Spotkanie z pilską Polonią było dla Orła trudną przeprawą. Mecz był bardzo zacięty, a jego losy rozstrzygnęły się dopiero w wyścigach nominowanych. - Liczyłem, że wygramy ten mecz wyżej. Dziś zawiedli Mariusz Puszakowski i Hans Andersen. Ten drugi wygrał tylko jeden wyścig, a poza tym woził dwójki i jedynki. Nierówny był też Jakub Jamróg, ale on i tak jedzie ponad normę i zdobywa powyżej ośmiu punktów - podsumował niedzielne spotkanie w Łodzi Witold Skrzydlewski.
Prezes łódzkiego klubu liczył na więcej, ale z wyniku nie zamierza robić tragedii. - Już wiele razy mówiłem, że będę się cieszyć, jeśli ta drużyna zajmie ósme miejsce. Zawodnicy jadą o swoje pieniądze. Nie mogą na nic narzekać, bo w Łodzi niczego do uprawiania tego sportu nie brakuje. Dziś drużyna pojechała poniżej swoich możliwości. Widać, że nowe ekipy w lidze chcą się pokazać i walczą. Wie coś o tym mój przyjaciel Ślączka, który został strasznie zlany w Gdańsku. My wygraliśmy, ale o bonusie możemy zapomnieć - tłumaczy Skrzydlewski.
Najsłabszym zawodnikiem w szeregach Orła był Mariusz Puszakowski, ale Witold Skrzydlewski nie ma do tego żużlowca wielkich pretensji. - W pełni rozumiem jego sytuację. Poza tym, naprawdę podchodzę do tego wszystkiego z dużym dystansem. W naszym klubie nikt się nie napina. Ze mnie żużel już wyparował - dodaje na zakończenie Skrzydlewski.