Paweł Zeller: Włókniarz w ekspresowym tempie poszukiwał trenera. Mógłby pan w kilku zdaniach przybliżyć, jak te rozmowy przebiegały?
Grzegorz Dzikowski: Te rozmowy wcale nie były ekspresowe. Naprawdę nie wiązałem swojej przyszłości z polską ligą, nie nastawiałem się na prowadzenie polskiej ekipy. W zeszłym sezonie otrzymywałem bardzo wiele telefonów, ale starałem się być lojalny wobec zespołów i odmawiałem. Chciałem wszystko ułożyć w Czerwonogradzie, naprawdę zależało mi na tym. Sytuacja wytworzyła się taka jaka była, zadzwonił prezes. Pierwsza rozmowa była bardzo luźna, typu co robisz, jakie masz plany. Później potoczyło się to dość szybko.
Kiedy tak naprawdę przystąpiono do rozmów? Trwało to od dawna czy dopiero wtedy, gdy Włókniarz opuścił Piotr Żyto?
- Czemu to was tak boli? (śmiech) Jestem tym trochę zdziwiony. Mogę powiedzieć tak: one troszeczkę trwały, ale jak widać, skończyły się bardzo dobrze.
Co skusiło pana do związania się z Włókniarzem?
- Naprawdę zaskoczyła mnie organizacja i atmosfera tutaj panująca. Rozmawiałem z Andrzejem (Jurczyńskim – dop.) oraz prezesem i z ludźmi związanymi z tym klubem. Przyjechałem, zobaczyłem i pomyślałem sobie, że frajer bym był, gdybym nie spróbował. Do tego drużyna, którą mamy. Na pewno żal Sebastiana Ułamka, który został wypożyczony do Tarnowa, ale doskonale wiadomo, że nie było to uzależnione od prezesa. Taki regulamin i ja na miejscu prezesa chyba podjąłbym taką samą decyzję.
Czy prezes Maślanka stawiał przed panem jakieś cele?
- Ustaliliśmy, że jest to walka o pierwszą szóstkę i dobre ułożenie drużyny na play-offy, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ta walka o szóstkę musi też być nastawieniem zespołu na tę najważniejszą rundę play-off. Bo według regulaminu nawet z szóstego miejsca możemy zdobyć tytuł mistrza kraju. Także nawet 6. miejsce nas nie przekreśla.
Piotr Żyto podpisując kontrakt w Zielonej Górze przyznał, że swojemu następcy w Częstochowie przekaże wszystkie notatki oraz uwagi dotyczące częstochowskiej drużyny. Czy doszło już do takiej wymiany uwag?
- Tak.
Proszę zatem powiedzieć, czy uważa pan, że będą panu przydatne? Niektórzy trenerzy bowiem, nie zwracają uwagi na spostrzeżenia swoich poprzedników i samemu budują wszystko od nowa.
- Nie jest tajemnicą, że z Piotrkiem znamy się bardzo długo, ponieważ razem jeździliśmy w Gdańsku. Później nasze drogi życiowe się rozeszły, ale przyjaźń została. Razem współpracujemy od 2003 roku, kiedy wróciłem do Gdańska, a Piotrek był w Opolu. Nie ukrywam, że chciałem także Piotrka ściągnąć do Gdańska, ale nie wyszło i trafił tutaj. Pewne doświadczenia, informacje o zawodnikach cały czas wymienialiśmy między sobą. Gdy Piotrek był w Anglii to był moim bankiem informacji. Dążyłem do tego, żeby gdzieś spotkać się razem. On te spostrzeżenia mi przekazał i są to na pewno cenne informacje. Będę starał się te dane z doświadczenia jakie przez dwa lata Piotrek tutaj nabył wykorzystać.
Ma pan może w głowie ułożoną już wyjściową siódemkę na mecze ligowe?
- Oj nie chciałbym aż tak wybiegać w przyszłość. Przejrzałem ustawienia Piotra i śledziłem wszystko przez dwa lata. Ja będę się starał wprowadzać jakieś nowości. Ale na dzień dzisiejszy raczej za wcześnie by o tym mówić.
Zawodnicy są już po obozie przygotowawczym, ustalone są również przedsezonowe sparingi. Czy ma pan ułożony plan na decydującą fazę przygotowań?
- Decydująca faza przygotowań nastąpi, gdy stopnieje śnieg. Życzyłbym sobie, aby nastąpiło to jak najszybciej. Śnieg znika, tor nadaje się do jazdy. Część zawodników ma motocykle treningowe i bez względu na tor, jeśli będzie to możliwe, obojętnie jaka jazda, byle jazda, wchodzimy. Jak na razie widzimy co się dzieje. Jestem troszeczkę przestraszony tym wszystkim. Te sparingi, które zainaugurujemy 15 marca w Gnieźnie, stoją pod znakiem zapytania. Ale postaramy się je odjechać.
W Częstochowie jest wielu młodych zawodników, ostatnio pojawił się Marcin Bubel. Wielu kibiców już okrzyknęło go częstochowską perełką. Czy weźmie go pan pod uwagę przy ustalaniu składu?
- Słyszałem o tym chłopaku. Na pewno tak. Na dzień dzisiejszy nikt nie ma pewnego miejsca w składzie. To wszystko rozstrzygnie się na torze.
W najbliższym sezonie będzie panu dane rywalizować z Wybrzeżem Gdańsk. Czy jakoś sentymentalnie pan do tego podchodzi?
- Nie. Tu naprawdę nie ma miejsca na żadne sentymenty. Po prostu to jest samo życie.
Jak pan ocenia siłę rywali częstochowskiego klubu?
- Liga się niesamowicie wyrównała. U nas nastąpiło osłabienie, tak jak w Toruniu. Natomiast pozostałe drużyny powzmacniały się i będzie bardzo ciężko. Dlatego wygra tę ligę ten, kto popełni najmniej błędów. Należy zatem być tak organizacyjnie przygotowanym jak… Włókniarz.
Jak będzie wyglądała pańska współpraca z Andrzejem Jurczyńskim?
- Andrzej będzie mi pomagał w prowadzeniu drużyny oraz przy treningach i na meczach. Ja będę mu pomagać z młodzieżą. Tak sobie to wyobrażam i tak żeśmy sobie jasno powiedzieli. Powinniśmy się więc nawzajem uzupełniać.
Czy odpowiada panu system rozgrywek fazy play-off?
- Ja uważam, że nie mnie krytykować regulaminy. Ja muszę się do nich dostosować.
Jest pan związany z Gdańskiem. Jak wygląda kwestia dojazdów do Częstochowy? Będzie pan może posiadał swoje mieszkanie w Częstochowie?
- Przy zakresie obowiązków jaki tutaj ustaliliśmy na pewno większą część czasu, szczególnie w początkowej fazie sezonu, będę chciał spędzać w Częstochowie. Na razie nie wchodzi w rachubę przeprowadzka. Nad tym będę mógł się zastanowić dopiero później.