Przyjeżdżają do nas nawet z australijskiego buszu. Rzuceni na głęboką wodę, z pomocą polskich mentorów i pieniędzy, rozwijają swoje umiejętności nierzadko stając się gwiazdami światowego żużla i rywalami naszych zawodników w walce o medale mistrzostw świata. Czy warto w nich inwestować? Przemysław Termiński, właściciel Get Well Toruń, opowiedział nam historię, która mogłaby świadczyć o tym, że nie warto. - Jak młody Darcy Ward przyjechał do Polski to miał jedną koszulę i podarte dżinsy. Na miejscu go ubrali, Jacek Gajewski otoczył go opieką, był dla niego jak ojciec, a na samym końcu Darcy odpłacił brakiem lojalności - opowiada Termiński wspominając odejście Warda do Zielonej Góry.
- A może Ward w tej konkretnej sytuacji wybrał lojalność wobec przyjaciela Chrisa Holdera - zastanawia się żużlowy menedżer Sławomir Kryjom. - Generalnie to ja bym nie demonizował, bo właśnie Holder jest w Toruniu od lat i jest bardzo z klubem związany. Po prostu w tego rodzaju przypadkach nie ma reguły. A czy warto w te różne wynalazki inwestować? Pewnie, że tak. Pamiętam pierwsze kroki w Lesznie Troya Batchelora. Przyjechał samochodem, który nie miał prawa przejść badania technicznego. Kilka miesięcy później, otoczony przez klub opieką, miał busa, mechanika i wszystko czego dusza zapragnie. Może nie okazał się tak błyskotliwy jak Ward, ale nie można mówić, że wpompowane w niego pieniądze to była stracona inwestycja.
- Lojalność działa w dwie strony - stwierdza z kolei Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu Zielona Góra. - Nie znam historii początków Warda, ale jeśli założymy, że on zrobił coś złego, to tak samo możemy powiedzieć, że tenże Get Well Toruń nie dał szansy Maxowi Fricke. Pozbyli się go bez żalu, a on został mistrzem świata juniorów i odkryciem PGE Ekstraligi jeżdżąc dla ROW-u Rybnik. Swoją drogą, nawiązując do słów właściciela toruńskiego klubu, nie sposób nie zwrócić uwagi na ryzyko takiej inwestycji. Młody człowiek poddany jest ewolucji, dojrzewa, więc różnie się to kończy. Zielona Góra pamięta Rafała Kurmańskiego. Był utalentowany, ale nie był łatwą osobowością i miał ciężki charakter. Jego problemy zaczęły się, gdy trzeba było założyć długie spodnie i wziąć za pewne rzeczy odpowiedzialność. Nigdy jednak nie powiedziałbym, że Falubaz powinien żałować, że kiedyś na Rafała postawił - komentuje Frątczak.
Ryszard Dołomisiewicz, były żużlowiec, a obecnie ekspert, uważa że od zdolnych zawodników, także tych z trudnych rodzin i australijskiego buszu, nie wolno się odwracać plecami. - Nie można też wymagać od nich lojalności, bo kariera żużlowa jest krótka i niebezpieczna, więc każdy musi chwytać okazje - stwierdza Dołomisiewicz. - Warto natomiast pomyśleć o dobrych zapisach kontraktowych. Jeśli jest ekwiwalent za wyszkolenie polskiego juniora to zróbmy coś w odniesieniu do tych z zagranicy. Nic więcej nam nie potrzeba. Natomiast trzeba te perełki wyszukiwać, bo w innym razie ograniczymy speedway dla dzieci bogatych rodziców, a talenty bez zaplecza będą ginąć. I nie patrzmy na to, że ktoś ma podarte spodnie. To o niczym nie świadczy. W Australii żyje się inaczej. Tam na galowe spotkanie ludzie potrafią przyjść w stroju plażowym i to jest normalne - kwituje nasz ekspert.
Gdyby polskie kluby i polscy sponsorzy nagle przestali inwestować w młodych przybyszów z zachodu i z dalekiej Australii to żużel mocno by zubożał. Może to głupio zabrzmi, ale podejmowanie ryzyka jest teraz naszym obowiązkiem, bo to jednak na naszych barkach spoczywa teraz ciężar finansowania i rozwijania dyscypliny.
TYLKO DZIŚ! Ścienny Kalendarz Żużlowy na 2017 taniej o 5 zł!
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"