Janusz Kołodziej wspiera ideę Marcela Gerharda. "GTR to super silnik"

Janusz Kołodziej w rozmowie z naszym portalem opowiada o ostatniej porażce Unii Tarnów z Betard Spartą Wrocław. Kapitan Jaskółek dzieli się również spostrzeżeniami na temat nowego silnika Marcela Gerharda.

WP SportoweFakty: Unia Tarnów przegrała ostatnie spotkanie z Betard Spartą Wrocław, choć wasze przedsezonowe założenia były takie, żeby na własnym torze wygrać wszystkie  mecze. Co więc poszło nie tak?

Janusz Kołodziej: Generalnie całe zawody były dla nas nerwowe, bo od samego początku nie układały się po naszej myśli. Wydawało się w pewnym momencie, że już złapaliśmy to, o co chodzi, ale jednak nie do końca tak było, bo pod koniec meczu totalnie się pogubiliśmy. Jeśli chodzi natomiast o mnie, to nie wyszedł mi bieg piętnasty. Starałem się dobrze przygotować pole startowe i chyba zbyt mocno skupiłem się na taktyce. W rezultacie przegrałem start i nie udało się nic więcej wywalczyć.

Czy tarnowski tor był w tym meczu waszym atutem? Widać było, że wrocławianie czuli się na nim od początku bardzo dobrze.

- Do toru nie możemy się przyczepić. Musimy pamiętać, że pogoda zmienia się, a nawierzchnia mimo to jest bardzo podobna. Nie ma nawet o czym mówić. Widocznie goście byli tak mocni, że my nie daliśmy rady.

Mecz tak naprawdę układał się dla was dobrze do momentu upadku Leona Madsena w wyścigu trzynastym. Potem przyszło kompletne załamanie…

- Zgadza się. Po tym wydarzeniu były jeszcze dwa biegi i już zupełnie zatrzymaliśmy się w miejscu. Nie mam pojęcia, co się stało. Leon też może czasami popełnić błąd. Na szczęście mógł pojechać w następnym wyścigu, choć na pewno był bardzo poobijany. Chciał mimo wszystko jechać, żeby pomóc drużynie.

ZOBACZ WIDEO Stadion Narodowy polskim żużlowym... Wembley? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Wasza sytuacja w tabeli nie wygląda teraz najlepiej. Zajmujecie ostatnie miejsce, a punkty zdobywają ci, z którymi mieliście walczyć o utrzymanie, czyli zespoły z Grudziądza i Rybnika.

- Nie wiem, co powiedzieć. Z mojej strony pozostaje robić tylko swoje, a reszta jest już na głowie trenera.

Zmieńmy temat i porozmawiajmy o pana ostatnim występie w Speedway Best Pairs na torze w Landschut. To nie były dla pana najlepsze zawody, bo zdobył pan w nich tylko jeden punkt. Czy można powiedzieć, że powodem tego były kolejne testy sprzętu?

- Nie do końca. Miałem wtedy słabszy dzień i przyznaję się do tego z ręką na sercu. Totalnie mi nie wyszły te zawody. Nie spodziewałem się, że tak to się wszystko potoczy. Ale mimo wszystko taki wynik jeszcze bardziej motywuje mnie do pracy.

W tym sezonie w pana parku maszyn oprócz standardowych GM-ów można znaleźć nowy silnik Marcela Gerharda - GTR. Jak po tych pierwszych jazdach i testach mógłby pan ocenić produkt szwajcarskiego tunera?

- Jest to super silnik. Naprawdę widać w nim przyszłość. Trzeba jednak nad nim dużo trenować, testować i pozmieniać części. Wiadomo, że teraz sezon trwa i ciężko jest tak cały czas zajmować się tymi testami, ale staram się raz czy dwa w ciągu dwóch tygodni przejechać się na tym silniku na treningu i poczuć zmianę. Sądzę, że można nad nim popracować i dążyć do perfekcji. Widać, że świetnie poradził sobie z tym już Fredrik Lindgren, który notuje bardzo dobre wyniki. 
[nextpage]
Jak wygląda pana współpraca z Marcelem Gerhardem?

- W Landschut udało nam się spotkać na żywo i powymieniać uwagami. Bardzo się z tego cieszyłem, że była taka możliwość, podobnie jak pan Marcel. Wiadomo, że to on przyczynił się do produkcji tego silnika, ale oboje cieszymy się, że jest coś nowego na rynku. Dąży on obecnie do tego, żeby GTR spisywał się coraz lepiej, ale potrzebuje zawodników, którzy będą testować ten silnik i potrafili ocenić, czego mu jeszcze brakuje i co należy zmienić.

Jacek Frątczak powiedział, że jest pan jedynym polskim zawodnikiem, który jest w stanie odpowiednio popracować nad tym silnikiem i później go wypromować.

- Lubię takie rzeczy, ale szczerze powiedziawszy czasami jest też problem z czasem, żebym mógł mocniej zaangażować się w prace związane z tym silnikiem. Podejrzewam, że wtedy moglibyśmy szybko stworzyć coś ciekawego, jednak mam też wiele innych funkcji, których podjąłem się wcześniej. Mowa tutaj na przykład o mojej szkółce. Moja praca nad tym silnikiem zaczęła się od niedawna, dlatego teraz pozostaje na nieco dalszym planie, ale może jeśli uda się znaleźć więcej tego czasu, to wtedy mocniej zagłębię się w ten temat.

Pana numerem jeden wciąż pozostają jednak tradycyjne GM-y i to na nich w głównej mierze startuje pan w zawodach ligowych. Czy nie pojawiają się w związku z tym problemy, aby pogodzić przygotowanie i dopasowanie się do nich z jednoczesnym testowaniem GTR-ów?

- Wszystko można poukładać w łatwy sposób. Moimi GM-ami zajmuje się Jan Andersson i to on jest fachowcem w tej dziedzinie. Ja na jego silnikach mogę spokojnie jeździć, serwisować, dzięki czemu na inne rzeczy również znajduję czas.

Tak czy inaczej pana sprzęt w tym sezonie spisuje się dobrze, czego potwierdzeniem są aktualne wyniki. Z taką formą staje się pan jednym z kandydatów do jazdy w reprezentacji Polski w Drużynowym Pucharze Świata. Do tych rozgrywek pozostało co prawda jeszcze trochę czasu, ale czy zastanawiał się pan już nad ewentualną nominacją?

- Chciałbym startować w kadrze. Sytuacja na ten moment jest taka, że jeszcze nie jestem w swojej najlepszej formie. To jeszcze nie to, czego oczekuję. Brakuje mi na razie tego uczucia, że wiem, że jestem szybki i na starcie i na trasie. Nie ma po prostu tej pewności. Co sezon muszę to wszystko wypracować i teraz właśnie jest podobnie. W tym momencie powiedzmy w skali dziesięciopunktowej mojej formie przyznałbym siódemkę, ale jeszcze muszę skupić się na tych trzech brakujących punktach.

Rozmawiał: Jakub Czosnyka

Źródło artykułu: