W jednym z ostatnich tekstów zaproponowałem, aby przemyśleć kwestię wprowadzenia "gościa" na pełnych zasadach. W myśl tego pomysłu zawodnik z innej ligi mógłby startować jako gość pod warunkiem, że jego KSM nie będzie wyższy od zawodnika, którego zastępuje. Ten pomysł nie budzi wśród działaczy zbyt dużego entuzjazmu. W wolnych rozmowach przyznają, że byłaby to okazja do kolejnych kombinacji zwłaszcza, gdy mecze byłyby przekładane na termin w środku tygodnia i zespoły miałyby do dyspozycji prawie wszystkich zawodników. Tego jednak można uniknąć wprowadzając przepis, że możliwość zastosowania "gościa" jest tylko w pierwotnym terminie spotkania.
O ile zrozumiałe są podzielone głosy na temat gościa, o tyle niezrozumiały będzie brak zagospodarowania przez polskie kluby zawodników, którzy nie są planowani w składzie swojej drużyny na mecz. Dla nich idealnym rozwiązaniem byłaby rola rezerwowego. Z tego rozwiązania zrezygnowano, gdyż narzekano, że rodzi to dodatkowe koszty dla klubów. Warto jednak zwrócić uwagę, że w obecnej sytuacji każdy klub ma i tak zakontraktowanych "rezerwowych". Koszty nie są zatem argumentem na "nie". Z pewnością argumentem na "tak" jest to, że w przypadku wątpliwości trener wystawi potencjalnego rezerwowego do składu i będzie mógł z niego skorzystać w trudnym momencie. Zyska na tym klub, ale przede wszystkim sam zawodnik podtrzymując sportową formę.
Jest jeszcze jeden poważny argument. Rezerwowym wcale nie musi być najsłabszy zawodnik. Równie dobrze może nim być as zespołu, czym otworzy menedżerowi drużyny dodatkowe rozwiązania taktyczne. Ten przepis już obowiązywał i podobnie jak "joker" lub też Złota Rezerwa Taktyczna (podwójnie liczone punkty zawodnika) został wycofany. Dlaczego? Nikt do końca nie potrafił tego wytłumaczyć. Nieoficjalnie mówiono, że nawet czołowi menedżerowie nie potrafili z tych dobroci taktycznych umiejętnie korzystać. Z trudem znosili także krytykę kibiców i dziennikarzy, gdy ci wypominali im te błędy. Świat idzie jednak do przodu. Kto się nie uczy, odstaje od peletonu.