Stefan Smołka: Antoni Woryna miałby 75 lat

WP SportoweFakty / archiwum Stefana Smołki / Antoni Woryna przed Ivanem Maugerem i Martinem Ashby na torze Hackney
WP SportoweFakty / archiwum Stefana Smołki / Antoni Woryna przed Ivanem Maugerem i Martinem Ashby na torze Hackney

W tych dniach, dokładnie 15 lutego, przypada siedemdziesiąta piąta rocznica urodzin wielkiego żużlowca, zmarłego w grudniu 2001 roku, Antoniego Woryny, pierwszego w historii Polaka na podium indywidualnych mistrzostw świata.

W roku 1966 Antoni Woryna był na ustach żużlowego świata. W każdej eliminacji IMŚ, od wiosny poczynając, stawał na podium, nawet na Wembley, w finale europejskim poprzedzającym światowy szczyt w Göteborgu. W Londynie błyskotliwy rybniczanin był lepszy od samego wielokrotnego championa Barry'ego Briggsa, w Szwecji zaś w pokonanym polu pozostawił Ivana Maugera i Björna Knutssona, aktualnego jeszcze wówczas mistrza świata, startującego przed własną publicznością.

Podobnego wyczynu (tj. zwycięstwa nad Knutssonem - ówczesnym mistrzem globu) Woryna dokonał również dwa tygodnie wcześniej, kiedy to podczas zwycięskiego dla Polaków finału DMŚ we Wrocławiu, jako jedyny w tym dniu, po przepięknej walce, zdołał wygrać ze szwedzką "torpedą". Oto jak ten pojedynek tuż po zawodach opisywał red. Władysław Wiecierzyński: "Największe brawa należą się bezsprzecznie Worynie… Szwed doskonale wyszedł ze startu, zaś Woryna został w tyle i na pierwszym wirażu zajmował ostatnią lokatę. Polak ruszył w pogoń i na przestrzeni zaledwie 100 m wysunął się przed Trofimowa oraz Briggsa, a następnie zaczął się systematycznie zbliżać do Szweda. Przed końcem drugiego okrążenia rybniczanin ostro zaatakował i przy olbrzymim aplauzie publiczności wysunął się na czoło, nie oddając już prowadzenia do mety. Mistrz świata musiał się zadowolić drugą pozycją, doznając jedynej we wrocławskim turnieju porażki."

Antoni Woryna z orłem na piersiach
Antoni Woryna z orłem na piersiach

Można oczywiście przytaczać jeszcze inne osiągnięcia zespołowe czy indywidualne Antoniego Woryny, jak dziewięć tytułów DMP, Puchary PZM, indywidualne mistrzostwo Polski, Złoty Kask (dwukrotnie) czy wyjątkowo godne, pełne poświęcenia reprezentowanie polskich barw narodowych w Europie i na dalekich Antypodach. Ale takich żużlowców w Polsce jest więcej, w samym Rybniku jednym tchem wymienić by należało pozostałą trójkę muszkieterów (Joachim Maj, Stanisław Tkocz i ten najbardziej ozłocony Andrzej Wyglenda), pamiętając przy tym o innych, jak Jerzy Gryt, Antoni Fojcik, Jerzy Wilim, Andrzej Tkocz, Piotr Pyszny, Bronisław Klimowicz, bracia Antoni i Eugeniusz Skupień, Henio Bem, Adaś Pawliczek, Mirek Korbel, Darek Fliegert, mających może trochę mniej szczęścia co do epoki, w której przyszło im reprezentować barwy klubu z Rybnika, pogrążającego się powoli w odmętach postępujących kryzysów.

Trudno jednak zaprzeczyć, że Antoni Woryna był w skali kraju pierwszym a spośród rybniczan jedynym, który zaszedł aż tak daleko - na szczyty podium indywidualnych mistrzostw świata, na dodatek zrobił to dwukrotnie, w 1966 i w 1970 roku. Zasłużył na pomnik w swoim rodzinnym Rybniku, w jednym z kilku najbardziej żużlowych miast w Polsce, obok Leszna, Gorzowa, Bydgoszczy, Torunia i Zielonej Góry. Tu i tam piekielny ryk motocyklowych ustrojstw, poza czasem wojny, nigdy nie ustał.

Łukasz Witczyk napisał niedawno na WP SportoweFakty: "[…] O pamięć o tragicznie zmarłych dbają kluby i kibice. Władze miast, w których żużel jest mocno zakorzeniony upamiętniają żużlowców - nie tylko tych, którzy życie stracili na torze - nazwami stadionów czy ulic. Tak rodzą się legendy."

Staraniem poprzedniego prezydenta Rybnika jednej z ulic nadano imię Antoniego Woryny. To chwalebna decyzja, ale zaledwie na otarcie łez. O niebo więcej niż ulica na peryferiach, czy nawet rondo "imienia", znaczy nazwa stadionu. Dla ludzi sportu najważniejsze są bowiem areny sportowych zmagań, te miejsca magiczne, gdzie gromadzą się dziesiątki tysięcy fanów sportu, gdzie przeżywali niezapomniane chwile największych euforii w życiu i rozpamiętują sukcesy swoich wybrańców.

Imię konkretnego idola przypisanego nazwie stadionu stygmatyzuje ten obiekt, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Chcąc nie chcąc pokazuje preferencje co do dyscypliny sportowej przypisanej temu miejscu w sposób szczególny. Nie mogą zatem dziwić ewentualne protesty przedstawicieli innych sportów. Ale w Rybniku stadion nad Rudą budowany był z myślą o żużlowcach (na wzór żużlowego obiektu z Mysłowic) i choćby z tej racji jest tam wpisane swego rodzaju pierwszeństwo - privilege dla żużlowców. Stadion przez wszystkie lata od oficjalnego otwarcia w 1939 roku służył wszystkim sportowcom (piłkarski Górnik Radlin na tym obiekcie zdobył po wojnie wicemistrzostwo Polski). I tak być powinno, ale - oddajmy sprawiedliwość - ani piłkarze, ani lekkoatleci, ani nikt inny nie zbliżył się nawet do oszałamiających dokonań żużlowców. Ponadto historyczne wybory całych pokoleń rybniczan godzi się uszanować.

Dyskusja ma sens, ale tylko w obliczu faktów i czytelnych argumentów. W Rybniku to, co zrobili żużlowcy, jak wpłynęli na miasto, jego rozwój (nie da się ukryć, że gdzie zjeżdża ”świat”, tam zyskuje infrastruktura), jak rozpropagowali to miejsce swoimi wynikami w skali światowej - tego się wymazać z pamięci nie da. Ile przynieśli autentycznej dumy miastu i jego utrudzonym latami "komuny" mieszkańcom, to przewyższa wszystko inne, nie tylko w sportowym wymiarze. Chyba tylko prestiż wywodzących się z tej ziemi ludzi muzyki dorównuje żużlowcom, tyle że rozłożyło się to równomierniej w czasie i zdecydowanie nie miało aż tak potężnych i powszechnych audytoriów. Kibice pamiętający żużlową chwałę lat 60. ub. wieku zgodnie podkreślają entuzjazm z niczym nieporównywany, fascynację bliską obłędu. A przecież w Rybniku motocykle rozmaitych marek z wyjątkową mocą na Górnym Śląsku huczały już w latach międzywojennych. Było zaledwie kilka takich ośrodków: Katowice-Muchowiec, Mysłowice, Bielsko-Biała, Cieszyn, prędko zdominowanych przez Rybnik. Od razu po wojnie - to samo - Rybnik wśród pionierskich sekcji motorowych (mistrzostwa Polski Ludwika Dragi w 1946 i Eryka Pierchały w 1947). O utrzymującej się prospericie, co prawda słabnącej, możemy mówić aż do początku lat 90. To są całe dekady żużlowej świetności. No i żużel w Rybniku trwa do dziś, a nawet powoli wybija się z szarości ku nowym jaśniejszym barwom jutra.

Woryna na okładce żużlowego magazynu w Wielkiej Brytanii
Woryna na okładce żużlowego magazynu w Wielkiej Brytanii

Niestety, wciąż brak stadionowi w Rybniku godnego imienia, mimo wielotysięcznej masy podpisów pod petycją o "Stadion Woryny" w 2011 roku. Tymczasem zadziwiająca opieszałość kolejnych władz samorządowych Rybnika w tym względzie nie znajduje w kraju naśladowców. Przeciwnie, coraz więcej stadionów w Polsce, za sprawą pasjonatów speedwaya, pragnie szczycić się imieniem znanego żużlowca. W tych miastach nie wstydzą się żużlowej historii, choć była o wiele skromniejsza niż ta rybnicka. Nikt przy tym nie mówi, że te stadiony są wyłącznie dla żużlowców i ich fanów - pozostają interdyscyplinarne, ale "czarny sport" ma swoją specyfikę i warto się tą drogą promować. Jest to jedyna dyscyplina, w której Polska od lat jest niekwestionowaną potęgą światową. A Rybnik w tym świecie ma tradycje absolutnie wyjątkowe. Władze Leszna postawiły nawet pomnik obok Stadionu Alfreda Smoczyka, jest tam też Aleja Gwiazd, Gorzów Wielkopolski również ma swoją aleję pamięci, pomnik i Stadion Edwarda Jancarza, Toruń - stadion i ulicę Mariana Rosego, także ulicę Pera Jonssona, Gdańsk - Stadion im. Zbigniewa Podleckiego, Rawicz - Floriana Kapały, Świętochłowice - Pawła Waloszka, Opole - Mariana Spychały.

Nic nie ujmując wymienionym asom żużlowego owalu, żaden z nich nie osiągnął w sportowym wymiarze tego, czego dokonał, w krótkiej przeplatanej ciężkimi kontuzjami karierze, najlepszy, najbardziej rozpoznawalny w świecie (dwa lata na co dzień mieszkał i występował w angielskim Poole) rybnicki muszkieter - legendarny Antoni Woryna.

Najbardziej logiczna i czytelna idea "Stadionu Woryny" czeka na swoją realizację. Ten postulat będzie wciąż wracał. Jak długo jeszcze?

Stefan Smołka

Zobacz więcej felietonów Stefana Smołki ->

Źródło artykułu: