Przemysław Pawlicki wciąż szuka prędkości

WP SportoweFakty / Marcin Inglot
WP SportoweFakty / Marcin Inglot

Przemysław Pawlicki w wygranym 53:37 meczu Stali Gorzów z Fogo Unią Leszno zdobył sześć punktów z dwoma bonusami. Zawodnik wie, że w nim i jego motocyklach wciąż drzemią spore rezerwy.

"Żółto-niebiescy" w PGE Ekstralidze wciąż są niepokonani. Niedzielne zwycięstwo nad Bykami w dwumeczu z tą drużyną dało im pięć dużych punktów w tabeli. Taki obrót spraw cieszy zawodników, kibiców i prezesów gorzowskiego klubu. - Pokazujemy, że jesteśmy mocni od samego początku sezonu. Oby ta forma utrzymała się do samego końca, a myślę, że raczej nic złego się nie powinno stać. Oby wszystko szczęśliwie się dla każdego układało w innych zawodach. Każdy z nas stara się dokładać bardzo cenne i ważne punkty - przyznał po meczu Przemysław Pawlicki.

Starszy z leszczyńskich braci, który przed tym sezonem dołączył do Stali Gorzów zanotował słabszy początek rozgrywek i do tej pory zdarzają mu się wpadki. Tak było i tym razem, gdyż zawody rozpoczął i zakończył z zerem na koncie. - Ten występ dla mnie był dobry. Wygrywaliśmy wyścigi 5:1, ale nie jestem jeszcze zadowolony ze swojej szybkości na torze, więc na pewno będę dużo pracować, aby tę prędkość znaleźć, coś delikatnie jeszcze udoskonalić. To nie jest to, co powinno być i czasami tutaj bywało. Przede mną dużo pracy, ale cała drużyna pojechała świetnie. Po raz kolejny stworzyliśmy świetny zespół - mówił 24-latek.

Nie pierwszy już raz w karierze leszczynianina doszło do sytuacji, że stanął po przeciwnej stronie barykady względem swojego brata, Piotra. W polskiej lidze była to do tej pory rzadkość, ale w tym meczu spotkali się aż trzykrotnie. Czy był smaczek rywalizacji? - Gdzieś w głębi serca coś na pewno jest, gdy się jedzie z bratem. Tak szczerze, to jesteśmy już na takim etapie sportu zawodowego, że staramy się nie myśleć o jeździe ze sobą. Każdy skupia się na tym, żeby jak najlepiej wystartować i jechać, jak najszybciej pokonywać okrążenia. To żadna przeszkoda i jesteśmy do tego przyzwyczajeni, bo jeździliśmy przeciwko sobie za granicą. Żaden z nas nigdy nie jeździ chamsko. Staramy się walczyć fair play i nie mamy problemu ze startem przeciwko sobie. Nawet jeśli walczymy, to fair i żeby nie popełniać żadnych byków czy nie stwarzać niebezpiecznych sytuacji - zapewniał popularny "Shamek".

Starszy z braci nie zwracał uwagi nawet na wyniki tych pojedynków. Dwukrotnie był lepszy, ale na koniec zawodów, to młodszy z nich triumfował. - Nie brałem sobie tego do serca. Jedynie Piter podjechał do mnie po meczu i powiedział "no w końcu!". Nie mogę być zadowolony z ostatniego wyścigu, bo przyjechałem na ostatniej pozycji, więc nie był to dla mnie najlepszy bieg. Nie byłem szybki, dopasowanie motocykla poszło delikatnie w złą stronę, ale taki jest sport i trzeba się z tym pogodzić - powiedział.

Starcie Stali z Fogo Unią Leszno obserwował ojciec żużlowców, Piotr Pawlicki. Jak zdaniem wychowanka Byków spoglądał on na tor i rywalizację swoich synów? - To jest nasz ojciec. Trzeba sobie wyobrazić, jak właśni synowie ścigaliby się na torze, pokonywali okrążenia i walczyli o każdy punkt. Na pewno nie jest to dla niego najłatwiejszy mecz i przeżywa to całym sercem. Znam swojego ojca i wiem, że nie patrzy, który z nas dojedzie jako pierwszy do mety, tylko patrzy, żebyśmy dojechali wyścig do samego końca - zakończył Przemysław Pawlicki.

ZOBACZ WIDEO Stal - Włókniarz: znakomita jazda Nichollsa w ostatnim biegu (Źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: