WP SportoweFakty: W zeszłorocznych rozgrywkach reprezentowałeś Redcar Bears oraz Peterborough Panthers. Twoje rezultaty nie były zbyt pokaźne. Jak ocenisz miniony sezon pod kątem startów w brytyjskiej Premier League?
Rafał Konopka:
Sądzę, że zeszły sezon rozpocząłem dobrze. Z meczu na mecz było coraz lepiej i na początku maja zdobywałem po 7, 8, 9 punktów, ale w maju zaczęło się trochę bardziej pod górkę. Przyszło podejść do matury, kolega, który mi pomagał na meczach zachorował oraz były też problemy, jak to się mówi, "sercowe". Siłą rzeczy nie widywałem się dużo z dziewczyną i pogubiliśmy się, ale na szczęście już wszystko jest na odpowiednich torach. Motory przygotowywałem sam, dodatkowo dorabiałem, co chwilę lot do Polski, żeby pozaliczać egzaminy, które też były ważne i chciałem je zdać. Nie było czasu na sen, a gdzie dopiero punktować w meczach. Pomimo że zawsze daję z siebie naprawdę wszystko, wkładam całe swoje serce, to po prostu w tym sezonie poznałem swoje nowe granice. Naprawdę momentami bywało ciężko, pasja do żużla przeradzała się w jakiś horror, gdy nie było na jedzenie przed meczem. Mimo wielu przeszkód bardzo dużo się nauczyłem w tym sezonie, a właśnie po to pojechałem do Anglii. Żużel jest drogim sportem i jeśli nie masz wyrobionej marki, to trzeba nieźle główkować, aby poukładać wszystko. Sezon minął, ale ja nie przeminąłem, nie ukrywam, że dzięki wsparciu najbliższych, których nie muszę wymieniać. Bardzo dużo mi pomogli też kibice Redcar i Peterborough. Jedziemy dalej.
We wrześniu wystartowałeś w zawodach o Złoty Kask Veenoord w Holandii. Wówczas świetnie spisywałeś się podczas rundy zasadniczej, jednak w decydujących biegach zanotowałeś defekt oraz "zerówkę". Mimo tego musisz przyznać, że turniej ten był dla ciebie całkiem udany, bowiem ostatecznie zająłeś w nim czwarte miejsce.
- Tak, byłem w Holandii. Uważam, że nie były to jakieś dobre zawody w moim wykonaniu, fajna atmosfera. Po prostu posiadałem tylko jedną nową oponę, a kilku chłopaków miało na każdy bieg nowego "kanta". Zapewne to było też powodem, że w finałach pojechałem jak pojechałem, ale nie ma z czego się tłumaczyć. Wygrywa lepszy.
Oprócz tego wziąłeś udział w dwóch edycjach Lotto Poznań Speedway Cup, a także w 65. Memoriale imienia Alfreda Smoczyka. Jak dobrze pamiętamy, wtenczas miałeś spore problemy natury technicznej, ale mimo tego zaprezentowałeś się z dość dobrej strony. Jak wspominasz te zawody?
- Tak, miałem trzy turnieje w Polsce i tak jak już wspomniałem, nie ma co się tłumaczyć, ale pomimo wielkich starań nie byłem przygotowany do tych zawodów. Na pierwszy turniej w Poznaniu leciałem prosto z Anglii, gdzie miałem dzień wcześniej mecz, lecz zgubiono na lotnisku mój bagaż, w którym miałem wszystkie potrzebne rzeczy na turniej, takie jak kask, kewlar, ochraniacze, buty, sprzęgło, gaźnik czy deflektor. Okazało się że moją walizkę zostawiono w Londynie. Całą noc załatwiałem osprzęt i po dwugodzinnym śnie wystąpiłem w zawodach. Było całkiem fajnie, ale jednym z biegów na prowadzeniu silnik stanął, zresztą również pożyczony... Na drugi turniej chciałem przyjechać lepiej przygotowany, żeby pokazać się na domowym podwórku z lepszej strony, ale na obwodnicy Londynu w drodze do Polski bus odmówił posłuszeństwa. Co prawda z tym wiąże się kolejna historia, ale to może innym razem. Na ostatnią chwilę zdążyłem na samolot, lecz oczywiście po raz kolejny nie byłem profesjonalnie przygotowany. Bardzo ucieszyłem się, że mogę jechać w memoriale, jednak dowiedziałem się o tym dwie godziny przed zawodami. Wyjechałem na ostatnią chwilę, na pożyczonym sprzęcie. Uważam, że dwa pierwsze biegi nawet nie były złe, ale silnik odmówił posłuszeństwa, a przede wszystkim ja nie byłem w stanie się ścigać. To tak jakby wsadzić na motor inwalidę bez ręki. Byłem naprawdę zmęczony tym sezonem.
Podczas ostatniej rozmowy z naszym portalem tłumaczyłeś, że podczas spotkań w Wielkiej Brytanii jesteś sam, nie masz zbyt wielkiego wsparcia. Pracujesz nad tym, żeby w przyszłym sezonie uległo to poprawie? Nie uważasz, że zbyt wielkie obciążenie negatywnie wpływa na twoje wyniki?
- Tak, zdecydowanie w żużlu nie wystarczają chęci i przeholowałem, ale jeśli nie ma kto w danej rzeczy ci pomóc, to działasz sam. Tak to u mnie działa. Jednak żużel jest strasznie precyzyjnym sportem i teraz zimą ciężko pracuję, aby mój speedway był bardziej profesjonalny. Mam już stworzony swój mały team - odnośnie mechaniki, ale zarówno od reszty spraw. Posiadam także menadżera, który sprawi, aby wszystko było poukładane. Chcę, żeby ktoś mnie odciążył i by był wynik sportowy.
Bez wątpienia speedway w Wielkiej Brytanii znacznie różni od polskiego żużla. Elite League znamy z telewizji, a jak wyglądają mecze Premier League? Czy spotkania cieszą się dużym zainteresowaniem ze strony kibiców? Jak przedstawia się kwestia pozyskiwania sponsorów?
- Jak dla mnie angielski żużel pozostaje w jakieś części nadal normalny, gdzie kibic może podejść do zawodnika i normalnie z nim pogadać. Sponsorzy nie wychodzą z założenia, że muszą nosić okulary i włosy na żel żeby być spoko. Przede wszystkim ja naprawdę mam tam wielu kibiców, którzy mi nieraz pomogli i nigdy im tego nie zapomnę.
Pozostając przy finansach - zapewne zarobki w Premier League nie są zbyt wysokie. Jak zatem utrzymujesz swoje zaplecze sprzętowe? Opierasz się tylko na pomocy sponsorów czy szukasz również innych rozwiązań?
- Tak, w Premier League dostawałem 50 funtów za punkt, który zdobyć było niełatwo. Radzę sobie dlatego bo dużo robię sam, włącznie z serwisami silników. Wiem, że nie tędy droga do wielkiej kariery, ale wiem również, że pewnego dnia wszystko się ułoży po mojej myśli. A tej zimy nie kontaktowałem się z żadnym sponsorem, ponieważ o czym tu gadać skoro nie mam na razie klubu. Jest ciężko z finansami, ale na pewno będzie lepiej.
[nextpage]W przeszłości broniłeś barw klubów z Łodzi i Krosna. Chciałbyś ponownie startować w lidze polskiej? Jest na to jakaś realna szansa?
- Już wróciłem do polskiej licencji i przygotowuję się do polskiej ligi. Kontraktu na razie nie mam, bo do czwartku nie było wiadomo jak będą polskie rozgrywki wyglądały. Patrzę ze spokojem i mam wielką nadzieję, że trafi na odpowiednie osoby i już w tym roku pokażę na co mnie stać. Dużo trenuję, przede wszystkim na motocyklu. Odzyskałem pogodę ducha, która gdzieś zamarła i znów pozytywnie zaciskam pieści, myśląc o nowych wyzwaniach.
Czym aktualnie się zajmujesz? Przygotowujesz się już do przyszłego sezonu? Jakim zapleczem sprzętowym masz zamiar dysponować w tegorocznych rozgrywkach?
- Mam warsztat, gdzie naprawiam motocykle, dodatkowo handluję trochę częściami w Anglii. Oczywiście coraz więcej ćwiczę, żeby mnie kondycja nie zawiodła i dużo czasu spędzam na motorze, bo uważam, że nie mam lepszego treningu.
Czy masz jakieś konkretne plany związane z przyszłym sezonem? Chcesz kontynuować swoją karierę w brytyjskiej Premier League? A może chciałbyś startować także w innych krajach?
- Jeśli chodzi o najbliższy sezon, to przede wszystkim chcę jeździć w Polsce, ale też planuję na początku sezonu wskoczyć do klubów zagranicznych. Również mówię o Anglii, ale muszę po pierwsze poukładać zaplecze sprzętowe, bez którego wiadomo, że ciężko o cokolwiek.
Ile lat minęło już od czasu, kiedy rozpocząłeś swoją przygodę z "czarnym sportem"? Jak oceniasz swoje dotychczasowe wyniki i osiągnięcia?
- Z czarnym sportem jestem związany od ponad dziesięciu lat, kiedy zacząłem pomagać przy motorach. Pierwszy raz wsiadłem na motor 4,5 roku temu. Nie mam czym się pochwalić, ale osiągnąłem wiele rzeczy, celów, z których sam jestem przed sobą dumny. Tak naprawdę teoretycznie nie powinienem nawet zaczynać, a uważam, ze cały czas idę do przodu. Teraz najważniejsze znaleźć klub z poukładanymi władzami.
Wspomniałeś, że zeszły sezon był dla ciebie ciężki. Mimo tego nie miałeś myśli, by odstawić żużel na bok?
- Miałem wiele myśli, zastanawiałem się też czy musi być aż tak ciężko. Wylałem więcej łez niż przez dotychczasowe życie. Ale nie jest mi wstyd o tym mówić, bo czuję, że nie muszę się wstydzić przed samym sobą. A ludzie, którzy chcą, mogą nawet się śmiać, mam to gdzieś. Najbardziej istotne jest to, że mam przy sobie najważniejsze osoby i jeśli kiedyś będzie mi dane być zawodnikiem wielkiej klasy, przysiągłem sobie pamiętać właśnie o tych osobach, ale również o kibicach, przede wszystkim z Anglii, na przykład o pani, która pewnego razu przed meczem do mnie podeszła, dała mi pięć funtów i powiedziała, że więcej nie może, ale chciała mi pomóc. Pamiętam też kobietę w koszulce z moją podobizną i napisem "Never give up" (z ang. Nigdy się nie poddawaj - dop. red.). Takich ludzi trzeba szanować.
Czy chciałbyś coś dodać lub podziękować komuś za wsparcie w minionym roku?
- Chciałem po prostu podziękować osobom, które we mnie wierzą. Mojemu przyjacielowi, najbliższym, którzy nieraz pokazali, że przy mnie są. Najlepsze jest to, że nie czuję, iż muszę wymieniać ich z imion czy nazwisk. W tym roku mam nadzieję pokazać się z dobrej strony polskim kibicom. Dziękuję i pozdrawiam.
Rozmawiał: Mateusz Domański