To pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Aniołów w tegorocznym sezonie. W niedzielę praktycznie każdy z zawodników Roberta Kościechy dołożył swoją cegiełkę do wygranej. Na twardym rybnickim torze kluczowe były starty i rozegranie pierwszego łuku. Z tym bardzo dobrze radzili sobie przyjezdni, którzy chwilami nie mieli łatwo. Miejscowi, zwłaszcza Grigorij Łaguta i Kacper Woryna, robili wszystko by przeszkodzić swoim rywalom, wywożąc ich na zewnętrzną oraz umiejętnie blokując.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo wygraliśmy mecz i zgarnęliśmy punkt bonusowy, a to niezwykle ważne jeśli chodzi o układ w tabeli. Momentami było naprawdę ciężko - jeżeli nie wyszedłeś dobrze spod taśmy i nienajlepiej rozegrałeś pierwszy łuk, to praktycznie traciłeś szansę na dobry wynik, ponieważ na dystansie mijanki były prawie niemożliwe. Starty w tym spotkaniu były kluczowe - powiedział w rozmowie z naszym portalem Greg Hancock.
Podczas meczu żużlowcy nie mieli dużego wyboru ścieżek do jazdy. Wyprzedzanie uniemożliwiała również szpryca. - Ciężko jest wyprzedzać na torze w Rybniku. Ten materiał jest piaszczysty i gdy jedziesz z tyłu, to szpryca jest bardzo uciążliwa i odczuwalna. Podsumowując, owal fajny do jazdy, ale ciężki do wyprzedzania - dodał Amerykanin, który w niedzielę zdobył 9 punktów i bonus.
Torunianie w starciu z rybniczanami tworzyli kolektyw. Współpracowali w parku maszyn i cały czas wymieniali się spostrzeżeniami. - Nie wiem czy jesteśmy dream-teamem, ale na pewno tworzymy solidny zespół. Uważam, że jeszcze nie pokazaliśmy naszej siły i potencjału. Gdy wyeliminujemy pewne małe błędy, będziemy znacznie silniejsi - zakończył Hancock.
Rozmawiał Mateusz Kędzierski
Obserwuj @mateusz_ked
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota trafił w sedno? "Największym problemem żużla nie jest tytan i tłumiki"