WP SportoweFakty: Kibice uważają, że to dobrze kiedy klub ma przy sobie osobę, na którą może liczyć w trudnej sytuacji. W przypadku SPAR Falubazu upatrują właśnie Pana jako tego, który może pomóc klubowi i wyprowadzić go na prostą.
Robert Dowhan: Wielokrotnie mówiłem już o tym, że mimo iż nie zarządzam tym klubem, to jestem z nim na dobre i na złe. Jestem kibicem i nim być nie przestanę. Mimo złej sytuacji działam i rozmawiam, bo jest to nasza wspólna sprawa. To jest nasza wizytówka, nasz klub i historia. Nie można być kibicem sukcesu, będąc z klubem tylko w momencie kiedy dzieje się dobrze.
W wielu wypowiedziach informujecie, iż aktualnie skupiacie się na sprawach licencyjnych. Jednakże pozostałe kluby przedłużają kontrakty ze swoimi zawodnikami i rozglądają się za wzmocnieniami. Jak jest w Falubazie?
- Według mojej wiedzy nie prowadzimy żadnych rozmów jeśli chodzi o nowych zawodników. Nie mamy jednak sytuacji podbramkowej, bo mamy cztery dobre kontrakty, które w momencie wyjścia na prostą będą dobrym ogniwem Falubazu. Natomiast jeżeli nie uda nam się wyprowadzić klubu do 30 listopada, wówczas kontrakty zostaną rozwiązane z automatu.
Nie obawiacie się, że w tym czasie zawodnicy dogadują kwestie kontraktowe w innych ośrodkach?
- Mogą, ale nie jest to żadnym zaskoczeniem dla mnie. Ja także nie zabronię tego nikomu. Oni również muszą mieć jakąś alternatywę i ja ich całkowicie rozumiem. Jednak do momentu kiedy klub nie podpisze porozumienia, czy też sam nie rozwiąże kontraktu, zawodnicy nie mogą zmienić barw klubowych. Porozumienie z klubem musi być do 30 listopada. Jeśli to nie nastąpi, wówczas będą wolnymi zawodnikami.
Sporo mówi się o niezbyt pozytywnych relacjach na linii klub - Jarosław Hampel, ponieważ - według różnych doniesień - mieliście na niego nanieść karę w wysokości 400 tys. zł. Podobnie jest także w przypadku pozostałych zawodników, którzy podobno otrzymali pisma informujące o karach. Czy to ma rozwiązać poniekąd słabą sytuację w klubie?
- Te domysły o karach naniesionych na zawodników rodzą się w chorych głowach, u ludzi nieodpowiedzialnych. Ktoś myśli, że bez problemu można interpretować kontrakty jak się chce i zawodnikowi odjąć stawki za cokolwiek. To nie jest tak. My chcemy się z każdym rozliczyć, a już na pewno z Wardem. To nasza wewnętrzna sprawa kiedy i w jakich kwotach. Żyjemy tanią sensacją i niepotrzebne są takie komentarze. Nie mogę tego czasami zrozumieć, że ktoś potrafi pochopnie rzucać jakieś hasła, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Klub nie naliczył nikomu kary, więc pisanie o tym jest totalnym absurdem. Mamy podpisane kontrakty i na ich mocy są rozliczenia. Dokumenty te są sformułowane solidnie i nie można nimi szachować, ich zmieniać, czy różnie interpretować. To jest też jakiś szacunek do tego co się przed sezonem z zawodnikiem uzgodniło i omówiło.
Sporą "niespodziankę" sprawił klubowi Aleksandr Łoktajew. Szkoda, że w taki sposób pogrzebał sobie szanse na jazdę w SPAR Falubazie. To młody, perspektywiczny zawodnik, który najwidoczniej pogubił się.
- Pogubił się? To mało powiedziane. Co można myśleć o chłopaku, który przed samymi zawodami przyjmuje substancje niedozwolone? Walka w Toruniu była na torze do ostatnich metrów. Cała drużyna stanęła na wysokości zadania, a po kilku tygodniach dowiadujemy się, że cały ich wysiłek poszedł na marne. Nie wiemy co było w innych spotkaniach, bo nie możemy tego wykluczyć. Nie mamy też potwierdzenia, że był to jedynie jednorazowy wybryk.
Wypowiedział się pan wtedy ostro w mediach społecznościowych: "Przykre, nieodpowiedzialne, żałosne! Życzę udanych, długich wakacji na Ukrainie lub w Rosji".
- Wypowiedziałem się wtedy dość emocjonalnie. Patrząc jednak na całą historię tych ostatnich wydarzeń w tym klubie, kiedy dochodzą do nas takie głosy, to człowiekowi opadają ręce. Czasami człowiek się wyrazi w zbyt emocjonalny sposób.
Znamy już wymiar kary jaka została nałożona na tego zawodnika. Po rocznej karencji będzie mógł powrócić na tor. Czy jest szansa, że kibice ujrzą go jeszcze w barwach zielonogórskiego klubu?
- Sasza ma nadal ważny kontrakt, on nie został rozwiązany. Wraca do nas w sierpniu. Zobaczymy w jakim miejscu będzie wtedy klub oraz w jakiej potrzebie kadrowej będziemy. To się okaże. Na obecną chwilę rozliczyliśmy z nim cały sezon.
Z tego co wiem, traktował go pan jak syna. Tym trudniej chyba byłoby się z nim pożegnać.
- Mimo iż wyraziłem się w taki, a nie inny sposób o nim, bardzo dużo w życiu mu pomogłem. Dzięki mnie znalazł się w Polsce, otrzymał wszelkie pozwolenia związane z jego jazdą tutaj, rozliczaniem się czy podpisaniem kontraktu. Do dnia dzisiejszego jest także zameldowany u mnie w domu, niczym syn. Czuję się za niego odpowiedzialny, ponieważ zgodziłem się by dać mu stały meldunek.
Czy macie ze sobą kontakt po tym co się stało?
- Przykre jest to, że po tym zdarzeniu do tej chwili nie wykonał do mnie telefonu, nie powiedział zwykłego słowa "przepraszam", "zawiodłem", "stało się" czy też nie zaproponował żadnego spotkania, by wyjaśnić to co się stało. To jest dla mnie też przykre, bo człowiek daje prywatny adres i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom, a w drugą stronę to nie działa. Zawsze mógł na mnie polegać i dzwonił wcześniej nieraz.
Rozmawiała Ewelina Bielawska
Rozowy nazywa 2 banki drobnymi:)
Proponuje teraz pokryc swoje chore ambicje kasa z kieszeni.