Panowanie Marty Półtorak. Dlaczego się nie udało?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kibice Stali Rzeszów na medal DMP czekają od 1998 roku. Wszystko wskazuje na to, że okres wyczekiwania na sukces Żurawi wciąż będzie się wydłużał. Klub boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi, które mogą odbijać się czkawką przez wiele lat.

W tym artykule dowiesz się o:

By należycie odnieść się do obecnej sytuacji Stali Rzeszów należy cofnąć się o kilkanaście lat. W 2004 roku pakiet większościowy w klubie wykupiła nikomu wówczas nieznana firma Marma Polskie Folie Rzeszów. Początkowo nikt nie przypuszczał, że angaż przedsiębiorstwa Marty Półtorak w rzeszowski speedway będzie trwał aż tak długo. W przeciągu 12 sezonów Żurawie aż siedmiokrotnie startowały w najlepszej lidze świata. Pomimo wysokiego budżetu oraz zawodników z najwyższej półki, klubowi ze stolicy Podkarpacia ani razu nie udało się stanąć na podium DMP. Za każdym razem czegoś zabrakło.

- Dlaczego nie było sukcesów? Przede wszystkim dlatego, że zawodnicy zawodzili. Myślę, że zespołowi z Rzeszowa nigdy nie pomagał też własny tor. Tego atutu od lat im brakowało. Nawierzchnia i geometria obiektu przy Hetmańskiej nie są dla przyjezdnych zagadką. Zwycięstwa u siebie są połową sukcesu, a rzeszowianie w ostatnich latach mieli z tym spore problemy. Wystarczy, że drużyna gości dysponowała troszkę mocniejszym składem i z łatwością mogła pokusić się o zwycięstwo. Przez te wszystkie sezony zabrakło atutu toru, choćby takiego jaki mają w Tarnowie - tak przyczyny braku sukcesów rzeszowskiego klubu w ostatniej dekadzie analizuje Krzysztof Cegielski, ekspert WP SportoweFakty.

Choć medali w Rzeszowie nie było już od 17 lat, to jednak ostatnie sezony mogły dostarczyć podkarpackim kibicom mnóstwo satysfakcji. Nad Wisłokiem przywykli już do oglądania Ekstraligi, w której startują najlepsi zawodnicy na świecie. Wystarczył rok bez Marty Półtorak, a klub popadł w kosmiczne długi, przez które musiał wycofać się z Ekstraligi. Dziś nie wiadomo nawet czy żużel w Rzeszowie przetrwa. Choć włodarze klubu złożyli podanie licencyjne na starty w I lidze, to jednak końcowe orzeczenie uzależnione jest od podpisania ugód z zawodnikami, którzy w minionym sezonie reprezentowali barwy Stali Rzeszów. Łączną sumę należności względem Grega Hancocka i spółki szacuje się na 2 miliony złotych.

Przełomowy rok 2004

Początek XXI wieku nie obfitował w sukcesy żużlowców Stali Rzeszów. Po dobrych i stabilnych latach 90., kiedy rzeszowianie byli jedną z czołowych drużyn w kraju nadeszły lata posuchy. Klub występował na zapleczu Ekstraligi, a jego potencjał kadrowy nie pozwalał na to, by Żurawie prędko awansowały do najwyższej klasy rozgrywkowej. W zespole w dalszym ciągu ścigali się "złoci chłopcy" z 1994 i 1995 roku, ale brakowało pieniędzy. Dotychczasowi sponsorzy jak browar VanPur czy Rafineria Jasło przestali być zainteresowani dalszym wspieraniem rzeszowskiego żużla. Nad stolicą Podkarpacia pojawiło się widmo długoletniej wegetacji w I lidze.

Przełomowym momentem okazał się rok 2004. Żurawie rozpoczęły sezon od dwóch bolesnych porażek z TŻ Simpą Lublin i Strabag Stalą Gorzów Wielkopolski. W meczu trzeciej kolejki Stal podejmowała na własnym torze Wybrzeże Gdańsk. To wtedy stadion przy ul. Hetmańskiej po raz pierwszy miała odwiedzić Marta Półtorak. Rzeszowianie ponieśli wówczas trzecią porażkę z rzędu przegrywając dość wysoko, bo 36:54. To nie zniechęciło jednak Półtorak, która ostatecznie zdecydowała się na przejęcie kubu.

- Pamiętam, że wśród kibiców pojawiły się wówczas obawy. Przedsiębiorstwo związane z foliami nie kojarzyło się wówczas z solidnym partnerem. Tak naprawdę, to większość mieszkańców Rzeszowa nie wiedziała, że w regionie istnieje taka firma. W kuluarowych rozmowach najczęściej pada kwota 30 tysięcy. To za nią państwo Półtorak mieli wykupić udziały w klubie. Półtorakowie bardzo szybko przejęli pełnię władzy. Takie rozwiązanie było na rękę wszystkim, bo dotychczasowi zarządcy nie mieli ochoty i chyba wizji dotyczącej przyszłości klubu. W tym czasie w klubie z Rzeszowa naprawdę nie działo się najlepiej. Były poważne zawirowania. Pojawiła się nadzieja, że wreszcie znalazł się ktoś, kto nie tylko przyjedzie w niedzielę na mecz i zje kiełbaskę, ale także zaopiekuje się klubem - wspomina Grzegorz Drozd, wieloletni pasjonat żużla, wywodzący się ze stolicy Podkarpacia.

W tamtym czasie drużyna Stali Rzeszów oparta była wyłącznie na krajowych jeźdźcach, wspomaganych przez Charliego Gjedde. Z końcem sezonu Żurawie uplasowały się na trzecim miejscu w tabeli, choć w momencie przejęcia władzy przez Półtorak znajdowali się na przedostatniej pozycji. Zastrzyk gotówki Marty Półtorak podziałał jednak na zawodników jak swoiste antidotum. Najlepszą średnią biegową w sezonie 2004 uzyskali Maciej Kuciapa, Tomasz Rempała i Karol Baran. Po rozeznaniu rynku w roku 2004, w następnym sezonie rzeszowianie mieli zaatakować Ekstraligę. Taki był cel nowej prezes. Wiadomą było jednak, że z obecnym potencjałem kadrowym drużyna nie jest w stanie walczyć o awans do elity. Półtorak zdawała sobie z tego sprawę i postanowiła znacząco wzmocnić zespół.

W sezonie 2005 do drużyny Marmy Polskie Folie Rzeszów dołączył wieloletni uczestnik cyklu Grand Prix - Mikael Max. Szwed okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Max w ośmiu spotkaniach wykręcił niebotyczną średnią biegową równą 2,825 punktu! W lipcu doznał jednak kontuzji, która wykluczyła go z drugiej części sezonu. W jego miejsce natychmiast zakontraktowano innego Szweda - Niklasa Klingberga. Ten również był bardzo solidnym ogniwem, kończąc sezon ze średnią 2,370.

Przed sezonem 2005 skład został także wzmocniony doświadczonym Dariuszem Śledziem. Drugą linię tworzyli ci, którzy stanowili człon zespołu w sezonie poprzednim: Kuciapa, Baran i Rempała. Języczkiem u wagi były natomiast pozycje młodzieżowe. Dawid Stachyra i Paweł Miesiąc przez cały rok zdobyli wraz z bonusami 224 punkty. Tak silnej formacji młodzieżowej później w Rzeszowie już nie było. To właśnie postawa rzeszowskich juniorów zaważyła na awansie do Ekstraligi.

- To nie był jakiś I-ligowy dream-team, ale na pewno skład kompletny. Piekielnie mocny lider z zagranicy i solidni krajowi. Ale największym plusem okazali się juniorzy. Stachyra i Miesiąc to w tamtym czasie jedna z najlepszych par młodzieżowców w Polsce. Był to też bardzo charakterny skład i ambitny, kiedy popatrzymy na nazwiska Barana czy Kuciapy - zaznacza Drozd. W październiku 2005 roku rzeszowianie cieszyli się z pierwszego w XXI wieku awansu do Ekstraligi. W wielkim finale ligi pokonali KM Intar Ostrów Wielkopolski. Pierwsza przygoda z Ekstraligą

Beniaminek przed sezonem 2006 zaskoczył wszystkich swoimi transferami. Do stolicy Podkarpacia dołączył Mistrz Świata z sezonu 2003 - Nicki Pedersen, a także Rune Holta i Tomasz Chrzanowski. Rzeszowianom bardzo szybko udało się wypracować bezpieczną przewagę w tabeli, dzięki czemu widmo nagłego spadku nie zagrażało nawet przez moment. Nie udało się jednak awansować do czołowej "czwórki" walczącej o medale, choć zabrakło tylko jednego punktu. Po 20 kolejkach Marma Polskie Folie Rzeszów zakończyła sezon na szóstej pozycji w tabeli.

- I to był chyba ostatni moment, kiedy wszystko szło zgodnie z planem. Awans z roku 2005 był dużym sukcesem, w roku 2006 udało się utrzymać w lidze. Kolejne lata miały przynieść sukcesy. Ciśnienie w Rzeszowie było ogromne - zaznacza Grzegorz Drozd.

Następny rok przyniósł najlepszy wynik drużyny za czasów kadencji Marty Półtorak. W sezonie 2007 rzeszowianie nie byli zaliczani do grona faworytów rozgrywek. Wedle niektórych ekspertów Żurawie dysponowały najsłabszym zestawieniem w lidze. Wiek juniora ukończyli już bowiem Stachyra oraz Miesiąc i pod numerami 6 i 7 pojawiła się potężna dziura. Liderem ekipy w dalszym ciągu pozostawał Nicki Pedersen. Do stolicy Podkarpacia ściągnięto nikomu wcześniej nieznanych Davey Watta i Andreasa Messinga, a także powracającego po bardzo nieprzyjemnej kontuzji Rafała Dobruckiego.

Żurawie w fazie zasadniczej odniosły komplet zwycięstw na własnym obiekcie i bezproblemowo awansowały do play-offów. Rewelacyjnie spisywał się Nicki Pedersen (2,730), a objawieniem sezonu okazał się Watt (1,824). Niestety dla kibiców Stali Rzeszów, obaj zawodnicy w najważniejszym momencie sezonu odnieśli kontuzje. W półfinale Marma uległa Unii Leszno, a w meczach o trzecie miejsce została rozgromiona przez Spartę Wrocław.

- Bardzo dobrze wspominam ten rok w Rzeszowie. To było dla mnie spore wyzwanie logistycznie, bo Rzeszów leży na drugim końcu Polski. Ten sezon był też dla mnie sporą niewiadomą, bo byłem świeżo po wyciągnięciu prętów z pleców. Wydawało się, że poza Pedersenem nie ma w tej drużynie pewnych punktów. Ale Watt miał wtedy chyba życiową formę, solidnie jeździł także Scott Nicholls. To czwarte miejsce na koniec sezonu nie było przypadkiem, bo naprawdę wszyscy byliśmy wtedy w dobrej formie. Tylko kontuzje w finałowej fazie sezonu pozbawiły nas szans na medal, na który zasługiwaliśmy - przyznaje po latach Rafał Dobrucki.

Po sezonie 2007 apetyty u rzeszowskich kibiców zostały mocno rozbudzone. Żurawie w swoim drugim roku startów w Ekstralidze otarły się o medal i wszystko wskazywało na to, że piękny sen w stolicy Podkarpacia będzie trwał nadal. Kłoda pojawiła się jednak już zimą. Klub dość niespodziewanie opuścił Nicki Pedersen, który wybrał ofertę Włókniarza Częstochowa. Początkowo zastępcą dla najlepszego zawodnika świata miał być Tomasz Gollob, któremu rzeszowski klub oferował ogromne pieniądze. Ten wybrał jednak ofertę Stali Gorzów. Ostatecznie na lidera drużyny w roku 2008 wykreowana Kennetha Bjerre. Młody Duńczyk był przymierzany do Żurawi już kilka sezonów wcześniej. Jazda filigranowego żużlowca pozostawała jednak wiele do życzenia. W 9 meczach odniósł tylko trzy indywidualne zwycięstwa, co sfrustrowało włodarzy klubu, którzy odstawili Bjerre od składu. Zawodzili także ci, którzy rok wcześniej byli pewnymi punktami drużyny, a więc Watt i Nicholls.

W tamtym sezonie rzeszowianie nie byli jednak "czerwoną latarnią" ligi. To miano otrzymał odwieczny rywal z Tarnowa. Żużlowcy Unii przez cały sezon odnieśli tylko jedno zwycięstwo. W bezpośrednim spotkaniu o utrzymanie rzeszowianie bezproblemowo odprawili swoich odwiecznych rywali i zafundowali im spadek do I ligi. Kilka tygodni później zmierzyli się w barażu z drugą drużyną I ligi - Wybrzeżem Gdańsk. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich kibiców w Polsce, lepsi okazali się żużlowcy znad Morza. To oznaczało, że po trzech latach rzeszowianie znowu będą startować na krajowym zapleczu.

Drugi podbój Ekstraligi

Rok 2009 był najmniej barwnym sezonem za kadencji Marty Półtorak. Do końca niewiadomą pozostawało to, czy jej firma nie wycofa się ze sponsoringu. Ostatecznie Półtorak postanowiła w dalszym ciągu wspierać rzeszowski żużel, ale na rynku transferowym nie było już zawodników którzy gwarantowaliby niezwłoczny awans do Ekstraligi. Skład został oparty na wychowankach, których podobnie jak w roku 2005 wspierał Mikael Max. Żurawie uplasowały się wówczas na trzecim miejscu w tabeli.

W sezonie 2010 cel został już jasno określony. Marta Półtorak wraz z rzeszowskim klubem chciała jak najszybciej wrócić do Ekstraligi. W tym celu do stolicy Podkarpacia ściągnięto dwóch Brytyjczyków - Chrisa Harrisa i Lee Richardsona. To oni mieli pociągnąć za sobą pozostałą część zespołu. Wyspiarze choć nie brylowali, to prezentowali się bardzo solidnie. Podobnie zresztą jak reszta składu. Na jesieni awans stał się faktem i rzeszowianie znowu znaleźli się w gronie najlepszych drużyn w kraju.

Tym razem przygoda z najsilniejszą ligą świata miała trwać dłużej, a klub z Rzeszowa na wiele lat miał się stać czołową siłą w kraju. W tym celu PGE Marma zakontraktowała Jasona Crumpa, jednego z najlepszych zawodników na świecie. Rok 2011 miał być tylko przejściowym okresem w historii rzeszowskiego żużla. Z ligi nikt nie spadał, bo ta miała zostać od następnego sezonu powiększona do 10 zespołów. Poza tym, klub w dalszym ciągu czekał na remont stadionu. Prawdziwe sukcesy miały przyjść dopiero w następnych latach. Jason Crump i spółka zakończyli sezon na wysokim, bo piątym miejscu w tabeli, ale jazda Żurawi przez cały sezon w żadnym stopniu nie porywała.

Kolejny rok, to kolejne poważne wzmocnienie drużyny. Tym razem, do stolicy Podkarpacia ściągnięto Grzegorza Walaska, a kończącego wiek juniorski Dawida Lamparta zastąpiono dobrze rokującym Łukaszem Sówką. Przy nieco słabszej niż obecnie, bo 10-zespołowej Ekstralidze, skład Żurawi oparty na Crumpie, Walasku, Richardsonie, Okoniewskim i Sówce prezentował się całkiem przyzwoicie. Niestety, 13 maja 2012 roku doszło do jednej z największych tragedii w historii czarnego sportu. Podczas meczu Betard Sparty z PGE Stalą Rzeszów na torze we Wrocławiu śmierć poniósł Lee Richardson, współtwórca awansu drużyny do Ekstraligi. Rzeszowianie w żałobie zakończyli sezon na siódmej pozycji w tabeli.

- Śmierć Lee była straszna dla nas wszystkich, a co dopiero dla tych, którzy byli z nim na co dzień. Wiem, że w tamtym czasie pani Marta przeżywała bardzo trudny okres. To nie było miłe, przyjemne i komfortowe. W żadnym klubie nikt nie miał wcześniej takich doświadczeń. Coś co miało być przyjemnością i sprawiać frajdę, zrobiło się tragiczne. To na pewno odcięło w jakimś stopniu pani Marcie paliwo do dalszej zabawy w żużel - twierdzi Krzysztof Cegielski. Feralny sezon 2013

Rok 2013 miał być zwieńczeniem 10-lecia Marmy Polskie Folie w rzeszowskim żużlu i przynieść upragniony medal. Tym razem, liderem zespołu ponownie miał być Nicki Pedersen, który zastąpił na tej pozycji kończącego karierę Jasona Crumpa. Resztę zespołu stanowili sprawdzeni z lat poprzednich: Grzegorz Walasek, Rafał Okoniewski czy Łukasz Sówka. Klub zakontraktował także Juricę Pavlica, a piątym seniorem w meczowym zestawieniu był wychowanek Dawid Lampart. Wyrwa pozostawała jednak na drugiej pozycji młodzieżowej.

PGE Marma Rzeszów była objawieniem pierwszej części rozgrywek, a po wygranych w Gorzowie i Gnieźnie stała się poważnym kandydatem do jazdy o medale. Problemy zaczęły się jednak na początku maja. W pierwszą niedzielę miesiąca PGE Marma podejmowała na swoim torze Unię Tarnów. Dzień wcześniej kontuzji podczas jednej z rund Grand Prix doznał Nicki Pedersen. Lider PGE Marmy nie był w stanie wziąć udziału w niedzielnym meczu. Nie zezwolił też, by rzeszowianie zastosowali za niego przepis o Zastępstwie Zawodnika. Żurawie przegrały prestiżowe derby i od tego momentu zaczęły stopniowo przesuwać się w dolne rejony tabeli. Nikt nie spodziewał się jednak, że z tak mocnym składem można spaść z ligi. To była jedna z największych sensacji w całej historii Ekstraligi.

- Mnie się wydaje, że to był ten przełomowy moment, po którym pani Półtorak bardzo mocno zniechęciła się do żużla. Ten zespół był naprawdę drogi, a wyników nie było. Miało być zwieńczenie 10-lecia Marmy w żużlu, a okazało się że drużyna spadła z ligi - twierdzi Grzegorz Drozd. Niektórzy rzeszowscy kibice za spadek obarczają winą Nickiego Pedersena. Duńczyk kilkukrotnie nie wziął udziału w niedzielnym meczu swojego polskiego zespołu, choć dzień wcześniej z powodzeniem ścigał się w cyklu Grand Prix. Marta Półtorak broniła jednak zawodnika twierdząc, że dla tej klasy żużlowca rzeczą naturalną jest, iż indywidualne osiągnięcia są kwestią najważniejszą.

Krajobraz bez Marty Półtorak

Choć jeszcze z Martą Półtorak rzeszowianie w ładnym stylu wygrali rozgrywki I ligi w sezonie 2014 i po raz kolejny awansowali do Ekstraligi, to wieloletnia prezes klubu postanowiła wycofać się z dalszego wspierania żużla w Rzeszowie. Klub zastała w I lidze z długami, a zostawiła w Ekstralidze i bez długów.

Nowi włodarze klubu nie byli w stanie udźwignąć ciężaru, jaki niesie za sobą jazda w najwyższej klasie rozgrywkowej. Postanowiono podpisać brawurowe kontrakty z Gregiem Hancockiem, Peterem Kildemandem czy Arturem Czają na które nie było żadnego pokrycia finansowego. Podczas grudniowego audytu okazało się, że w kasie brakuje 2 milionów złotych, a zawodnicy przez większość sezonu 2015 nie otrzymywali wynagrodzenia. Wystarczył rok bez angażu w żużel Marty Półtorak i już wiadomo, że klub nie jest w stanie rywalizować w Ekstralidze.

- Nie chciałbym nikogo krytykować. Nie znam wartości kontraktów i spraw związanych z finansami, dlatego trudno mi się na ten temat wypowiadać. Ale kibice z Rzeszowa zasłużyli na to, by klub zaczął funkcjonować profesjonalnie. Frekwencja w Rzeszowie była w tym sezonie bardzo wysoka. To też zastanawia pod kątem, dlaczego klub ma teraz takie kłopoty. Nie mam pojęcia, dlaczego teraz w Rzeszowie jest tak źle - mówi Rafał Dobrucki, były zawodnik Marmy Rzeszów.

Teraz rzeszowianie mają czas do końca lutego, by dojść do porozumienia ze swoimi wierzycielami. Jeśli ta sztuka się uda, to w przyszłym sezonie Stal wystartuje w I lidze. Jeśli nie, to po kilkudziesięciu latach żużel zniknie ze stolicy Podkarpacia. - W Rzeszowie jest teraz zakręt dużo ostrzejszy niż łuk na tamtejszym torze. Miejmy nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, ale nie będzie to łatwe. Z tego co wiem, to klub od kilku tygodni nie kontaktował się z Gregiem Hancockiem w sprawie przesunięcia terminu zadłużenia. To nie rokuje zbyt dobrze - przyznaje Krzysztof Cegielski.

Z roku na rok ze sportu żużlowego odchodzą kolejni ogromni sponsorzy. Funkcję prezesów w klubach coraz częściej sprawują osoby, które nie są bezpośrednim udziałowcem akcji w klubie. A co za tym idzie, nie niosą za sobą środków finansowych. Takie zdanie ma chociażby Władysław Komarnicki, wieloletni prezes Stali Gorzów.

- Mój następca na stanowisku prezesa Stali Gorzów jest obecnie najstarszym prezesem klubu w Ekstralidze. To chyba o czymś świadczy. Proszę mi wierzyć, że do tego sportu zaczynają trafiać ludzie zupełnie przypadkowi, którzy nie są do tego w żadnym stopniu przygotowani. Oni potrafią zniszczyć każdy klub, nawet ten najbardziej poukładany. Jakość prezesów jest coraz gorsza. Trafiają do klubów przez przypadek. Niektórzy tylko po to, by "wyłowić" pieniądze, inni by się "pobawić". Proszę spojrzeć co stało się z Polonią Bydgoszcz. Przecież to był kiedyś wzór dla wszystkich - twierdzi Komarnicki. Plusy kadencji Marty Półtorak

Marta Półtorak na stałe zapisze się w historii żużlowej Stali Rzeszów. 10 lat prezesury i 11 lat sponsoringu można uznać za bardzo udane dla podkarpackiego klubu. To za jej czasów z Żurawiem na plastronie jeździły największe gwiazdy światowego speedwaya jak Nicki Pedersen czy Jason Crump. - Przed przyjściem pani Marty klub z Rzeszowa nie był zaliczany do ligowych potentatów. Dopiero w erze Marty Półtorak wyrobił sobie dobrą markę. To ona nadała mu porządną i stabilną pozycję. Szkoda, że później tak to się potoczyło - mówi Krzysztof Cegielski.

Podobnego zdania jest Władysław Komarnicki, którego Stal Gorzów przed laty startowała z tego samego pułapu sportowego co rzeszowianie. - Sport jest nieprzewidywalny i nie można go zaprogramować samymi finansami. Ekstraliga powinna być wdzięczna, że pojawił się w niej Rzeszów. To był bardzo solidny klub. Do meczów z nimi trzeba było się starannie przygotowywać. Uważam, że okres ostatnich lat nie był stracony. Szkoda, że tej drużyny nie zobaczymy już w Ekstralidze - przyznaje z żalem senator RP.

W latach 2004-2014 klub z Rzeszowa uchodził za najrzetelniejszy w Polsce pod względem finansowym. Marta Półtorak nigdy nie zalegała z wypłatami dla swoich zawodników. Drobne konflikty z Jasonem Crumpem czy Rafałem Okoniewskim wynikały z przyczyn formalno-prawnych, a nie z niewypłacalności klubu. - Rzeszów zawsze będę wspominał jako bardzo wypłacalny klub. Nie było tam żadnych zawirowań finansowych - zaznacza Rafał Dobrucki, który z Żurawiem na piersi ścigał się w sezonie 2007. W przeszłości klub ze stolicy Podkarpacia mocno chwalili także inni zawodnicy jak: Nicki Pedersen, Grzegorz Walasek, Kenni Larsen czy Scott Nicholls.

Czego zabrakło do sukcesu?

Zdaniem ekspertów, w rzeszowskim żużlu w ostatnich latach zabrakło długofalowej wizji budowy składu. - Nie było długofalowego planowania. To był kłopot, który z czasem się nawarstwiał. Różnica pomiędzy Falubazem Zielona Góra a Stalą Rzeszów jest ogromna. Falubaz jest pod tym względem prekursorem, a w Rzeszowie chyba tego brakowało - twierdzi Rafał Dobrucki.

Podobnego zdania jest Władysław Komarnicki. - Nie można zmieniać składu co roku. Przekonałem się o tym już dawno temu. Zawodnicy muszą poczuć, że są potrzebni, a kibice chcą się mieć z kim utożsamiać - uważa senator RP.

Marta Półtorak w latach 2004-2014 "wpompowała" w rzeszowski żużel ok. 30 milionów złotych. Nie przełożyło się to jednak na sportowe sukcesy. - Sport jest nieprzewidywalny i nie można go zaprogramować samymi finansami. U nas nigdy nie było takiego sponsora jak Marma Polskie Folie - dodaje Komarnicki, którego Stal w roku 2014 zdobyła tytuł Mistrza Polski.

Pojawia się jednak opinia, że Marta Półtorak chcąc mieć w składzie najlepszych zawodników, musiała wydawać na kontrakty więcej niż ma to miejsce w klubach z zachodniej części Polski. Wszystko przez położenie geograficzne Rzeszowa. - Lokalizacja jest sporym problemem dla tego klubu. W środowisku jest przekonanie, że Rzeszów jest tylko alternatywą w wyborze klubu. Po meczu w Rzeszowie dojechać na wtorkowy mecz do Szwecji jest naprawdę ciężko. Ta lokalizacja na pewno nie pomaga klubowi i dlatego czasami trzeba "nadpłacać", by przekonać zawodników - zakończył Krzysztof Cegielski.

Źródło artykułu:
Czego zabrakło do sukcesów Stali Rzeszów w ostatniej dekadzie?
Długofalowej wizji składu
Atutu własnego toru
Solidnych juniorów
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (15)
KACPER.U.L
21.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pięć stron to za mało.Powinni wrzucić ze dwadzieścia.A te wyczekiwanie na medal może im umili kalifornijski śmieszek z fałszywym uśmiechem od ucha do ucha.Proponuje co miesiąc wrzucać śmiech:)  
avatar
RECON_1
21.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wg mnie Marta się zbytnio napalala i liczyla na dobry wynik - tj medale w krotkim czasie i przez brak takiej dlugofalosci w skladaniu drużyny byly te wtopy,w dodatku czesto do dwóch super lider Czytaj całość
tarnow kings
21.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panowanie Marty Półtorak. Dlaczego się nie udało? ........jak sobie wybrałaś miasto rzeszow na sponsoring to teraz sie nie dziw ze sie nie udało !!!!!!!  
avatar
dziadek motorower
21.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No i fajnie!!! STAWIAM NA Harrisа!!! Pozdr  
avatar
tomas68
21.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Zabrakło zwykłej cierpliwości i zaufania do swoich ludzi ze strony kibiców.