ŻKS ROW Rybnik poinformował we wtorek o pozyskaniu Grigorija Łaguty i Andreasa Jonssona. Obaj mają być liderami beniaminka PGE Ekstraligi w sezonie 2016. - Grigorij Łaguta to jeden z moich ulubionych zawodników. Odpowiada mi jego osobowość, ale ma także wielkie umiejętności. Do niego i Petera Kildemanda mam dużą słabość i sentyment. Jestem przekonany, że Rosjanin może dać bardzo wiele rybnickiej ekipie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Czesław Czernicki.
Znacznie więcej wątpliwości jest w przypadku Szweda, który w ostatnich latach nie zachwycał. Teraz zmienia otoczenie i będzie spoczywać na nim duża odpowiedzialność. - To nietuzinkowy i kompletny zawodnik. Ma prawdziwy arsenał umiejętności technicznych. Uważam, że w jego przypadku można mówić o dwóch obrazach. Czasami wygrywa starty, ale jest też drugi scenariusz, kiedy musi gonić rywali. Wtedy widać jego nieprawdopodobne umiejętności. Potrafi przygotować sobie atak na rywala. Wie, kiedy go przeprowadzić - tłumaczy Czernicki.
- Zgadzam się jednak w pewnym sensie z tymi, którzy twierdzą, że nie jest już materiałem na lidera. To doświadczony zawodnik, ale w ostatnich latach nie wyciągał wniosków. "Szukał się" przez cały sezon i dobrą formę łapał dopiero pod koniec rozgrywek. Kiedy miał już pętlę na szyi, to robił swoje i pokazywał swoje możliwości. Inna sprawa, że on dobrze zna szwedzki żużel. Wie, jaki jest jego aktualny poziom. Jest wybornym dyplomatą i wie, jak zdobyć przychylność BSI. Jest z nim trochę tak jak z Chrisem Harrisem, choć Brytyjczyk wyjątkowo sam wywalczył sobie awans z Challengu - dodaje nasz ekspert.
Rybniccy działacze wierzą jednak w Szweda. Nasz rozmówca twierdzi z kolei, że czeka go duże wyzwanie, które będzie mieć bardzo istotny wpływ na jego dalsze losy. - Według mnie to ostatnia szansa Jonssona. Życzę mu jak najlepiej. Musi wykorzystać ten rok w roli prowadzącego parę, bo coś w jego karierze może się skończyć. Może wtedy podzielić los Hansa Andersena - przekonuje Czernicki.