WP SportoweFakty: Była szkółka, a teraz pierwsza drużyna. Czyli zawodowy awans?
Mirosław Korbel: Tak mówią, więc pewnie tak jest. Wcześniej o tym w ogóle nie myślałem, ale skoro ludzie zaczęli gratulować, to raczej w ten sposób należy postrzegać moją nową rolę.
Od razu powiedział pan "tak" czy były jakieś wątpliwości?
- Przy pierwszych rozmowach odniosłem wrażenie, że prezes sondował rynek trenerski. Zadał mi pytanie, czy jeśli zaistnieje taka potrzeba, będę gotowy do prowadzenia pierwszej drużyny. Odpowiedziałem, że czuję się na siłach. Trochę czasu minęło i okazało się, że jestem potrzebny.
To brzmi trochę tak, że nie było chętnych, więc jest pan.
- W żadnym wypadku. Powiem panu, że na rynku jest zupełnie inaczej. Inni trenerzy z pewnością chcieliby pracować w Rybniku i by o to zabiegali. Pewne względy zdecydowały, że to ja jestem trenerem, ale niech to pozostanie pomiędzy mną a prezesem.
Prezes Mrozek mówi, że od trenera wcale wiele nie wymaga. Nie może być leniem i ma być dostępny nawet siedem dni w tygodniu. Czyli w zasadzie musi być na każde zawołanie, a najlepiej mieszkać na stadionie.
- Na stadion przeprowadzać się akurat nie muszę, bo to tylko siedem kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Tak pracowałem do tej pory i problemów nikt nie zgłaszał. Jestem zawsze pod telefonem i można na mnie liczyć. Poza tym, sam zamierzam często bywać na naszym obiekcie. Uważam, że to mój obowiązek. Wymagania prezesa zatem spełniam.
ZOBACZ WIDEO Mechanicy na Dakarze - ktoś nie śpi, by jechać mógł ktoś (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Pana szef nie ukrywa, że lubi wiele rzeczy wiedzieć i kontrolować. Często jest również obecny w parkingu obok trenera. Jak widzi pan waszą współpracę?
- W każdej firmie ktoś ma swojego szefa, więc z jego głosem należy się w jakiś sposób liczyć. Potwierdzam, że prezes Mrozek na wiele spraw chce mieć wpływ. Do tej pory nie zauważyłem, że przesadza. Nie porusza spraw, o których nie ma zielonego pojęcia. Wielu ludzi może tego nie wiedzieć, ale jest spora liczba tematów związanych z żużlem, o których ten człowiek ma wiedzę. W tym środowisku jest od dłuższego czasu. Najpierw był sponsorem, a później został prezesem. Zresztą, nie róbmy tragedii, jeśli w trakcie sezonu na pewne tematy będziemy mieć inne zdanie. Ważne, żeby się ostatecznie dogadać.
Ale na pewno coś ustaliliście. Skład będzie pan wystawiać sam czy zamierzacie się konsultować?
- Nie widzę przeszkód, żeby się ze sobą konsultować. Jeśli chodzi o działania na tym obszarze, to w klubie jesteśmy tylko ja i prezes. Nie wiem, jak to będzie wyglądać w praniu. Być może od początku do końca wszystko będę robić sam, ale nie mam też problemu ze współpracą. Niektórzy pewne sprawy wyolbrzymiają. W Rybniku jest możliwość, żeby obserwować zawody z balkonu. Jestem pewny, że szef nie zamierza tam stać z pistoletem i na mnie polować. Będziemy się dogadywać, choć wiem, że są ludzie, którzy krzywią się na wspólne działania trenera i prezesa w kwestiach kadrowych.
Znam kilku trenerów, którzy nie wyobrażają sobie prezesa w parku maszyn. Wszystko chcą robić sami. Dla pana to jednak chyba żadna ujma?
- Jeśli miałbym obok siebie pustego prezesa, któremu musiałbym tłumaczyć wszystko od początku do końca, to pewnie miałbym problem. To byłaby kula u nogi. Pewnie przeszkadzałoby mi wtedy każde słowo i każdy ruch. W Rybniku jest inaczej. Rozmawiamy jak doświadczeni ludzie.
Jak wyglądają pana relacje z Piotrem Żyto? Pytam, bo on na pana temat się wypowiadać nie chce.
- A ja złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Nie mam mu nic do zarzucenia. Mogę mówić o nim tylko dobrze. Przyjął mnie z otwartymi ramionami w klubie i wszystko pokazał. Od samego początku do końca współpraca układała się jak należy. Relacja pewnie trochę nam się pogorszyła, kiedy okazało się, że dojdzie do zmiany na stanowisku pierwszego trenera.
A z Rafałem Szombierskim wszystkie nieporozumienia już pan sobie wyjaśnił?
- Uważam, że karty zostały rozdane od nowa. Zamierzamy nimi wspólnie jak najlepiej grać. Z Rafałem rozmawiamy ze sobą normalnie. O konflikcie nie ma mowy. Domyślam się, że nawiązuje pan do tej głośnej konferencji, kiedy zawodnik był bardzo rozdrażniony. Zadziałały emocje i poszło. Na dzień dzisiejszy nie czuję jednak, że on w ogóle o tym pamięta.
Jak widzi pan jego rolę w zespole?
- To jest bardzo trudne pytanie, bo Rafał nie mieści się w żadnych ramach. Staram się, żeby z nami pracował tyle, ile to możliwe. Jego kontuzje i wszystko, co w życiu przeszedł nie pozwalają mu na przygotowania w normalnym rytmie. Najważniejsze, że jest na treningach i robi, co może. Będę uważnie obserwować, jak spisuje się na motocyklu. Jeśli pojawi się błysk, to może jeszcze pokazać, że na wiele go stać. Nie wykluczałbym, że on znowu wszystkich zaskoczy.
Czy miał pan jakikolwiek wpływ na zespół, który zbudował prezes Mrozek?
- Nie będę pana oszukiwać. Drużyna została zbudowana wcześniej. Gdy podjąłem decyzję, to w kwestiach kadrowych wszystko było już jasne.
A jak ocenia pan skład?
- Jak w każdym zespole są jakieś znaki zapytania. Teraz nie ma jednak sensu o tym myśleć. Jest zima i trzeba robić wszystko, żeby się jak najlepiej przygotować. Każdy żyje nadzieją, że pojedzie jeszcze lepiej. Nawet liderzy wierzą, że będą punktować na wyższym poziomie. Mistrz świata Greg Hancock również nie zasypia gruszek w popiele. Nie odpuści sparingów, chce w nich testować nowinki sprzętowe. Uważam, że nasza drużyna zrobi progres. Chcemy się liczyć w lidze.
Prezes liczy na lepszy wynik niż przed rokiem. To realne?
- Wszyscy w klubie chcemy lepszego sezonu. Na sukces składa się wiele czynników, ale jeśli uda nam się wszystko poukładać, to ten zespół może zająć minimum piąte miejsce. Nie widzę żadnych przeszkód, żeby tak się stało.
Co dalej ze szkółką, którą się pan ostatnio zajmował?
- O ile wiem, to mamy współpracować z Antkiem Skupieniem. Szczegółów jeszcze nie znam, bo ścierają się różne koncepcje. Na pewno będziemy działać razem. Treningi na 500 cc będziemy prowadzić wspólnie. A reszta tematów jest do dogrania.
Jaki ma pan plan przygotowań do nowego sezonu?
- Mamy przygotowanych sześć sparingów i celujemy w początek kwietnia i jego pierwszą połowę. Chcę, żeby zawodnicy jak najwięcej skorzystali z rybnickiego toru. A jeśli chodzi o obóz, to być może coś się uda zrobić. Zależy mi jednak, żeby to były zajęcia na motocyklach tuż przed startem rozgrywek. Takie coś mnie interesuje, ale na to musi pozwolić pogoda.
Rozmawiał Jarosław Galewski