WP SportoweFakty: Jakie cele pan sobie wyznaczył? Co zamierza pan osiągnąć?
Damian Adamczak: Nie chcę za dużo mówić. Zamierzam to zostawić dla siebie, bo czasem się dużo mówi, a potem mało robi. Liczę, że po sezonie będzie można stwierdzić, że się postarałem.
Ostatni sezon nie był dla pana udany. Czy wyciągnął pan jakieś wnioski?
- Domyślam się, jakie błędy popełniłem i postaram się poprawić, bo wiem, że to może być mój ostatni sezon. Dziękuję bardzo panu prezesowi Skrzydlewskiemu za szansę jazdy w pierwszej lidze, bo w przeciwnym razie zostałaby mi tylko możliwość występów w drugiej. Na pewno teraz bardzo dobrze się przygotuję, mam na to całą zimę. Wiem, że stać mnie na to, aby jeździć w składzie pierwszej ligi. Będę chciał wykorzystać tę szansę.
Czy rozpoczął pan już przygotowania do kolejnego sezonu? Proszę powiedzieć jaki jest harmonogram.
- Tak, już się przygotowuję. Przede wszystkim sporo biegam, bo trochę przytyło mi się przez ten rok. Dodatkowe kilogramy, to dodatkowe obciążenie, nie są dobre dla motoru. Mam już dietę i muszę do kwietnia schudnąć. Stąd też dużo biegania, skakanki poza tym uczęszczam na zajęcia z boksu i ze sportów walki. Do tego dochodzi też siłownia i basen. Planuję również zadzwonić do trenera Woźniaka, bo wiem, że co roku juniorzy Polonii przygotowują się do sezonu i ja dzięki uprzejmości klubu i trenera też miałem możliwość trenować z nimi. Mam nadzieję, że teraz również będzie taka zgoda. Tak że wtedy będzie jeszcze gimnastyka i inne zajęcia.
Żużel jest bardzo ryzykownym sportem. Sam się pan o tym przekonał. Czy nie ma pan obaw po tak poważnym urazie?
- Myślę, że miałem bardzo dużo szczęścia. Złamałem krąg C6-C7, miałem dosyć dużego krwiaka i ucisk. Musiałem całą noc spędzić obudzony w szpitalu i co pół godziny lekarz sprawdzał mi ręce i nogi, ponieważ miałem wtedy słabsze czucie w prawej ręce i bardzo duże ciarki w rękach. Na szczęście krwiak zniknął. Miałem mieć przerwę około trzech miesięcy, a już po półtora miesiąca jeździłem. Jest trochę obaw, ale nie można się na nich skupiać. Trzeba myśleć tylko o tym, by wygrać, a nie o tym, że się przewrócisz.
Jak teraz wygląda kwestia pana zdrowia? Odczuwa pan jeszcze skutki tego urazu?
- Uraz kręgosłupa, którego doznałem zagoił się. Choć czasami odczuwam jego skutki. Gdy jest gorsza pogoda, to czasami bolą mnie plecy. Mam jeszcze trochę problemy z karkiem. Zdarza się, że podczas snu szyja mi drętwieje i wtedy się budzę. Ale na pewno dam radę.
Podczas Nice PLŻ jest mało spotkań. Myśli pan, że połączenie rozgrywek pierwszej i drugiej ligi byłoby dobrym rozwiązaniem?
- Ja jak najbardziej jestem za, bo wiadomo wtedy jest możliwość częstszej jazdy. Zwłaszcza dla takich zawodników, którzy nie jeżdżą albo mało jeżdżą za granicą.
Panu udało się podpisać kontrakt za granicą, w duńskim klubie Esbjerg Motorsport. Dzięki temu z pewnością częściej będzie pan pojawiał się na torze.
-
Tak, w tym roku udało mi się podpisać kontrakt w Danii z kategorią C. Liczę, że jeśli dobrze się przygotuję, to będę miał w tym sezonie dużo jazdy. Występy w Danii na pewno mi w tym pomogą, ponieważ w ostatnim sezonie bardzo mało jeździłem. Wydaje mi się, że dam radę wrócić na lepsze tory.
W ostatnim sezonie Orzeł Łódź nie był oszczędzany przez los, było wiele kontuzji. Jak pan myśli, o co uda wam się powalczyć w przyszłym rok?
- Nie myślę o ocenianiu szans, bo żużel jest bardzo specyficznym sportem. Wszystko może się zdarzyć. Czasami wystarczy kilka kontuzji i plany mogą runąć. Każdy zawodnik jeździ po to, by wygrywać. My na pewno będziemy chcieli znaleźć się w czwórce, bo wtedy są dodatkowe mecze.
Władze miasta Łodzi obiecały nowy stadion dla Orła. Pojawiały się różne problemy na drodze do realizacji tego planu. Ostatecznie ma dojść do realizacji tej inwestycji. Jak pan zapatruje się na budowę tego obiektu? Czy według pana jest to dobry moment?
- To świetnie, że powstanie taki stadion w Łodzi. I chciałbym być na tyle skuteczny, aby później, tak jak pan prezes Skrzydlewski planuje, jeździć na tym nowym stadionie w ekstralidze.
Czy wiąże pan dalszą przyszłość z tym klubem, miastem?
- Bardzo bym chciał zostać w Łodzi na dłużej, zgrać się. Tutaj się wybiłem i mam nadzieję, że tutaj, w Łodzi, w tym roku się odbiję.
Przy okazji uroczystości związanych z dniem Wszystkich Świętych miał pan okazję pracować w firmie Witolda Skrzydlewskiego, który prowadzi sieć kwiaciarni oraz świadczy usługi pogrzebowe. Właściciel dużej firmy i jednocześnie prezes klubu żużlowego. Czy pan Skrzydlewski rozdziela te funkcje? Czy współpraca przebiegała inaczej niż dotychczas?
- Podczas tej pracy pan prezes spotykałem praktycznie codziennie. Jest bardzo w porządku, zawsze zabawny, pośmieje się. Na pewno bardzo miło zapamiętam ten czas. Choć dostałem taką można powiedzieć nauczkę żeby się wziąć za ten żużel. Bardzo dużo godzin pracowałem, wiem jaka jest to ciężka praca, dlatego trzeba się dobrze przygotować do sezonu.
Prezes Skrzydlewski wypowiadał się, że jest to dla pana swego rodzaju sprawdzian.
- Przydała się taka nauczka, aby docenić ten sport. Muszę się dobrze przygotować, bo jednak żużel to coś, co kocham robić. Nie chcę tego zmarnować.
Otrzymał pan duży kredyt zaufania od prezesa Skrzydlewskiego. Wykorzysta pan tę szansę?
- Chciałbym bardzo podziękować panu prezesowi Skrzydlewskiemu za daną mi szansę. Gdyby nie on zostałaby mi tylko druga liga. Prezes powiedział mi, że we mnie wierzy i spróbuje mi pomóc. Dlatego bardzo mu dziękuję i mam nadzieję, że go nie zawiodę.
Rozmawiała: Agnieszka Pruszkowska
Swoją drogą to teraz chce trenować z Poloni Czytaj całość
"...postaram się poprawić, bo wiem, że to może być mój ostatni Czytaj całość