Korespondencyjny pojedynek o utrzymanie. ROW nie mógł trafić gorzej

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Kamil Wieczorek
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Kamil Wieczorek

ROW Rybnik zmierzy się na inaugurację PGE Ekstraligi z Get Well Toruń. Na ten moment wiele wskazuje, że beniaminek PGE Ekstraligi nie mógł trafić na trudniejszego rywala.

Zawodnicy Get Well Toruń znakomicie spisują się w przedsezonowych sprawdzianach. Dobrej jazdy Martina Vaculika i Grega Hancocka można było się spodziewać. Forma Chrisa Holdera, Adriana Miedzińskiego czy Kacpra Gomólskiego była jednak sporą niewiadomą. Tymczasem u progu rozgrywek wszyscy prezentują się bardzo dobrze. Na plus zaskakują zwłaszcza Australijczyk i wychowanek Aniołów. Torunianie o pierwsze punkty pojadą walczyć do Rybnika.

- W Toruniu wszyscy są w świetnej formie. Holder, Gomólski i Miedziński naprawdę się zmobilizowali. Wiele osób się o nich martwiło. Wspominałem też wcześniej, że nad nimi wisiał bat w postaci Mroczki czy Walaska. To chyba pomogło. Ich jazda jest pozytywnym prognostykiem dla torunian. Rybniczanie trafili chyba na najbardziej wymagającego rywala na inaugurację - twierdzi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Czesław Czernicki.

Doświadczony szkoleniowiec zwraca uwagę, że obie ekipy mają za sobą zupełnie inny okres przygotowawczy. - W Rybniku były problemy związane z przygotowaniami toru i treningami punktowanymi. Pierwszy mecz jest jednak ekstremalnie ważny dla rybniczan. Na inaugurację wiele się wydarzy. W mojej ocenie kibice będą świadkami korespondencyjnej walki o utrzymanie - zwraca uwagę Czernicki, który nawiązuje w ten sposób do innego spotkania pierwszej kolejki. Chodzi o mecz pomiędzy MRGARDEN GKM-em Grudziądz a Unią Tarnów. - Te dwie pary można skojarzyć, bo Rybnik, Grudziądz i Tarnów to ekipy, które powinny w tym roku walczyć o być albo nie być w Ekstralidze - dodaje nasz rozmówca.

Czernicki uważa, że spotkanie w Grudziądzu zakończy się wygraną gospodarzy. Więcej wątpliwości ma w przypadku meczu, który zostanie rozegrany w Rybniku. - Wiem, że większość ekspertów typuje wygraną torunian. Ja jednak nie stawiałbym wszystkiego na jedną kartę, bo to dopiero początek rozgrywek. Pamiętam zresztą 2004 rok, kiedy przejmowałem rybnicki zespół. To było w dniu śmierci Rafała Kurmańskiego. Przejąłem ekipę po Romku Łosiu. Przyjechał do nas właśnie Toruń, który był nafaszerowany gwiazdami. Ku uciesze kibiców, sponsorów i zarządu wygraliśmy to spotkanie po kapitalnym widowisku. A jechaliśmy praktycznie rodzimym składem - wspomina Czernicki. - Inauguracja może wyzwolić dodatkowe emocje w rybniczanach. Po cichu liczę, że mogą sprawić dużą niespodziankę - dodaje na zakończenie doświadczony szkoleniowiec.

Źródło artykułu: