypadki, ale czasami bywa tak, że po prostu nie da się wygrać.

Falubazu nie ma zresztą sensu porównywać do gorzowian. Trzeba postawić dwie różne diagnozy. Stal nie miała za bardzo problemów z kontuzjami. Tam nastąpiło to, czego obawiałem się przed startem ligi. Doszło do nasycenia. Zdobyli mistrzostwo, a część zawodników skupiła się na realizacji innych celów. Zarząd nie zmienił składu, ale to status quo okazało się nietwórcze. Ich lider został wicemistrzem świata i nie widział nic poza jednym celem - chciał być najlepszy w kolejnym sezonie. To się nie udało, a wszystko przełożyło się też na drużynę. Zaczęła się nerwowość. Później układał to nowy trener, poradził sobie z wieloma problemami, ale czegoś do play-off zabrakło.

W Gorzowie zmiany na pewno będą. Zastanawiam się natomiast, czy powinien ich dokonywać SPAR Falubaz. Decyzje muszą podjąć we własnym gronie, ale kadrowo ten zespół jest nawet teraz bardzo silny. Być może ci ludzie zasługują na kolejną szansę w tym samym zestawieniu personalnym. To może być dla nich najlepszy scenariusz, ale zobaczymy, co postanowią. Być może ich wnioski są inne.

Na pewno zrobią jednak wszystko, żeby mieć nadal Warda. On byłby z pewnością bardzo wartościowym ogniwem również w przyszłym roku. Falubazowi będzie jednak trudno. Dlaczego? Australijczyk będzie rozchwytywany i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Uważam, że już niedługo ruszą bardzo mocne przedbiegi o jego usługi. Sam jestem ciekaw, na jakim poziomie finansowym się to skończy i kto da najwięcej. Ward jest fantastyczny, ale jeden zawodnik meczu nie wygra. Nie można wydać na kogoś 50 proc. budżetu. Trzeba wszystko dobrze wyważyć.

Darcy jest lepszy niż był przed zawieszeniem. Głód jazdy dał mu dodatkowego kopa. Oby prezesi nie dali się zwariować. W swojej historii klubowej też miałem taki czas, kiedy doszliśmy do wniosku, że Nicki Pedersen jest nam niezbędny. To był jednak dwuletni kontrakt i pułapy finansowe nie były aż tak szalone. Zobaczymy, jak się ułoży to z Wardem. Może przedstawi kosmiczne warunki i prezesi spasują. Dalsze schłodzenie w polskim żużlu jest możliwe. Dochodzi coraz więcej sygnałów, że kluby pracują w oparciu o to, co rzeczywiście mają. Poziomy finansowe z roku na rok podobno spadają. Czas pokaże, czy zmieni to tak fantastyczny jeździec jakim jest bez wątpienia Australijczyk.

Marian Maślanka

 

Źródło artykułu: