W niedzielę Stal BETAD Leasing Rzeszów uległa Renault Zdunek Wybrzeżu Gdańsk 30:59. Podopieczni Grzegorza Dzikowskiego na rzeszowskim torze czuli się jak u siebie w domu i zgarnęli trzy "oczka" meczowe. W pierwszym spotkaniu u siebie gdańszczanie wygrali jeszcze wyżej, bo 62:28.
Trener Wybrzeża żałuje, że przełamanie przyszło tak późno. - Mieliśmy trudny sezon. Było trochę problemów, ale nikt nie powiedział, że będzie lekko, fajnie i przyjemnie. Najważniejszą rzeczą dla nas były przede wszystkim finanse. Na walkę o Ekstraligę jeszcze przyjdzie czas. To nie jest tak, że wybiera się siedmiu zawodników i mówi: "jedziemy". To jest cały proces. Odpowiedni dobór zawodników i założeń taktycznych daje efekty. Mieliśmy super wejście w sezon, dobre przygotowania, sparingi i treningi. Nawet już widziano nas w Ekstralidze, ale przyszedł taki moment, że coś pękło - mówi Grzegorz Dzikowski.
Co konkretnie było mankamentem? - Coś w tym całym procesie zawiodło. Coś nie zagrało, gdzieś został popełniony błąd. Dopiero w końcówce to wszystko przypasowało. Nie każdy od początku prezentował taką formę, jaką powinien. Dopiero teraz w Rzeszowie i wcześniej w Częstochowie było widać, że to zaczyna się cementować, dlatego szkoda, że to jest końcówka sezonu. Ale ona w naszym wykonaniu jest naprawdę bardzo dobra - cieszy się szkoleniowiec drużyny.
W Rzeszowie awizowanego wcześniej Eduarda Krcmara zastąpił ostatecznie Anders Thomsen. Duńczyk przy Hetmańskiej zdobył płatny komplet punktów. - Mieliśmy skład na Włókniarz taki, jaki powinien być na podstawie treningów i ostatnich meczów. Wiadomo, że zawsze jeden zawodnik u nas jest w trybie stand by. Po meczu w Częstochowie porozmawiałem z "Edą" i podjąłem decyzję, że jednak odpuści sobie te zawody i wskoczy za niego Anders Thomsen, który dobrze spisał się w meczu Polska - Dania. W końcu wszystko mu zagrało, poukładał swoje sprawy w teamie i było to widać w Rzeszowie - kończy Dzikowski.
ZOBACZ WIDEO: Piszczek: nikt nie mówił, że eliminacje będą łatwe (źródło TVP)