Wiesław Jaguś: Żużel przestał mnie bawić. Teraz uprawiam ziemię

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Wiesław Jaguś z Janem Ząbikiem
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Wiesław Jaguś z Janem Ząbikiem

Jest jedną z największych legend toruńskiego żużla. Po 19 latach jazdy na wysokim poziomie, po sezonie 2010, zerwał wciąż ważny kontrakt i zaszył się w rodzinnych włościach. - Mam sześćdziesiąt hektarów, uprawiam ziemię - mówi Wiesław Jaguś.

WP SportoweFakty: Niedawno pisaliśmy o legendach toruńskiego żużla. Dokonujący wyboru Robert Kościecha wymienił też pańskie nazwisko. Wspomniał, że do wszystkiego doszedł pan ciężką pracą.

Wiesław Jaguś (były żużlowiec KS Toruń): Talentu to ja nigdy nie miałem. Zawsze była praca. W końcu się tym zmęczyłem, wypaliłem, dlatego odszedłem i przepadłem, jak kamień w wodę.

Tamta decyzja była ogromnym zaskoczeniem dla kibiców, bo zerwał pan ważny jeszcze przez rok kontrakt? Mówiło się, że nie potrafi się pan porozumieć z klubem.

- Jednak osiągnęliśmy porozumienie, bo udało nam się dogadać i zerwać ważną umowę. Dobrze się stało, bo ciągnięcie czegoś na siłę nie miało sensu. W takim przypadku to można jeszcze komuś krzywdę zrobić. Dopóki żużel sprawiał mi radość, to wszystko miało sens. Kiedy przestał, trzeba było pójść inną ścieżką.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar 2017, czyli wyjątkowo kapryśna impreza (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Eksperci różnej maści podkreślają, że dla żużlowca koniec kariery to trudny moment. Adrenalina buzuje, pociąg do ryzyka ciągle jest, a miejsca, który pozwala te wszystkie emocje z siebie wyrzucić już nie ma.

- Jakoś sobie bez tego radzę. Mam sześćdziesiąt hektarów ziemi, uprawiam ją, to jest teraz moje hobby. Kiedyś siałem marchewkę dla Marwitu, bo to był mój sponsor i jakoś tak naturalnie ta współpraca wyszła. Teraz sieję zboże, rzepak i sprzedaję to do różnych punktów skupu. Nic mnie nie goni, na wszystko mam czas i to jest na swój sposób fajne. Żużel to jednak była ciągła gonitwa, wariactwo.

Polecamy: Czyszczenie magazynów! Promocyjna cena na kalendarz żużlowy!

Dalej pan omija żużlowe stadiony szerokim łukiem? Pytam, bo pamiętam, jak pan kiedyś opowiadał, że skończył pan z żużlem na dobre.

- Żużel oglądam tylko w telewizji. Interesuję się, ale nadal nigdzie nie bywam. Na stadion też oczywiście nie zaglądam, nie byłem tam od siedmiu lat. Jestem teraz zwykłym kibicem, który ogląda wszystkie transmitowane mecze, ale ma do tego duży dystans.

A jak pan patrzy na czterdziestolatków, którzy jeżdżą, to nie korci pana, żeby wrócić?

- A po co? Fakt, że czterdziestolatek Greg Hancock robi wyniki to nie jest żaden argument. Są też inni, którzy jeżdżą, bo jeżdżą, ale ja tak nie chcę. Zresztą kilka lat od mojego rozstania minęło i nic a nic mnie nie ciągnie. Dopóki mnie to bawiło, to żyłem tym na całego, a jak przestało to, tak jak powiedziałem, przepadłem jak kamień w wodę.

Dałby się pan namówić na jakiś komentarz na temat drużyny Get Well?

- Nie, bo ja zasadniczo wywiadów nie udzielam. I jestem naprawdę za daleko, by cokolwiek powiedzieć. Chociaż mogę zdradzić, że trzymam kciuki za Pawła Przedpełskiego. Ma chłopak talent i duże możliwości.

Ta odpowiedź przypomniała mi, że nigdy nie był pan medialny.

- To prawda. Nie byłem. Jakoś mnie to nie pociągało. Zawsze miałem swoje ścieżki. Każdy je ma. Niektórzy jednak chodzili środkiem, a ja zawsze bokami. To się nie zmieniło.

A jak pan ogląda żużel na szklanym ekranie to ma pan wrażenie, że dyscyplina idzie w dobrym kierunku. Pan może tego nie wie, ale co jakiś czas wybuchają różne skandale i ludzie gadają, że teraz to żużel już się na pewno skończy.

- Jakoś nie widzę, żeby miał się skończyć. Jest medialny rozgłos, zawody są świetnie pokazywane w telewizji, ludzie przychodzą, więc to wszystko się toczy swoim rytmem. Nasza liga jest najsilniejsza na świecie, więc ja naprawdę nie widzę żadnych poważniejszych zagrożeń.

Ma pan w domu jakieś żużlowe akcesoria?

- Nic oprócz pucharów i gadżetów. Sprzedałem, bo bałem się, że będzie kusiło.

Jest coś czego pan żałuje, co sprawia, że czuje pan niedosyt? W Grand Prix 2007 mogło być lepiej, gdyby nie ta kolizja z Nickim Pedersenem?

- Wtedy w Grand Prix miałem dobry początek, ale ten wypadek i kontuzja wybiły mnie z rytmu. Potem już modliłem się, żeby ten sezon się skończył. Zeszło ze mnie powietrze. Jednak nie żałuję ani tej, ani żadnej innej chwili. Żużel był długo moim numerem jeden. Miałem z tego radość, a przy okazji czegoś się dorobiłem. Dziś nie muszę narzekać, ani prosić nikogo o pomoc, a to jest ważne. Poza tym dalej robię to co lubię.

Rozmawiał Dariusz Ostafiński

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

[b]KLIKNIJ i oddaj głos w XXVII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2016 roku! ->

[/b]

Źródło artykułu: