Darcy Ward pogodzony z losem. "Nie mogę nic z tym zrobić"

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Na zdjęciu: Darcy Ward
/ Na zdjęciu: Darcy Ward
zdjęcie autora artykułu

Od fatalnego wypadku Darcy'ego Warda minęło kilka miesięcy. Australijczyk pogodził się już z faktem, że do końca życia będzie musiał poruszać się na wózku inwalidzkim.

Darcy Ward późno rozpoczął ściganie w sezonie 2015, gdyż musiał odczekać aż zakończy się 10-miesięczny okres zawieszenia za wybryk z Grand Prix Łotwy w roku 2014. Gdy tylko Australijczyk powrócił na tor, prezentował bardzo wysoką formę i w jego jeździe nie było widać rozłąki z motocyklem.

Jednak pod koniec sierpnia w Zielonej Górze doszło do wypadku, który przekreślił plany Warda na przyszłość. Podczas meczu PGE Ekstraligi z MRGARDEN GKM Grudziądz 23-latek uczestniczył w poważnym upadku, w wyniku którego przerwany został u niego rdzeń kręgowy. W efekcie Ward musi się poruszać na wózku inwalidzkim. - Zaakceptowanie tego zajęło mi ponad dwa miesiące. Mogę powiedzieć, że jestem z tym pogodzony, ale są dni kiedy nie jest dobrze. Na dłuższą metę nie mogę nic z tym zrobić. To jest najtrudniejsze. Nie zmienię tego, niezależnie ile pieniędzy wpłynie na mój fundusz albo jak dobrzy będą lekarze wokół mnie - powiedział australijski żużlowiec w rozmowie z "Daily Echo".

Ward obecnie przebywa w Wielkiej Brytanii, gdzie przechodzi zabiegi rehabilitacyjne. Ogromnym wsparciem dla 23-latka jest jego dziewczyna - Lizzie. - W pierwszym miesiącu po wypadku sezon żużlowy ciągle trwał. Mogłem oglądać mecze, Grand Prix i zawsze coś się działo. Kiedy sezon dobiegł końca, Lizzie zakończyła swoją pracę i od tego momentu jest ze mną każdej nocy. Ona jest głównym powodem, dla którego jestem w stanie zaakceptować to wszystko i pozostaję w dobrym nastroju. Rodzice i brat musieli wrócić do Australii z powodu pracy, ale gdyby nie było wokół mnie Lizzie, to nie byłbym w stanie uczęszczać codziennie na trwające cztery godziny sesje u fizjoterapeuty - dodał zawodnik z Antypodów.

Australijczyk nie ukrywa, że nie pamięta zbyt wiele z feralnego wypadku i pierwszej nocy po nim, którą spędził w szpitalu w Zielonej Górze. - Pamiętam wypadek, ale nie pamiętam nocy po nim. Na torze myślałem o wyniesieniu się na zewnętrzną, ale jechał tam Patryk Dudek. Nie pamiętam wjechania w dziurę czy też jakiegoś mojego błędu. Mam przed oczami wycinek jak uderzam w koło Artioma Łaguty i dochodzi do wypadku. Kiedy upadasz, nie jesteś w stanie zarejestrować wszystkiego. Ludzie podbiegli do mnie i pytali czy wszystko w porządku. Nic nie czułem, ale wiedziałem, że złamałem ramię, bo to było bolesne. Pojechałem do szpitala i nie pamiętam nic więcej do momentu pobudki - oświadczył Ward.

W trakcie trwania rozgrywek, wielu kibiców w Polsce zaskoczyła decyzja Warda o podpisaniu kontraktu z Falubazem Zielona Góra. Wcześniej Australijczyk był przymierzany do składu przez KS Toruń, w którym startował w poprzednich latach. - Nie sądzę, bym mógł zrobić coś innego. To po prostu coś, co miało się wydarzyć. Myślałem już o tym wszystkim. Pewnie nie powinienem podpisywać kontraktu w Zielonej Górze. Narobiłem sobie wielu wrogów wśród kibiców w Toruniu, ale chciałem być częścią wielkiego klubu i jechać w play-offach. To była moja decyzja. Co by się stało, gdybym tam nie podpisał kontraktu? Miałem wiele innych opcji, ale tamta wydawała się najlepsza - skomentował 23-latek.

Źródło: Daily Echo

Źródło artykułu: