Cena za Mroczkę spada. Kontrakt w tym tygodniu?

Przeciągają się negocjacje Unii Tarów i Artura Mroczki, ale obie strony są z każdym dniem coraz bliżej porozumienia. - Temat wyjaśni się w tym tygodniu - informuje prezes Łukasz Sady.

Tarnowianie początkowo umowę z Arturem Mroczką chcieli podpisać pod koniec ubiegłego tygodnia. Uznali jednak, że najpierw spotkają się z Grupą Azoty i z Radą Nadzorczą klubu. Wszystko po to, żeby dokładnie określić przyszłoroczny budżet.

- Negocjacje z Arturem Mroczką trwają już kilka tygodni. Zawodnik przedstawił nam swoje warunki, a my nasze warianty współpracy. Podczas spotkania w Tarnowie z jego całym teamem nie doszliśmy do porozumienia, ale jesteśmy cały czas w kontakcie telefonicznym i mailowym. Do końca tygodnia temat się rozstrzygnie. Artur zszedł ze swoich początkowych oczekiwań finansowych. Myślę, że kompromis osiągniemy w tym tygodniu. To trwa trochę dłużej, gdyż okres transferowy jest w toku, a my, podobnie jak w roku ubiegłym, nie podpisujemy nic pod presją. Ponadto cały czas negocjujemy z Grupą Azoty. Nieustannie też poszukujemy i rozmawiamy z potencjalnymi nowymi podmiotami - wyjaśnia w rozmowie z WP SportoweFakty Łukasz Sady.

Już teraz wiadomo, że w przyszłym sezonie klub może dysponować takim samym jak w tym roku lub nieco niższym budżetem. - W niedługim czasie wszystkie tematy organizacyjne i finansowe powinny się wyjaśnić. Wtedy inaczej będą wyglądać także negocjacje kontraktowe. Nasz budżet może być jednak nieco mniejszy. To wynika z faktu, że musimy załatać tegoroczną dziurę. Mieliśmy bezwzględnie najmniejszy minus od kilku lat. Progres, który w sferze finansowej został osiągnięty, jest sprawą niezwykle ważną i cenną. Mimo to ten minus za ostatni sezon jednak się pojawił. Olbrzymim kosztem były dla nas same play-offy. Z tego względu musieliśmy niestety pożegnać się z Martinem Vaculikiem. Wiedzieliśmy, że nie będzie nas na niego stać - tłumaczy Sady.

W Tarnowie będą dysponować być może nieco słabszym składem, ale prezes Łukasz Sady uważa, że sytuacja finansowa klubu wcale nie jest zła. - Jeśli spojrzymy na to, co dzieje się w Rzeszowie czy w Zielonej Górze i nie tylko tam, jeżeli pochylimy się nad faktem, iż nawet niektórych klubów z I ligi nie stać finansowo na awans i jazdę w Ekstralidze, jeśli zauważymy, że inni mają jeszcze większe problemy, wówczas zupełnie inaczej należy patrzeć na całość. Działalność klubu żużlowego nie kończy się na jednym sezonie, trzeba myśleć perspektywicznie i przyszłościowo. Lepiej trwać i przetrwać trudniejszy okres niż zdobyć piąty raz z rzędu medal pogrążając się finansowo i znikając z żużlowej mapy Polski - wyjaśnia prezes Jaskółek.

Szef tarnowskiego klubu podkreśla również, że Unia prowadzi szereg działań marketingowych, które mają pomóc w pozyskiwaniu nowych sponsorów. Być może już wkrótce zaowocują one powołaniem do życia biznes clubu. - O kolejnych, nowych sponsorów jest niezwykle trudno. Natomiast ci, którzy są już z nami, widzą i rozumieją nasze działania - zarówno w sferze sportowo - finansowej jak i w podejściu do wszystkich naszych darczyńców. Nasi sponsorzy i reklamodawcy oprócz całosezonowych, określonych pakietów hospitality, zapewnione mają kilka razy do roku, mniej lub bardziej oficjalne spotkania we własnym gronie, spotkania z zawodnikami czy imprezy integracyjne. Na przykład w środę Unia Tarnów ŻSSA wspólnie z jednym z banków organizuje pierwsze w historii naszego klubu śniadanie biznesowe dla szerokiego grona podmiotów z nami współpracujących. Być może będzie to początek założenia już formalnie, biznes clubu działającego przy tarnowskim żużlu. Chcemy przedsiębiorców i biznesmenów ściślej zintegrować ze sobą nawzajem i z naszym klubem - tłumaczy Sady.

Sady mówi również, że w ostatnich latach tarnowski klub mocno ograniczył wydatki na kontrakty dla zawodników. W jego ocenie, podobną drogę powinny obrać inne ekipy startujące w PGE Ekstralidze. Tylko wtedy polski żużel ma szanse przetrwać. - Obawiam się, że za chwilę Ekstraliga stanie się kadłubowa. Będą trzy, może cztery mocne kluby, a reszta nie będzie w ogóle istnieć. Odwrócić można to tylko poprzez zdrowy rozsądek zarządów wszystkich klubów. Musiałoby się zmienić także podejście zawodników. To jest możliwe, bo w innych ligach jeżdżą za mniejsze pieniądze. Tak jest przykładowo w lidze szwedzkiej czy angielskiej. Tam jeździ się czasami nawet za jedną czwartą kwot funkcjonujących u nas. Nam udaje się z roku na rok obniżać wydatki na kontrakty. To pokazuje, że w Ekstralidze można wydawać mniej. I nie musi to wcale od razu przełożyć się na dużo gorszy wynik sportowy. Najlepiej pokazaliśmy to w ubiegłym sezonie - dodaje na zakończenie prezes Unii Tarnów.

Źródło artykułu: