Grzegorz Drozd: Laska, która wygrała z żużlem

Mistrzowska drużyna Unii Leszno rodziła się w bólach. Nowe twarze w zespole, zmiany na funkcji menedżera. Przepychanki i kłótnie w parkingu oraz dotkliwe porażki na własnym torze.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

To wszystkie zawieruchy, których złotą metą był finał 27 września na stadionie im. Alfreda Smoczyka.

Biodro Skóry i zakalec w parkingu

Często w życiu bywa tak, że złe historie rodzą te dobre, a punktem zwrotnym jest zwykły przypadek. Tak też było z Bykami w 2014 roku. Unia do sezonu podeszła z wielkimi nadziejami. Wieloletniego prezesa Józefa Dworakowskiego zastąpił młodszy Piotr Rusiecki, który zaryzykował i postanowił w końcu ściągnąć do Leszna kontrowersyjnego Nickiego Pedersena. Duńczyk miał wypełnić rolę lidera, którego tak bardzo brakowało w poprzednim sezonie. Ale z planu wyszły nici. Pedersen zawodził w najważniejszych momentach, Zengota drażnił bezradnością, a reszta drużyny jeździła w kratkę. Z zawiedzionych kibiców wylewała się frustracja. Tymczasem w połowie maja w swojej ukochanej lidze brytyjskiej Adam Skórnicki zaliczył na Perry Barr poważnego dzwona, który oznaczał dla Adama koniec sezonu. Skóra miał dużo wolnego czasu, a Unia kłopoty. Rusiecki i spółka postanowili to wykorzystać i zaproponowali byłemu wychowankowi rolę menedżera na drugą część sezonu, który wydawał się już przegrany. Skóra nie odmówił. - Na pierwszym spotkaniu wszedłem z chłopakami do salki i powiedziałem twardo: jeśli ktoś ma jakieś "ale", to niech mówi teraz, bo gdy wyjdziemy za drzwi będzie już za późno - wspomina Skórnicki.

W drużynie Unii coś zaskoczyło i zaczęła wygrywać. Weszła do play-offów, a tam sprawiła niespodziankę i wywalczyła srebrny medal. Początkiem tej żmudnej drogi na szczyt było złamane biodro Skórnickiego oraz parkingowe kłótnie utytułowanego Duńczyka z młodszymi kolegami i nikt w Unii tego nie ukrywa. - Tak naprawdę ten złoty medal stworzyło srebro z roku poprzedniego. Paradoksalnie na wskutek tych wszystkich zawieruch w ciągu 2014 roku przegrany finał nikogo nie zmartwił, a wręcz przeciwnie. Przez wszystkich został odebrany jako wielki sukces. Skoro tak, to nikt nie myślał o polowaniu na czarownice, rozliczaniu wszystkich dookoła i robieniu rewolucji. Poczuliśmy zupełnie coś odwrotnego. Pomyśleliśmy, że skoro jesteśmy tak blisko, to wystarczy zrobić ten jeden krok do przodu, wszystko zostawić po staremu i dokonać jednej zmiany. Dlatego postanowiliśmy bardzo szybko skompletować dotychczasowy skład, zakontraktowaliśmy Emila i to był klucz do sukcesu - mówi Józef Dworakowski. - W ciągu poprzedniego sezonu zdarzyło się wiele niepotrzebnych incydentów, ale to one scementowały tę ekipę. Po słynnej zadymie w parkingu z udziałem Nickiego Pedersena Duńczyk zmienił się - twierdzi dyrektor sportowy Ireneusz Igielski. - Ta drużyna dorastała do mistrzostwa z czasem. Byliśmy coraz mocniejsi, lepiej rozumieliśmy się i współpracowaliśmy zarówno na torze jak i w parkingu - podkreśla Nicki Pedersen.

173 centymetry radości z żużla

Po zwycięstwie Unii w pierwszym meczu finałowym w Częstochowie wszyscy zaczęli wieszać Bykom na szyjach złote medale. - Adam strasznie mi ciebie szkoda, bo będziesz dzisiaj jedynym gościem w Lesznie, któremu będzie łyso - zagadałem do Skóry przed rewanżowym meczem. - Poczekajmy. Oby - odpowiedział z pełną powagą, jakby czuł co się święci. - Podczas treningów w środku tygodnia dało się zauważyć, że nasi zawodnicy są za bardzo wyluzowani. Po tym świetnym wyniku w pierwszym meczu czuli, że już po sprawie i podeszli do rewanżu chyba zbyt pewni siebie. Tymczasem Sparta nie miała wcale ochoty się poddawać - ocenia Dworakowski. Na ostatnie chwile przed pierwszym wyścigiem w parkingu zupełnie nie wyczuwało się, że za moment będzie mecz o wszystko. Zarówno jedni i drudzy byli zrelaksowani i uśmiechnięci. Zwłaszcza wrocławianie wydawali się być pogodzeni z porażką. Okazało się, że była to tylko zasłona dymna. - Przyjechaliśmy z mocnym postanowieniem walki. Nie dopuszczaliśmy myśli, że jest po sprawie. Podeszliśmy do meczu mocno zmobilizowani. Udało się stworzyć emocjonujące widowisko. Co prawda ostatecznie przegraliśmy, ale srebrny medal brałbym w ciemno. Szkoda jedynie pierwszego meczu - komentował na gorąco trener Piotr Baron. - W Częstochowie nasi chłopcy byli za bardzo spięci i tak to wyszło. Wiedzieli, że muszą wygrać wysoko i zbudować przewagę. Mając w świadomości, że musisz tego dokonać na tak silnej drużynie jak Unia chyba dodatkowo to ich spięło i zaliczyliśmy kilka głupich błędów, jak taśmy i wykluczenia - ocenia Krystyna Kloc. - W Lesznie pojechaliśmy na większym luzie. Podeszliśmy do meczu bez myślenia o punktach, lecz z mobilizacją, żeby pokazać dobry żużel i to zaprocentowało - dodaje sterniczka WTS. - Mnie i Maćkowi wszystko wychodziło. Komplet kibiców na trybunach nie tylko mobilizował gospodarzy, ale również i nas. To było wielkie przeżycie ścigać się przy tak licznej widowni. Ponadto mieliśmy potrzebne wsparcie od naszych fanów. W Lesznie jeździło mi się perfekcyjnie. To był dzień, który zapamiętam na długo. Odnieśliśmy sukces i oby tak dalej. Nie chcę opuszczać Wrocławia - komentował lider cyklu Grand Prix Tai Woffinden.

Anglik i Janowski byli tego dnia bardzo szybcy i skuteczni. Łącznie zdobyli 28 punktów. - Nie przywiozłem dla nikogo żadnego silnika. Ot, byłem w pobliżu i postanowiłem sobie obejrzeć meczyk - odpowiedział tajemniczo majster Grega Hancocka, Rafał Haj, obecny w parkingu w trakcie zawodów. - Maciek robi postępy i o to chodzi. Z Gregiem cały czas powtarzamy mu, żeby za bardzo nie przejmował się porażkami i nie za bardzo nakręcał sukcesami. Najważniejsza jest ciągła praca i trwały postęp. On to rozumie i stąd coraz lepsze wyniki - chwalił Janowskiego Haj. - Nie ma spiny, jest radość - szczerzył się Maks Drabik, który wyrósł na bohatera Sparty. - Z moim rośnięciem, to ogólnie był... ale problem. Na szczęście został opanowany. Duży wzrost zepsułby mi wypracowaną sylwetkę, którą wzorowałem na ojcu. Zimowe ćwiczenia przyniosły skutek i przez cały sezon nic mi nie przybyło z moich 173 centymetrów i niech tak zostanie - mówił roześmiany 17-latek. Bardzo niezadowolony po zawodach był kapitan Sparty Tomasz Jędrzejak, który nie chciał w ogóle rozmawiać, jakby czuł, że to koniec jego przygody z Wrocławiem. Srebrnym medalistom ogólnie humor po zawodach dopisywał. Andrzej Rusko i Krystyna Kloc strzelali sobie selfie w parkingu oglądając pokaz sztucznych ogni. Tymczasem na stadionie i wokół obiektu Unii rozpętało się szaleństwo.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×