Najbardziej poszkodowany, po upadku na tor był bydgoszczanin. Zawodnik długo leżał na torze, a po opatrzeniu przez służby medyczne opuścił tor w karetce. Szkoleniowiec Polonii musiał w tym wyścigu desygnować w miejsce Mikołaja Curyło - Oskara Ajtnera-Golloba. Po długich oględzinach lekarz zawodów dopuścił do startu "Mikiego".
Pomimo ciężkiej kolizji zawodnik bydgoski całkiem nieźle sobie radził w drugiej części meczu. Sam zainteresowany nie odczuwał po spotkaniu już takiego mocnego bólu. - Szczerze mówiąc, już zdążyłem zapomnieć o tym zdarzeniu. Czuję się trochę obolały, ale takie rzeczy się zdarzają. Upadki są wkalkulowane w ten sport - uzasadnił.
Reprezentant Polonii Bydgoszcz w meczu z Speedway Wandą Instal zdobył trzy punkty i bonus. Nie jest z tego powodu załamany, ale nie popada też w zachwyt. - Chciałbym bardzo przed własną publicznością zdobywać więcej punktów. Z samego meczu jestem zadowolony, nie mogę narzekać, ale nie jest to jeszcze szczyt. Czuję wsparcie od kibiców, bo widzą, że się dla nich staram i walczę. To daje mi "kopa" - tłumaczył Curyło.
Wciąż jeszcze młody zawodnik odniósł się także do swojego powrotu do speedwaya. "Miki" czuje, że jeszcze nie jest w formie, którą prezentował wcześniej. - Po pierwsze nigdy nie zakończyłem kariery, więc śmiesznie to brzmi, gdy ktoś mówi, że powróciłem. Miałem po prostu krótką przerwę i mam wielką nadzieję, że taka pauza już mi się nie przytrafi. Wiem, że moja jazda przez to nie przypomina tej z ostatniego sezonu, w którym startowałem. Ciągle brakuje mi płynności, ale wierzę, że lada moment nastąpi poprawa i wszystko wróci do normy - wyjaśnił były młodzieżowy reprezentant Polski.