Andrzej Łabudzki: Niektórzy nie dotrzymali słowa

Stal Rzeszów zalega swoim zawodnikom około 2 milionów złotych. Z tego względu Żurawi nie zobaczymy w przyszłym roku w PGE Ekstralidze. Ich szanse na start w drugiej klasie rozgrywkowej w Polsce są jednak realne.

Włodarze rzeszowskiego klubu złożyli wniosek na starty w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Tym samym, by móc wystartować w rozgrywkach, do 31 stycznia 2016 roku muszą przedstawić porozumienia z zawodnikami zakładające spłatę zobowiązań, które wynoszą około 2 miliony złotych. Wiele osób jest zaskoczonych tak wysokim zadłużeniem klubu, a kibice Stali chcą poznać genezę problemu.

- Pewne rzeczy zachowywałem tylko dla siebie, a z kolei inne były do informacji dla wszystkich. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nam braknie startując w Ekstralidze. Liczyłem na nowych sponsorów, którzy mieli być. Wtedy ten budżet by nam się zamknął. Niestety w pewnym momencie to wszystko się rozjechało, bo przegrywaliśmy dobre mecze na wyjazdach, a sponsorzy, którzy obiecali wsparcie, nie dotrzymali słowa. Do tego doszły jeszcze baraże… - powiedział w rozmowie z Grzegorzem Leśniakiem, dziennikarzem Polskiego Radia Rzeszów, prezes Andrzej Łabudzki.
[ad=rectangle]
Następca Marty Półtorak na stanowisku sternika klubu zarówno przed sezonem, jak i w jego trakcie musiał podjąć wiele niełatwych i ryzykownych decyzji.

- Co mogłem zrobić w trakcie sezonu? Powiedzieć Gregowi Hancockowi i Peterowi Kildemandowi: "Słuchajcie, nie przyjeżdżajcie, bo jest źle z finansami?" Kto wtedy przyjdzie na stadion? Który sponsor zacznie wtedy ze mną normalnie rozmawiać? Poza tym spadamy wtedy z Ekstraligi i nas nie pokazuje telewizja. Ja poszedłem w drugą stronę. Zawodnicy oczywiście wiedzieli, że od pewnego momentu kondycja finansowa klubu jest słaba. Ciągnęliśmy to dalej. Informowałem ich o rozmowach z potencjalnymi sponsorami. Niestety ci sponsorzy nie podpisali kontraktów, których jeszcze przed sezonem się spodziewałem. Stąd dziura budżetowa. Mogłem połowy składu nie wystawić do meczu. Mogłem odpuścić baraże. Ale który sponsor wtedy ze mną porozmawia? - kontynuował na antenie Polskiego Radia Rzeszów rozgoryczony Łabudzki.

W ostatnich tygodniach pojawiło się kilku inwestorów, którzy chcieliby wykupić pakiet większościowy akcji, należący do właściciela spółki - Marty Półtorak. W opinii działaczy Żurawi nie były to jednak osoby ku temu odpowiednie, które zapewniłyby w przyszłości stabilność finansową klubu. - Z tego co mi wiadomo pani Półtorak w dalszym ciągu chce sprzedać akcje, to jest 60 proc. akcji. Natomiast nie ma aż tylu osób, które chciałyby to pociągnąć, bo nie ukrywajmy, tutaj musi być pewne zaplecze finansowe takiej osoby, która zdecyduje się na wykup tych akcji, na wejście w żużel - zakończył Łabudzki.

Wszystko wskazuje na to, że jedyną możliwością, dzięki której rzeszowianie mogliby wystartować w Nice Polskiej Lidze Żużlowej będzie licencja nadzorowana. Prezes Andrzej Łabudzki złożył w siedzibie PZM wymagane dokumenty. Los Stali Rzeszów jest zatem nie tylko w rękach zawodników, wobec których klub ma zaległości i musi z nimi podpisać ugody, ale również Prezydium Zarządu Głównego Polskiego Związku Motorowego.

Źródło artykułu: