Na wstępie zaznaczam, że nie byłem zwolennikiem rozgrywania turnieju cyklu Grand Prix na PGE Narodowym. O ile rozumiałem chęć "pokazania" żużla w Warszawie, o tyle obiekt uważałem za niewłaściwy ze względu na konieczność przygotowania toru tymczasowego, które jak powszechnie wiadomo nie sprzyjają atrakcyjnym widowiskom. Skoro zatem zawody miały być promocją speedwaya wśród mieszkańców stolicy, to prawdopodobieństwo, że będą one atrakcyjne, było bardzo małe. Na pierwszym planie pojawiało się bardziej pytanie, czy uda się uniknąć zeszłorocznych problemów z torem i maszyną startową, niż to, ile będzie mijanek w całym turnieju. Tor wytrzymał, maszyna spisała się na medal, a zawody? Najbardziej obiektywna będzie chyba opinia samych zawodników, którzy stwierdzili, że był to do tej pory najlepiej przygotowany tor spośród wszystkich jednodniowych. Byliśmy świadkami naprawdę ciekawych zawodów zarówno w sobotę, jak i niedziele. Tylko najwięksi malkontenci mogliby narzekać na jakość widowiska.
Co do GP na Narodowym (i pozostałych torach jednodniowych) jestem w stanie zmienić zdanie pod jednym warunkiem. Ole Olsen i jego ekipa tak samo poważnie potraktują kwestię przygotowania toru, jak miało to miejsce w tym przypadku. Tor został przygotowany już na tydzień przed rozpoczęciem zawodów. Następnie został sprawdzony przez polskich młodzieżowców. Dmuchano i chuchano na niego tylko dlatego, że rok temu pojawiła się na nim duża plama. Ale dzięki zeszłorocznej wpadce zobaczyliśmy na własne oczy, że przy odpowiednim podejściu do tematu, można przygotować dobry jednodniowy tor. Nie na odpieprz na kilka dni przed zawodami, tylko po to, żeby się odbyły. Ale z sercem i założeniem, że zawody mają się podobać. Wszędzie. Nie tylko w Polsce, w stosunku do której miało się dług wdzięczności. Tego oczekują kibice czarnego sportu - poważnego traktowania wszystkich rund cyklu. Cyklu, który jest póki co wizytówką speedway'a na cały świat i powinien (bo tego nie robi, choć takie były założenia) promować dyscyplinę na różnych kontynentach.
Czy zabrakło mi Polaka w finale i na podium zawodów? No oczywiście, że tak. Ale brak naszego reprezentanta w finale nie powoduje, że zmienia się opinia na temat samych zawodów. One były bardzo ciekawe, a obecność "naszych" byłaby wisienką na torcie. Co do Młodych Wilków pamiętajmy o jednym. Średnia wieku polskich uczestników turnieju GP Polski wyniosła równe 23 lata, a naszej reprezentacji w meczu z Resztą Świata 21,83. Zarówno w sobotę, jak i niedzielę nasi kadrowicze udowodnili to, o czym wiemy od dawna - drzemie w nich ogromny potencjał. W tej chwili brakuje już tylko doświadczenia. Nie tylko na torach jednodniowych, na których część z nich jechała po raz pierwszy. Brakuje doświadczenia na torach technicznych, trudnych. Takich, jakie są w Wielkiej Brytanii. Planując zatem jazdę w ligach zagranicznych, warto w przypadku tej grupy zdolnych chłopaków pomyśleć o wyborze Elite League, kosztem Elitserien. Pewnie, że liga brytyjska to już nie jest finansowy raj, ale cały czas najlepsza szkoła żużlowego życia.
ZOBACZ WIDEO Jarosław Hampel: liczę, że wrócę na tor bez skazy na psychice (Źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Czy zabrakło mi zwycięstwa Polaków w meczu z Resztą Świata? No pewnie, że tak. To również byłaby wisienka na torcie. Ale i tak wielkie brawa dla Młodych Wilków, które są w ewidentnym natarciu. I jeżeli cała grupa zdolnej polskiej młodzieży będzie się rozwijała prawidłowo, część z nich pozbędzie się problemów, o których w ostatnim czasie było głośno, to równie głośno w światowym żużlu będzie o nich samych. Mecz z Resztą Świata udowodnił jeszcze dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze to, że kibice najbardziej żyją meczami reprezentacji. To z nią i z drużynami klubowymi identyfikują się najbardziej. 25 tysięcy widzów na meczu towarzyskim? Na mieszczącym ponad dwa razy więcej Narodowym być może nie jest to wynik imponujący, ale biorąc pod uwagę rangę zawodów - rewelacja. Po drugie - warto na chwilę wrócić do 7. biegu tego meczu. W pierwszej odsłonie mieliśmy nierówny start, po którym ostrzeżenie od sędziego otrzymał Grigorij Łaguta. W momencie wyjścia z pierwszego łuku Polska prowadziła 5:1. W powtórce, która odbyła się bez zawirowań nasi przegrali 1:5. Jaka kara spotkała Rosjanina? Taka, że w powtórce biegu mógł poprawić wspólnie z kolegą z pary słaby start. Warto zaznaczyć, że sędzia popełnił w tym miejscu błąd, bo bieg nie powinien zostać powtórzony. Pokazuje to jednak, jak wiele wątpliwości - także wśród samych sędziów budzą te przepisy. Jeżeli tego typu sytuacje nie uświadomią włodarzom polskiego żużla, jak bezsensowne przepisy w zakresie nierównych startów wprowadziły, to już nic i nikt nie jest w stanie tego zrobić.
Marzę o tym, aby wypełniony po brzegi PGE Narodowy był miejscem rozgrywania w przyszłości nie tylko rund Grand Prix, ale spotkań reprezentacji w formie dwumeczu. To, czego oczekują kibice, doskonale "czują" Karol Lejman i Jan Konikiewicz z One Sport, którzy organizują międzypaństwowe mecze towarzyskie (wcześniej organizowane przez GKSŻ). Wiedzą, że kibice żyją właśnie tymi wydarzeniami i że jedyną przyszłością dla Drużynowego Pucharu Świata są dwumecze, a nie czwórmecze. Inne kraje nie mają odpowiedniej liczby reprezentantów? Niech zaczną szkolić. To nie jest problem Polski. Żużel ma być atrakcyjny i równy dla wszystkich. Nie można nas karać za to, że mamy największą liczbę zdolnych zawodników. Wierzę, że doczekamy czasów, kiedy dwumecze międzypaństwowe będą decydowały o tym, która drużyna jest najlepsza na świecie. Wierzę również, że będą one odbywały się na takich obiektach jak Narodowy i będą co najmniej tak samo atrakcyjne, jak weekendowe zawody. Warto mieć marzenia.