Decyzja z 1999 roku uśpiła szkolenie młodzieży?

Nierozważna decyzja z 1999 roku spowodowała, że do dzisiaj szkolenie młodzieży w polskich klubach żużlowych kuleje. Czy warto przywrócić usunięty przepis?

W tym artykule dowiesz się o:

W latach dziewięćdziesiątych zawodnicy młodzieżowi byli filarami swojej drużyny. Tacy żużlowcy jak Rafał Dobrucki, Wiesław Jaguś, Tomasz Bajerski, Sebastian Ułamek, Piotr Protasiewicz, Robert Dados czy cała plejada rzeszowskich juniorów nie tylko potrafiła przywieźć pięć punktów w biegach młodzieżowych, ale także skutecznie walczyć z liderami przeciwnej drużyny. Tak było jeszcze w sezonie 1997. Dwa lata później podjęto decyzję, która jak się okazuje, negatywnie odbiła się na szkoleniu młodzieży. W kolejnych latach większość klubów zaniechała szkolenia i skupiła się wyłącznie na sprowadzaniu wartościowych żużlowców z zewnątrz. Co miało na to wpływ? - Podstawowym błędem było zniesienie obowiązku zgłoszenia przez klub przynajmniej jednego zawodnika w sezonie, który pozytywnie przejdzie egzamin licencyjny. W czasie, gdy ten przepis obowiązywał, kluby były wylęgarnią dobrych zawodników. Od tego momentu większość z nich zaniechała szkolenia młodzieży i efekt mamy taki, że kilka klubów od ponad 10 lat nie dało żużlowi żadnego swojego wychowanka - wyjaśnia Rafał Dobrucki, który był w tamtym okresie czołowym juniorem w kraju, a obecnie odpowiada za młodzieżową reprezentację Polski.

Oczywiście wówczas istniało również coś takiego, jak podkupywanie zawodników. Nie był to jednak jakiś nagminny proceder. Obecnie to nie mogłoby mieć miejsca, bo umowy z adeptami podpisywane są już na etapie przyjęcia do szkółki. Ważnym aspektem w szkoleniu młodzieży jest kondycja finansowa klubów, która zdaniem Rafała Dobruckiego ma decydujący wpływ na podejście do tematu. Dlatego ciężar szkolenia powinien leżeć głównie na barkach klubów ekstraligowych które generują największe zyski, a często szkolenie w tych ośrodkach kuleje lub nie ma go wcale. Wzorem dobrze prosperujących szkółek piłkarskich powstają ośrodki mini speedway'a, to projekty które trzeba wspierać - dodał Dobrucki.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że decyzja o zniesieniu przepisu nakładającego na kluby konieczność zgłoszenia co roku zawodnika, który pozytywnie przejdzie egzamin licencyjny, była podyktowana wysokimi kosztami, które zdaniem klubów w znaczny sposób obciążały budżet. Jednak koszt utrzymania zawodnika młodzieżowego w sezonie 1999 wynosił około 200 tysięcy złotych. Dzisiaj tyle płaci się za podpis pod kontraktem. Należy wspomnieć, że sprzęt nie był tak drogi jak obecnie, ale różnice nie są tak duże, jak to ma miejsce w przypadku różnic w zarobkach obecnie i pod koniec dwudziestego wieku. - Żużel stał się komercyjny, popularny w TV i innych mediach. To świetnie, ale nie zapominajmy jednak o tym, aby za kilka lat było na kogo przychodzić - zaznaczył trener kadry Polski.

Kluby stały się wygodne. Zamiast zatrudniać mechaników, którzy dostarczali młodzieży sprzęt, na którym mogli podnosić swoje umiejętności, zaproponowano wprowadzenie jedynie kontraktów zawodowych, które zakładały, że do klubów zgłaszali się jedynie wychowankowie z bogatych rodzin, którzy niekoniecznie mieli talent do uprawiania żużla. Przedstawiciele biedniejszej części społeczeństwa nie byli w stanie z nimi rywalizować, bo nie stać ich było na najmniejsze wydatki, nie mówiąc już o własnym motocyklu. Właśnie powrót do rozwiązania z tamtego okresu proponuje Rafał Dobrucki. - Najlepsze szkółki na dzisiaj to Leszno, Gorzów i Toruń. One funkcjonują w starym systemie. Mają regularne treningi, mechaników i sprzęt. Stary system się sprawdza. O szkółkach w Lesznie i Gorzowie można mówić w samych superlatywach. Proponuję klubom, aby poszły ich śladem, a żużlowej centrali powrót do przepisu, który usunięto w 1999 roku - zakończył Rafał Dobrucki.

Pod koniec XX wieku szkółki żużlowe były oblegane przez młodzież. Sytuacje, w których na nabór zgłaszało się kilkadziesiąt osób, były normalnością. Dzisiaj jak przyjdzie kilku i jest z czego wybierać, to już jest to plus dla klubu, że potrafi zachęcić młodzież. Bogatych trudno odciągnąć od dobrodziejstw, które sprawili im rodzice. Dla biednych byłaby to szansa na wybór własnej drogi życiowej.

Źródło artykułu: