Radości po zwycięstwie nie krył właściciel klubu z Łodzi, Witold Skrzydlewski. Powtarza jednak, że jego przepowiednia o zwycięstwach w kolejnych spotkaniach to nie jest marzenie, a efekt wysokiej formy zawodników. - Jeszcze nigdy w Bydgoszczy nie wygraliśmy, teraz się udało. My nie możemy powiedzieć drużynie, żeby przestała jechać. Chłopcy się napędzili i chcą wygrywać. Traktuję to jako wielką zabawę i koniec. W tym meczu liczyłem, że łatwiej odniosą ten sukces - tłumaczył.
Żużlowcy Orła Łódź ponieśli w tym sezonie tylko jedną porażkę. Pokonują rywali czy to u siebie, czy na wyjeździe. Szef łódzkiego klubu odniósł się do tego, jaka jest recepta na taki sukces. - Nie można mieć w zespole jednego lidera, tylko wielu jednakowych zawodników. Jeśli jeden jedzie troszkę słabiej, to inni wyrównują. W Bydgoszczy, można powiedzieć, że Kuba Jamróg nie pojechał - przekazał.
- Ja byłem przeciwny, by był wystawiony, bo uważam, że kontuzję powinien wyleczyć do końca. Decyzję jednak podejmuje trener, a nie ja. Ja nie biorę odpowiedzialności za składy i nie wtrącam się. Osobiście kazałbym mu się do końca wyleczyć. Z drugiej strony, zawodnicy żyją z tego i chcą zarobić pieniądze. Nasz kolega Bober już pojechał, jak pojechał. Mi się wydaje, że się w głowie gotuje, ale zobaczymy co będzie - kontynuował w rozmowie z portalem WP SportoweFakty.
Na kilka kolejek przed końcem Orzeł Łódź może zapewnić sobie awans do finału Nice Polskiej Ligi Żużlowej. W Łodzi przygotowują się już na ewentualne zwycięstwo w całych rozgrywkach. - Dzisiaj już załatwiamy spółkę, żebyśmy wypełnili wymagania. Nikt nam nie może powiedzieć, że nie mamy obiektu, który nie spełnia wymogów. Zespół z Wrocławia też jeździ na stadionie bez oświetlenia. Gdy GKM został dopuszczony przy "zielonym stoliku" do jazdy w Ekstralidze to miał gorszy stadion od nas. My dysponujemy zdjęciami i filmem z tamtego okresu z Grudziądza - argumentował.
ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Portugalczyk zaskoczony, że Lewandowski nie strzela (źródło: TVP)
- Jedynym problemem może być kwestia finansowa. Rodziny Skrzydlewskich na pewno nie będzie stać, żeby samemu ponieść tego koszty. Jak się okaże, że będzie jakiś sukces i inni będą chcieli się solidnie dołożyć, nie tylko słownie - to dlaczego nie - zapowiedział.
Witold Skrzydlewski wierzy, że jego zespół dostanie się do finału, a po nim będą zmuszeni do awansu. W stawce rywali, na ten moment widzi jedno potencjalne zagrożenie. - W finale, myślę, że zmierzymy z Lokomotivem Daugavpils i nawet jeśli zajmiemy drugie miejsce, to Łotysze ze względów proceduralnych w ogóle nie awansują. Drużyną, która aktualnie może nam zagrażać jest tylko Włókniarz Częstochowa - zaznaczył.
Po zwycięstwie w ostatnim spotkaniu włodarz klubu z ulicy 6-ego Sierpnia nie zamierzał świętować. - Ja jestem skromnym człowiekiem i nie celebruję zwycięstw. Przyjechałem do Bydgoszczy i popatrzyłem. Pojadę do domu, wykąpię się i położę się spać. Rano o piątej muszę wstać do pracy i koniec - skwitował Witold Skrzydlewski.