Torunianie do ostatniej kolejki walczyli o to, aby w play-offach nie trafić na rewelacyjną Fogo Unię Leszno. Anioły musiały w tym celu zdobyć na tarnowianach trzy punkty, a nawet nie udało im się zwyciężyć. Co więcej, przez większą część meczu to Jaskółki zdecydowanie lepiej wyglądały na torze.
[ad=rectangle]
Na Motoarenie po raz pierwszy w tym roku decydował przede wszystkim moment startowy. Gospodarze w tym elemencie prezentowali się kiepsko, a na dystansie nie zawsze byli w stanie nawiązać walkę z szybkimi żużlowcami Unii. - Trzeba powiedzieć jasno, że pojechaliśmy przeciętnie, a nawet słabo. Przede wszystkim nie wychodziły nam starty. Szczerze, nie pamiętam żebyśmy w tak dramatyczny sposób przegrywali moment startowy. Nawet z przeciwnikami teoretycznie wyżej notowanymi, jak Unia Leszno, prezentowaliśmy się w tym elemencie dużo lepiej. Nie licząc Pawła Przedpełskiego, to po puszczeniu taśmy na wejściu w łuk było widać kaski żółty i biały, a my jechaliśmy na końcu stawki. Tak było w większości wyścigów - powiedział po meczu Jacek Gajewski, menedżer KS Toruń.
Wspomniany Paweł Przedpełski był zdecydowanym liderem torunian. 20-latek tylko w swoim ostatnim biegu dał się pokonać rywalowi i jako jedyny spośród Aniołów przez cały mecz dobrze radził sobie na Motoarenie. - To są zawody drużynowe, a nie indywidualne. Co z tego, że Paweł zrobił czternaście punktów? Fakt, trzeba się cieszyć, bo chyba zaczyna wyrastać nam lider, a ostatnio zwracałem uwagę, że nam go brakuje. Paweł od jakiegoś czasu jedzie bardzo dobrze i może to właśnie on będzie wypełniał luki po swoich starszych kolegach - zauważył Gajewski.
Warto odnotować, że po czternastu rundach Przedpełski jest najlepszym statystycznie zawodnikiem KS Toruń i jako jedyny legitymuje się średnią biegową wyższą niż dwa punkty. Wcześniej miano najskuteczniejszego Anioła w lidze na zmianę dzierżyli Jason Doyle, Grigorij Łaguta i Chris Holder. Szczególnie postawa pierwszej dwójki może rozczarowywać. Po bardzo dobrym początku sezonu, zarówno Australijczyk, jak i Rosjanin nieco spuścili z tonu. - Jesteśmy już bliżej końca niż początku sezonu i wydaje mi się, że Jason musi spojrzeć w kalendarz i się nad paroma rzeczami zastanowić. Może ten tydzień nie był tak intensywny, jak przed meczem z Grudziądzem, ale Polska, Anglia, Szwecja, Dania i Grand Prix to chyba trochę za dużo, co odbija się na jego dyspozycji - zwrócił uwagę menedżer Aniołów. "Grisza" z kolei w dość nieprzemyślany sposób gubi sporo punktów. - Rozmawialiśmy przed meczem, że czeka nas ważny i trudny mecz, więc powinniśmy wyeliminować takie sytuacje, gdzie głupio tracimy "oczka". Nie możemy sobie pozwalać na wykluczenia za przekroczenie czasu dwóch minut czy za taśmy. Dziś "Grisza" trochę przekombinował na starcie i został wykluczony. Niestety, po raz kolejny - dodał Gajewski.
Menedżer KS Toruń zwrócił uwagę na wyścig czternasty, który żużlowcy z grodu Kopernika musieli wygrać podwójnie, aby wciąż liczyć się w walce o bonus. Po bardzo nerwowym starcie taśma ostatecznie została zerwana, a sędzia uznał, że sprawcą był właśnie Łaguta. Desygnowanie Rosjanina do wyścigów nominowanych mogło zresztą zastanawiać, bo swój poprzedni bieg wygrał Adrian Miedziński, a mimo to został ponownie zmieniony przez Przedpełskiego. - "Miedziak" co prawda przywiózł trójkę, ale w dwóch poprzednich pojechał na zero. Trudno było więc przewidzieć jak zaprezentuje się w wyścigach nominowanych. Łaguta też miał przeciętny mecz, ale przynajmniej nie przywoził zer i pojechał jeden dobry bieg z Kołodziejem. To też wynikało z ustawienia pól startowych. Potrzebowałem zawodnika, który potrafi z zewnętrznego wystrzelić i popracować na pierwszym łuku pod bandą. Miałem więc nadzieję, że to właśnie Griszy uda się przywieźć 5:1 z Pawłem - zakończył Jacek Gajewski.