Rafał Dobrucki: Australia była olbrzymim wyzwaniem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Reprezentacja Polski wygrała w australijskiej Mildurze Drużynowe Mistrzostwa Świata Juniorów. - Turnieje poza Europą to duża promocja speedwaya, bez względu na to czy mówimy o zawodach seniorskich czy młodzieżowych - ocenia trener Rafał Dobrucki.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty.pl: Polska młodzież potwierdziła swoją dominację na arenie międzynarodowej, wygrywając finał DMŚJ. Ostatecznie wyprzedziła Duńczyków jedenastoma punktami. Spodziewał się pan większego oporu ze strony rywali? Rafał Dobrucki: Mimo wszystko Duńczycy byli w tych zawodach groźni. Cały czas zbierali za nami dwójki i nie mogliśmy sobie pozwolić na rozluźnienie. Tym bardziej, że w swoim pierwszym biegu upadł Paweł Przedpełski i trochę obawiałem się o jego dyspozycję. Regulamin nie dopuszczał zastąpienia go, chyba że przegrywalibyśmy co najmniej sześcioma punktami, a to nie byłaby komfortowa sytuacja. Na szczęście Paweł się pozbierał i odjechał do końca te zawody. Przedpełski zdobył mniej punktów niż pozostali polscy zawodnicy. Rozumiem, że z powodu upadku był w pełni usprawiedliwiony? - Upadek Pawła wyglądał naprawdę groźnie. Przyjechał do Mildury po kontuzji ręki, a dodatkowo poobijał się już na samym początku zawodów i skarżył się na ból w kolanie. Wrócił na szczęście na tor i spisał się całkiem dobrze. Wygrał swój następny wyścig, a w kolejnym przywiózł dwa punkty. Potem kontrolowaliśmy już wynik zawodów i dałem Pawłowi znać, by się nie szarpał. Z powodu tego upadku nie był tego dnia w stuprocentowej dyspozycji. Jego punkty do złota były nam jednak potrzebne. Australijska wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Słyszymy, że nawet zagraniczne media były pod wrażeniem polskich zawodników. - Rzeczywiście, docierały do nas pozytywne opinie o drużynie i naszych zawodnikach. Pierwsze sygnały mieliśmy już po treningu, na którym duże wrażenie zrobili zwłaszcza Bartek Zmarzlik i Piotrek Pawlicki. Tor w Mildurze jest krótki, dość ciasny i różni się od tych, na których nasi zawodnicy startują na co dzień. Pomimo tego Piotrek i Bartek błyskawicznie złapali kąty tego toru i dopasowali się do nawierzchni. Już na treningu byli bardzo szybcy. Trzeba pochwalić tez Maksa Drabika, bo dobrze odnalazł się w kadrze i pojechał doskonałe zawody. Czy pana zdaniem Polska będzie nadal dominować na szczeblu młodzieżowym? Rywale wypadają przy nich dość blado. - Nie oglądam się na rywali, ale pamiętajmy, że cała duńska kadra, która startowała w Mildurze, przechodzi teraz w wiek seniora. W tym kraju szkoli się młodych zawodników, ale następców tych reprezentantów, którzy kończą wiek juniora na razie nie widać. Zdecydowanie lepiej wygląda w tym momencie Australia. Trzeba wyróżnić to Fricke, Kurtza i Holdera, którzy prezentują naprawdę dobry poziom i przynajmniej na treningu przed zawodami pokazali się z bardzo dobrej strony. Australijczycy wykonują jeśli chodzi o młodzież bardzo dobrą robotę i w kolejnych latach mogą być groźni.

Jak może podsumować pan sam wyjazd do Australii? W żużlu tak dalekie wyprawy nie są mimo wszystko codziennością. - Turniej w Australii był olbrzymim wyzwaniem logistycznym, zwłaszcza, jeśli chodzi o transport sprzętu i organizację pobytu na miejscu. Byliśmy tam przecież przez dwa tygodnie. Melbourne, gdzie odbyło się Grand Prix przypomina każdą inną dużą metropolię. Mildura to natomiast prawdziwa Australia. Obcowaliśmy tam z klimatem i przyrodą, której w Europie nie spotykamy. Było to na pewno ciekawe doświadczenie. Czy organizatorzy podołali wyzwaniu? - Jeśli chodzi o DMŚJ, o większość spraw musieliśmy zadbać sami. Sprzęt, oleje, akcesoria, transporty, zakwaterowania i masa innych rzeczy. Kosztowało nas to dużo wysiłku. Trzeba przyznać, że w przypadku Polski organizacyjnie to jednak trochę inny "level". Doświadczyliśmy Grand Prix w Nowej Zelandii i Australii, a coraz częściej mówi się o organizacji turnieju w Stanach Zjednoczonych. Czy pana zdaniem jest to krok w dobrą stronę? - Myślę że organizacja Grand Prix w USA to strzał w dziesiątkę. Choćby dla samego Grega Hancocka, bo jemu po prostu się to należy. Co do częstszej organizacji zawodów żużlowych poza Europą, to wszystko zależy od finansów. Jeśli będzie nas na to stać - a mówiąc nas mam na myśli FIM, BSI i ewentualnego organizatora - to jak najbardziej powinniśmy się na to decydować. To duża promocja speedwaya, bez względu na to czy mówimy o zawodach seniorskich czy młodzieżowych. Wysiłek finansowy w jednym i drugim przypadku jest relatywnie duży, ale jeśli sprawdził się w Australii, to dlaczego nie?

Rozmawiał Michał Wachowski

Źródło artykułu: