17-latek w czwartek na świetnie znanym sobie częstochowskim owalu wywalczył 11 punktów i bonus. Obok Taia Woffindena był najlepiej punktującym zawodnikiem Betard Sparty Wrocław. Taki wynik w półfinale najlepszej żużlowej ligi świata musi budzić uznanie, jednak sam zainteresowany zachowuje skromność. Bohater? Absolutnie zaprzeczył. - Nie no, jaki tam ze mnie bohater. Dołożyłem kilka "oczek" dla drużyny. Chłopaki zrobili dobrą robotę. Wszyscy jechaliśmy jako zespół. Za nami fajne zawody, było trochę ścigania, więc na plus. Patrzymy przed siebie i jedziemy dalej - powiedział Maksym Drabik w rozmowie z WP SportoweFakty.
"Torres" popisywał się bardzo dobrymi startami. Nawet w biegu, kiedy przyjechał do mety ostatni, sprzed taśmy wyruszył bardzo szybko. Na dystansie dobrze czytał tor i obierał odpowiednie ścieżki. Skutecznie bronił się przed atakami Janusza Kołodzieja, czy Martina Vaculika. Prawdziwy majstersztyk to jednak obrona przed zdecydowaną szarżą Leona Madsena w 14. odsłonie. - Zauważyłem, że lekko go wyciągnęło. Wtedy wyniosłem się w nasypane i jakoś udało mi się mu odjechać - krótko skomentował tę sytuację "Maks" Drabik.
Prawdziwe szaleństwo panowało na trybunach SGP Areny Częstochowa, kiedy to Maksym Drabik pojawiał się na torze. Nie ulega wątpliwości, że mnóstwo kibiców częstochowskiego Włókniarza w czwartek odwiedziło Olsztyńską właśnie po to, by podziwiać 17-latka, syna żywej legendy Lwów, Sławomira Drabika. - Wow, dzięki wielkie dla kibiców z Wrocławia i Częstochowy. Dopisali i było naprawdę "mega". Doping był świetny, jeszcze raz wielkie dzięki. Towarzyszyła nam super atmosfera. To fajne uczucie. Nie wiem, czy akurat mnie kibicowali, ale ogólnie doping był mocny - oznajmił jak zwykle skromny Maksym.
Mecz Betard Sparty z Unią Tarnów zakończył się wynikiem 54:36. Teraz wrocławianie potrzebują 37 "oczek" w rewanżu, by awansować do finału PGE Ekstraligi. - Jedziemy powalczyć żeby zdobyć jak najwięcej punktów. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Jeszcze będziemy trenować, przygotujemy się na 100 proc. i damy z siebie wszystko - stwierdził Drabik. Jednocześnie daleki jest on od stwierdzeń, że w związku z 18-punktową zaliczką wrocławianie mogą czuć się jedną nogą w decydującym o złotym medalu dwumeczu. - Nie można tak wróżyć, bo to bez sensu. Tak jak powiedziałem, w Tarnowie damy z siebie wszystko i zobaczymy jak wyjdzie. Fajnie byłoby wejść do finału, ale zobaczymy co przyniesie przyszłość - przekazał.
Co ciekawe, Betard Sparta w Częstochowie wygrała wyżej z Unią Tarnów niż we Wrocławiu na Stadionie Olimpijskim w rundzie zasadniczej. Wtedy to padł rezultat 52:38. - Trenowaliśmy, pasowaliśmy się i dokleiliśmy się do tego toru jak najlepiej mogliśmy, więc byliśmy przygotowani do tego meczu - wyznał receptę na sukces Maksym Drabik.
Widać po chłopaku, że Sławek widział co robi!