Łukasz Sady: Mroczka chciał zbyt dużej podwyżki. Skład jest zamknięty

Unia Tarnów zakontraktowała Piotra Świderskiego i zakończyła działania na rynku transferowym. - Rezerwowego nie będzie, bo wolimy stawiać na naszych juniorów - tłumaczy prezes Łukasz Sady.

Piotr Świderski to ostatni zawodnik, który podpisał kontrakt z Unią Tarnów. O nawiązaniu współpracy zadecydowały w dużej mierze kwestie finansowe. Były żużlowiec Stali Gorzów wpisuje się w politykę tarnowskich Jaskółek, które na pierwszym miejscu stawiają stabilny budżet.

- Nie mogliśmy dojść do porozumienia z Arturem Mroczką. Pod względem sportowym miniony sezon był dobry w jego wykonaniu. Zaproponowaliśmy mu podwyżkę. Mógł liczyć na lepszy kontrakt niż w ubiegłorocznych rozgrywkach. Nie był jednak on tak wysoki jak oczekiwałby tego sam zawodnik. Artur postanowił negocjować, a z czasem my nie mogliśmy pozwolić sobie już na czekanie. Prowadziliśmy rozmowy z innymi zawodnikami. Artur już jakiś czas temu, w jednej z rozmów ze mną został poinformowany, że przecież ma prawo odejść do innego klubu, jeśli otrzyma znacznie lepszą ofertę. Nikt z nas nie miałby do niego o to pretensji, bo to coś zupełnie normalnego. My wybraliśmy Piotra Świderskiego. Nie miał wygórowanych oczekiwań finansowych. Poza tym, ten żużlowiec już u nas jeździł. Spisywał się dobrze. Znamy go i wiemy, że jest człowiekiem niekonfliktowym. Można się z nim porozumieć, a to ważne we współpracy. Witam Piotra serdecznie w naszym klubie i życzę jemu jak i sobie, żeby wrócił do formy sportowej z najlepszych czasów - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Łukasz Sady.

Prezes Unii zapowiadał wcześniej, że klub rozważa zakontraktowanie zawodnika oczekującego. Teraz takie rozwiązanie nie wchodzi już w grę. Tarnowianie zakończyli działania na rynku transferowym. - To już jest koniec. Na ten moment nie planujemy żadnych transferów. Nasz skład uważamy za zamknięty. Rezerwowego nie będzie, bo mamy w odwodzie kolejnego naszego młodzieżowca. Jest nim Kacper Konieczny. Nasza wizja zakłada zresztą opieranie się na młodych wychowankach, którzy mają dostawać jak najwięcej szans do jazdy. Dzięki prowadzeniu szkolenia, przy dużym wsparciu Grupy Azoty w ramach programu Start, chcemy aby w drużynie cały czas jeździli nasi wychowankowie, a z czasem by pojawiało się ich coraz więcej. Dla przykładu, przed laty, nikt inny nie stanowił o sile naszego zespołu jak właśnie wychowankowie. Oni byli tylko uzupełniani takimi zawodnikami jak Rickardsson czy Gollob. Poza tym, ważne są również względy finansowe. Takie rozwiązanie nie generuje dużych kosztów - wyjaśnia Sady.

Unia Tarnów była tej zimy chyba najbardziej oszczędnym ośrodkiem na rynku transferowym. Klub od początku podkreślał, że priorytetem są finanse. Zainteresowania topowymi żużlowcami nie było, działacze stracili swoją największą gwiazdę, którą w minionych sezonach był Martin Vaculik. Łukasz Sady wierzy jednak, że niepopularne decyzje zaprocentują w dłuższej perspektywie.

- Nawet gdyby Tarnów był krainą, która płynie mlekiem i miodem, to i tak byśmy nie przepłacali. Uważam, że zawodnicy powinni "schodzić na ziemię". Wtedy i tak zarabialiby godne pieniądze. To pozwoliłoby klubom na płynność finansową. Nie byłoby zmartwień, czy wystarczy środków, a żużlowcy mieliby pewność, że na pewno otrzymają to, co wynegocjowali. Na 2015 rok kluby podpisywały różne umowy i okazało się, że nie wszyscy byli w stanie się z nich wywiązać. W Tarnowie nie chcemy iść tą drogą. Doskonale wiemy, jaka jest sytuacja gospodarcza w kraju i regionie. O pozyskanie sponsorów bez koneksji politycznych, biznesowych czy wsparcia samorządu lokalnego jest bardzo trudno. Nie poddajemy się jednak i nadal prowadzimy negocjacje. Nic nie zmienia jednak faktu, że kontrakty w Ekstralidze powinny zejść jeszcze w dół. To dotyczy zwłaszcza topowych żużlowców. Gdyby oni zarabiali nieco mniej, to więcej można by wydać na drugą linię czy młodzież. Kluby rozwijałyby się wtedy też lepiej pod względem organizacyjnym czy marketingowym. To jest możliwe, bo przypominam, że w Anglii czy Szwecji żużlowcy jeżdżą z powodzeniem za mniejsze pieniądze - przekonuje Sady.

Źródło artykułu: