Moc silników Jana Anderssona jest doskonale widoczna na przykładzie Stali Gorzów. Wielu zawodników aktualnego lidera PGE Ekstraligi korzysta właśnie z usług tego tunera. - Andersson jest w tej chwili najbardziej poukładany i stabilny. Jego zawodnicy jadą, a prym wiedzie Bartosz Zmarzlik - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Jacek Frątczak.
- Mam wrażenie, że żużlowcy Stali Gorzów w większości korzystają z jego usług i to daje naprawdę dobre efekty. Sam mogę oceniać jakość jego silników na przykładzie Janusza Kołodzieja. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak one funkcjonują. Andersson dominuje, ale przyznam, że się tego spodziewałem. Jest tunerem godnym wielkiego zaufania, a z tym w tej branży różnie bywa. Czasami mówimy o ludziach, którzy nie dorośli do poziomu dyscypliny. Próbują dorobić się na zawodnikach i dokonują momentami rzeczy nieuczciwych. Potrafią złapać jednego topowego jeźdźca, a później biorą kolejnych kilkudziesięciu. Nikt fizycznie nie jest w stanie tego z czasem ogarnąć. To odbija się na jakości, bo niektórzy chcą zarobić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Są też tacy, którzy nie biorą klientów ponad normę. Jednym z nich jest właśnie Jan Andersson. Trzyma poziom od wielu lat - zauważa z kolei Krzysztof Cegielski.
Problemy widać natomiast u żużlowców, którzy korzystają z usług Petera Johnsa. Doskonałym przykładem są zawodnicy Get Well Toruń - Greg Hancock, Chris Holder czy Paweł Przedpełski. Niezbyt dobrze wypada jak na razie współpraca Nickiego Pedersena z Ryszardem Kowalskim. Duńczyk bardzo mocno narzekał ostatnio na swoje silniki po meczu z ROW-em Rybnik. Co ciekawe, na tego tunera nie może jednak narzekać Krystian Pieszczek, który notuje całkiem dobre wyniki. Ze zmiennym szczęściem jadą klienci Flemminga Graversena, czego najlepszym dowodem jest postawa Petera Kildemanda.
ZOBACZ WIDEO Nice PLŻ: Orzeł Łódź nie dał szans Polonii Bydgoszcz (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Wiele mówi się ostatnio o tym, że Toruń jest w kryzysie. Wszyscy szukają przyczyn i mówią o zmianach w składzie lub w sztabie szkoleniowym. Problemem nie jest jednak menedżer Jacek Gajewski czy właściciel klubu Przemysław Termiński, a w innych miejscach inne osoby. Kluczowa jest rola tunerów. Proszę przyjrzeć się, kto robi silniki zawodnikom poszczególnych ekip. Od dawna zwracam uwagę, że największego wpływu na wyniki żużlowców nie mają trenerzy, menedżerowie czy prezesi. Uważam, że w Ekstralidze wszyscy ci ludzie wykonują swoją pracę bardzo dobrze. Tunerzy mają największy wpływ. Oni kształtują żużlowców. Wprowadzają ich na top lub zrzucają na samo dno - zauważa Cegielski.
Nasi eksperci przewidują, że sytuacja z czasem się zmieni. Tunerzy w najbliższych tygodniach będą ciężko pracować i do wysokiej formy mogą wrócić żużlowcy, którzy ostatnio zawodzili. - W mojej ocenie zmiany powinny mieć miejsce na przełomie maja i czerwca. Wtedy presja na tunerach zdecydowanie wzrośnie, bo niektórzy zawodnicy będą mieć deficyty w cyklu Grand Prix. Poza tym, rozkręci się liga polska i szwedzka. To będzie czas weryfikacji i ciężkiej pracy - twierdzi Jacek Frątczak. - Oczywiście, że inni tunerzy się z czasem dźwigną. Pytanie tylko, jak długo to potrwa. Wielu z nich ma zimą różne pomysły, które później wdrażają wiosną. Wtedy mamy albo strzał w dziesiątkę, albo duży problem. W tym drugim przypadku trzeba naprawiać błędy. Sprawa nie jest prosta, kiedy po jednej z niedziel w Polsce okazuje się, że kilkunastu klientów ma problem. Jest urwanie głowy. Zawodnicy jednego dnia potrafią przysłać mnóstwo silników i chcą, żeby one były dobre za trzy dni. Ruszyć źle w sezon to dla tunera duży kłopot, ale z czasem bardzo wiele się zmienia - podkreśla z kolei Krzysztof Cegielski.