WP SportoweFakty: W tym sezonie w Elite League pana średnia biegowa wyniosła 1,723. To był dobry sezon w barwach King's Lynn Stars?
Robert Lambert: Jestem zadowolony, że udało mi się poprawić swoją średnią biegową w porównaniu z ubiegłym rokiem [w roku 2015 Lambert osiągnął średnią 1,712 również w barwach King's Lynn Stars - przyp. R.W.].
Część kibiców i ekspertów mówi, że jest pan talentem na miarę Taia Woffindena. Odczuwa pan presję w związku z pochlebnymi komentarzami?
- Nie czuję żadnej presji. Nie jestem Taiem. Jestem zupełnie inną osobą. Lubię go i mamy prawdopodobnie te same ambicje. Nie lubię jednak porównywania do niego, ponieważ moje życie i kariera są inne.
ZOBACZ WIDEO: Działo się na konferencji w Łodzi. Zobacz wymianę zdań prezesa z trenerem
W tym roku startował debiutował pan w Elitserien, pojechał pan w pięciu meczach w barwach Masarny. Czym różni się liga angielska od szwedzkiej?
- Przede wszystkim to było świetne doświadczenie dla mnie. W Anglii jest zespół, a w Szwecji jest ustalany skład meczowy i trzeba czekać na wiadomość, czy znalazłeś się w nim. Jazda w Szwecji jest również znacznie trudniejsza. Jeżdżą tam po prostu lepsi żużlowcy niż w Elite League.
W 2015 mówił pan, że w 2016 roku spróbuje pan podpisać kontrakt w Polsce. Dlaczego w końcu nie doszło do podpisania umowy?
- Chciałem jeździć kolejny sezon w Anglii. W Polsce nigdy nie jesteś pewien czy pojedziesz, czy nie. Mogłoby być tak, że pojechałbym tylko w trzech albo czterech meczach w sezonie, jak to było w Szwecji. Wówczas nie miałbym wielu okazji do ścigania się, a w tym sezonie wiele jeździłem w Premier League w Newcastle Diamonds. Miałem oferty w sezonie 2015, jednak nie chciałem jeździć w Polsce.
Czy po tym sezonie myśli pan o występach w Polsce? Są propozycje?
- Nie wiem jeszcze czy będę jeździł w polskiej lidze w przyszłym roku. Trzeba zobaczyć, jak wszystko się potoczy i czy ktoś zaoferuje mi miejsce w składzie.
Śledzi pan rywalizację w PGE Ekstralidze? Kibicuje pan komuś w finale?
- Oczywiście, interesuję się zawodami ligowymi w Polsce. Tak naprawdę nikomu specjalnie nie kibicuję. Po prostu oglądam i jestem poinformowany o wydarzeniach w PGE Ekstralidze.
W tym roku ma pan realną szansę na zdobycie tytułu Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. Pan oraz Max Fricke macie po 30 punktów. Ten tytuł mistrzowski jest głównym celem na ten sezon?
- Mogę zostać mistrzem świata juniorów i zrobię wszystko, by tak się stało. Po pierwszej rundzie w King's Lynn chciałem po prostu znaleźć się w pierwszej szóstce, w końcu to mój debiut w tych mistrzostwach. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Mogę wygrać, chcę wygrać i dam z siebie ile tylko się da. Jednocześnie chcę powiedzieć, że będę zadowolony z miejsca na podium w swoim pierwszym roku w IMŚJ.
Łatwo jednak na pewno nie będzie. Różnice w czołówce są minimalne.
- Rzeczywiście, różnice są bardzo niewielkie. Jestem liderem ex aequo, a trzeci Krystian Pieszczek jest tylko punkt za mną w klasyfikacji. Ostatni turniej zdecyduje o wszystkim. Wszystko może pójść dobrze lub źle.
Do tej pory jeździł pan w Polsce tylko w Gorzowie Wielkopolskim w 2015 w ramach World Speedway League. To będzie pana debiut w Gdańsku.
- Nigdy nie jeździłem w Gdańsku, ale nie obawiam się startu tam z tego powodu. Po prostu spróbuję dać z siebie wszystko i wygrać te zawody.
Przed zawodami 2 października w Gdańsku pojawi się pan 30 września w Memoriale Smoczyka w Lesznie. Pojawiły się plotki, że jest pan po słowie z Unią. To prawda?
- Nie. Nie rozmawiam z tym klubem na temat kontraktu. Zwyczajnie, pojadę w Lesznie w turnieju indywidualnym.
Długo zastanawiał się pan nad startem w tym memoriale?
- Mój klub w Elite League, King's Lynn Stars, nie awansował do dalszej fazy rozgrywek i w związku z tym mam teraz tylko jeden lub dwa starty w tygodniu. Z tego względu staram się jeździć w wielu otwartych zawodach.
Rozmawiał: Radosław Wesołowski
Może Polska wprowadzi jakiś przepis zaporowy dotyczący liczby lig?
Nie ma na co czekać...
Chłopak robi show na torze...