Maciej Kmiecik: Spotkał cię duży zaszczyt. Zostałeś laureatem pierwszej edycji plebiscytu "Człowiek Roku". Jak przyjąłeś to wyróżnienie?
Janusz Stefański: Jest to na pewno duża satysfakcja i zaszczyt. Nikt z nas w Klubie Motorowym, kiedy jesienią 2007 ratowaliśmy wszystko to, co było dobrze w przeszłości w ostrowskim żużlu, nie myślał o tytułach i zaszczytach. Zależało nam przede wszystkim na utrzymaniu żużla w Ostrowie Wielkopolskim na wysokim poziomie. Podobnie, kiedy rozpoczęliśmy przygotowania do organizacji koncertu zespołu Scorpions, nie myśleliśmy o wyróżnieniach i laurach. Na pewno jest to teraz miłe, że spotykamy się na uroczystości wręczenia statuetki Człowieka Roku 2008. Sprawia to oczywiście satysfakcje i jest podsumowaniem ciężkiej pracy w minionym roku. W takich kategoriach właśnie odbieram tę nagrodę.
Z jednej strony nagroda ta przyznana została za uratowanie ostrowskiego żużla, kiedy ten znalazł się na ostrym wirażu, a z drugiej za niekonwencjonalne pomysły, którymi zaskakiwałeś nie tylko kibiców w Ostrowie, ale i całej Polsce...
- Cieszę się, że te wszystkie przedsięwzięcia – a w głównej mierze impreza Legendy Rocka Legendy Żużla – zostały tak odebrane. Myślę, że im więcej docenianych będzie inicjatyw oryginalnych, tym lepiej. Może na początku wydawało się to wszystko nierealne, zwariowane i irracjonalne, a jednak udało nam się to zorganizować. Powodzenie ciekawych wydarzeń zapala na pewno w ludziach entuzjazm. Powoduje, że chce się tworzyć kolejne wielkie rzeczy. Pewnie, że po drodze ponosi się także porażki, notuje potknięcia, ale jeżeli ma się ambitne cele, to nawet te mniejsze porażki, nie powodują, że odstępuje się od wytyczonego celu. Jeśli nie będzie się mieć wielkich marzeń, to nic nie uda się zorganizować. Będzie się tkwiło wtopionym w szarą rzeczywistość, a przecież chyba nie o to chodzi w życiu.
Słowem, warto wspierać ludzi z pomysłami?
- Na pewno tak. Każda nagroda sprawia satysfakcję. Może nawet nie chodzi o wyróżnienia poszczególnych osób, ale bardziej wspieranie idei. Ludzie muszą widzieć, że warto mieć marzenia, warto mieć pomysły i warto do nich konsekwentnie dążyć.
Czy tym trudnym momencie, w którym po śmierci prezesa Jana Łyczywka znalazł się ostrowski żużel, ta nagroda jest dla Ciebie bodźcem do dalszej pracy na rzecz Klubu Motorowego, do dalszej walki na przekór przeciwnościom losu?
- To jest trudne pytanie. Tak naprawdę, z funkcją prezesa miałem pożegnać się już kilka miesięcy temu. Cały czas pojawia się jednak to coś, że powinienem jeszcze powalczyć, że powinienem jeszcze coś zrobić, żeby tego klubu nie zostawić. Bez wątpienia ten moment kiedyś musi nadejść. Oczywiście, nie będzie to oznaczało, że nagle zapomnę o Klubie Motorowym, o ostrowskim żużlu. Absolutnie tak się nie stanie. Wręcz przeciwnie. Jeżeli będzie taka wola ludzi skupionych wokół ostrowskiego żużla, to jeszcze przez wiele lat, można organizować przy Klubie Motorowym mnóstwo fantastycznych tematów, niekoniecznie, pełniąc taką czy inną funkcję w klubie. Sam fakt pełnienia funkcji prezesa nie powoduje tego, że tylko wówczas można działać i realizować marzenia. Płaszczyzny współpracy mogą być naprawdę bardzo różne.
Masz głowę pełną pomysłów. Czego możemy spodziewać się w Ostrowie Wielkopolskim w roku 2009? Wszak tytuł Człowieka Roku 2008 zobowiązuje...
- Pomysły na pewno są. Problem w tym, że mamy niestety trudny okres, jeżeli chodzi o kwestie pozyskiwania sponsorów. Kryzys gospodarczy na pewno rzutuje niekorzystnie na niektóre działania. Pomysłów – jak wspomniałem – nie brakuje. Co najważniejsze, nie są to tylko plany rodzące się w głowie, ale przekładane są one na konkretne czyny. Myślę, że o co najmniej dwóch wydarzeniach będziemy mogli już niedługo powiedzieć, jako o konkretach, które wydarzą się w Ostrowie. Trzecie przedsięwzięcie powinno być już w niedługim czasie także dopięte. Oby jak najwięcej takich rzeczy nam się udawało. Wiadomo, nie każde wydarzenie musi być sukcesem. Robiąc tak duże imprezy, podejmujemy ryzyko, które nie wiadomo jak się zakończy. Każda organizowana impreza jest na swój sposób nowatorska. Jeśli porywamy się na wydarzenia, które do tej pory nie były organizowane w Ostrowie, to zawsze istnieje niebezpieczeństwo niepowodzenia. Nie zawsze musi nam się udać, tak jak to było w przypadku koncertu zespołu Scorpions. Czasem można po prostu przegrać. Warto, mimo wszystko próbować.