Włodarze częstochowskiego Włókniarza nie mieli łatwego zadania w ostatnim okresie transferowym. Po przyjęciu zaproszenia do startów w PGE Ekstralidze, przed Michałem Świącikiem i jego pracownikami stanęło wyzwanie zbudowania drużyny, która realnie powalczy przynajmniej o utrzymanie w elicie. Włókniarz przemeblował prawie cały zespół w porównaniu do ekipy, którą rywalizował w poprzednim sezonie w Nice PLŻ i zajął trzecie miejsce.
Do klubu z Częstochowy po 13 latach wrócił Andreas Jonsson. Ostatnio prezes Świącik powiedział nam, że odbyło się to kosztem pozyskania Fredrika Lindgrena, którego ostatecznie z otwartymi ramionami przyjęto w ROW-ie Rybnik. - Postawiliśmy na Jonssona, uznaliśmy że dla nas ten wybór będzie lepszy - mówił sternik Włókniarza.
- Dzisiaj ocenianie tego, który ruch którego prezesa był lepszy, nie ma większego sensu. To, kto ma rację w przedsezonowych spekulacjach, tak naprawdę zweryfikuje tor - powiedział na wstępie ekspert WP SportoweFakty, były menedżer Falubazu Zielona Góra, Jacek Frątczak.
O jego komentarz poprosiliśmy nieprzypadkowo, bowiem pracował on z oboma reprezentantami Szwecji w zielonogórskim klubie. Nasz ekspert i felietonista poznał dobrze zarówno Jonssona, jak i Lindgrena. Obecnie przygląda się im, ich poczynaniom i nie ma wątpliwości, że czeka ich odmienny sezon, niż ten w 2016 roku. Frątczak uważa, że biorąc pod uwagę jedynie rok 2016, naturalnie lepiej spisywał się Lindgren. - Natomiast doświadczenie na torach ekstraligowych, mimo wszystko w dalszym ciągu przemawia za Jonssonem - ocenił.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Zdaniem Frątczaka, przed Jonssonem otwiera się duża szansa. Będzie mógł o sobie przypomnieć. Powinno mu być łatwiej, ponieważ z jego kalendarza wypadło wiele imprez - przede wszystkim liga angielska i cykl Grand Prix. - Pamiętam rozmowy z Andreasem, bodajże przed sezonem w roku 2014, gdy pytałem go, jaki jest sens startowania w lidze na Wyspach Brytyjskich. Odparł, że potrzebuje startów, że go nie męczą, że dzięki temu staje się lepszym zawodnikiem. A już wtedy można było mieć wątpliwości czy dobrze robi. Jeździł przecież w niezwykle wymagającej lidze angielskiej, polskiej, szwedzkiej i na dodatek w cyklu Grand Prix. Mam wrażenie, że co najmniej jedne rozgrywki mocno na nim ciążyły i zawsze wskazywałem, że to wina ligi brytyjskiej - uważa Frątczak.
Ponadto wicemistrz świata z 2011 roku uporządkował kwestie sprzętowe. - Andreas w końcu mówi: "Nic nie zmieniam. Za dużo było tych zmian w ostatnich latach, one mi nie sprzyjały. Wydawało mi się, że będzie "okej", a tak naprawdę każdy kolejny sezon był gorszy od poprzedniego." W żużlu najważniejsza jest stabilizacja. Uważam, że Jonsson podjął bardzo dobre decyzje. Po pierwsze, rezygnacja z ligi angielskiej. Po drugie, brak startów w Grand Prix - to oczywiście już nie zależało od niego, ale sam zdał sobie z tego sprawę, że cykl wyłaniający IMŚ ciągnął go w ostatnim czasie w dół. Teraz tego nie będzie - oznajmił nasz ekspert.
Za Jonssonem przemawiać ma też doskonała znajomość częstochowskiego toru, na którym czuje się jak ryba w wodzie. - Start wszędzie jest istotny, ale tor w Częstochowie, o czym mówi wielu zawodników i obserwatorów, jest jednym z najlepszych do ścigania w Europie. Myślę, że największy mankament Andreasa Jonssona w ostatnich latach to właśnie start, co ma według mnie źródło w sprzęcie. To nie jest tak, że Andreas spóźnia start, w żużlu to nie jest kwestia momentu. On jakby nie potrafi skleić motocykla, by wyjeżdżać ze startu w taki sposób, aby przynajmniej ruszać spod taśmy równo z innymi zawodnikami. W cyklu Grand Prix czy PGE Ekstralidze ciężko o wyprzedzanie zawodników jak tyczki - mówił Frątczak, który przybliżył też specyfikę owalu SGP Areny Częstochowa. Według niego, sprzyja ona Jonssonowi.
- Tor w Częstochowie to taka typowa agrafka. Stosunkowo długie proste, jednak łuki są dosyć ostre, więc tam trzeba umieć jeździć. Jest to owal, na którym możliwości zmiany linii jazdy jest bardzo dużo. Szczególnie na wyjściu z drugiego łuku trzeba tam bardzo głęboko jechać po szerokiej, niemal ocierać tylne koło o dmuchaną bandę. I ten tor sprzyja takim zawodnikom jak Andreas Jonsson czy Piotrek Protasiewicz. Oni tam zresztą wyczyniali cuda - przypomniał.
(ciąg dalszy na kolejnej stronie)
[nextpage]
W przeciwieństwie do Andreasa Jonssona, Fredrik Lindgren jest na fali wznoszącej. - Skuteczność Fredrika Lindgrena w minionym sezonie wynikała z trzech powodów. Po pierwsze sprzęt. Jego "Gerhardy" jeździły znakomicie, on się zabierał ze startu jak nigdy wcześniej. Znam tego zawodnika od wielu lat i zawsze miał kłopoty z tym elementem żużlowego rzemiosła. Jest to świetny technik, potrafi z łatwością zmieniać linię jazdy na łukach. Lindgren dysponuje obecnie sprzętem, który pozwala mu wyjeżdżać ze startu. Poza tym bardzo dużo też zmienił w swoim podejściu do żużla. Mówiło się wiele o tym, że jego tryb życia nie jest adekwatny do jego możliwości sportowych, że jednak zbyt frywolnie podchodzi do pewnych spraw. Przewartościował te kwestie, zmienił miejsce zamieszkania i widać, że buduje się zawodnik - ocenił Jacek Frątczak.
Zauważył on jednak, że teraz oczekiwania wobec Lindgrena zdecydowanie wzrosną. - Proszę zwrócić uwagę, że bardzo fajnie osiąga się w sporcie sukces, gdy nie ma się na sobie presji, gdy oczekiwania są średnie, a co ugram na plus to moje. W takiej sytuacji w zeszłym roku był Fredrik Lindgren. Pamiętajmy, że w żużlu psychika odgrywa u zawodnika kluczową rolę. Od Fredrika w tamtym sezonie nikt niczego nie wymagał. Jeździł sobie w cyklu Grand Prix tylko dlatego, że Jarek Hampel musiał cykl 2016 odpuścić. Oczywiście, Lindgren wywalczył sobie utrzymanie w Grand Prix, ale nie miał presji a tak się jeździ łatwiej. Dzisiaj Fredrik Lindgren dobrym sezonem 2016 nałożył też na siebie presję przed nadchodzącymi rozgrywkami. Oczekiwania są bardzo duże w jego nowym klubie, to nie jest Lokomotiv Daugavpils, który, mówiąc szczerze, jeździ na zapleczu polskiej Ekstraligi tak naprawdę bez spektakularnych sportowych celów. Nie zamierzam urazić tego klubu, ale z góry wiadomo było, że raczej nie dane im będzie awansować do Ekstraligi.
- Fredrik przychodzi do ROW-u Rybnik jako wzmocnienie. To on ma zastąpić Andreasa Jonssona, jeździć od niego lepiej, więc są wobec Lindgrena stawiane oczekiwania. Teraz psychologicznie to Jonsson jest w bardziej komfortowej sytuacji. Używając nomenklatury matematycznej, jest na krzywej opadającej, ale ustabilizował swój warsztat i wszystko to, co będzie budował swoją dobrą formą szczególnie na torze w Częstochowie, będzie uznawane jako sukces. Na przeciwnym biegunie jest Fredrik Lindgren. Niezwykle ciekawa sytuacja obu zawodników - kontynuował Frątczak.
Ekspert wspomniał już o kwestii psychologicznej. Głowa u żużlowca to więcej niż połowa sukcesu. Były menedżer Falubazu Zielona Góra wskazuje, że większy spokój powinien panować u Jonssona, jednak stroni od tezy, że w jego przypadku presja nie istnieje. - Moim zdaniem troszeczkę bardziej komfortową sytuację mentalną ma Andreas Jonsson. Jeżeli jednak ten sezon mu nie wyjdzie, to będzie miał problem w utrzymywaniu się w europejskiej czołówce. Mówienie, że na nim nie ma presji jest nadużyciem, ale Jonsson zbudował sobie komfort logistyczny, pozbył się określonych błędów z przeszłości, ponadto oczekiwania wobec niego są takie, że mało kto spodziewa się czegoś spektakularnego. Brak w jego kalendarzu Grand Prix i ligi angielskiej na pewno wyjdzie mu na dobre. Pytanie, jak bardzo? - zastanawia się Frątczak. - Jeśli natomiast chodzi o Fredrika Lindgrena, według mnie czeka go najtrudniejszy sezon od wielu lat, jeśli w ogóle nie najtrudniejszy w całym jego seniorskim okresie. Przed jednym i drugim chłopakiem trudne zadanie, obu życzę jak najlepiej, bo miałem przyjemność z nimi pracować - dodał.
Na koniec należy postawić kluczowe w tym temacie pytanie. Czy zdaniem Jacka Frątczaka we Włókniarzu postąpiono słusznie, wybierając z dwójki Szwedów Andreasa Jonssona? Co nasz ekspert zrobiłby na miejscu Michała Świącika? - Jeżeli mówimy o tym, jakimi argumentami kierował się prezes Świącik, to mam wrażenie, że to, co powiedziałem, pokrywa się z uzasadnieniem tej decyzji. Często jest tak, że szuka się niszowych zawodników w kontekście wyniku sportowego, ale z opinią mówiącą o tym, że jest to zawodnik z dużym potencjałem. Stawia się na takiego zawodnika, stwarzając mu odpowiedni klimat, warunki, po to, by go zbudować i uzyskać od niego to co najlepsze. Jeśli decydujemy się na jakiś towar dobrej jakości i jest on w promocji, to zyskujemy podwójnie. Merytoryczne argumenty, które podałem, absolutnie powinny stanowić trzon decyzji, którą podejmowało środowisko częstochowskie z prezesem Michałem Świącikiem na czele. Życzę im tego trafienia, bo będzie po prostu ciekawiej - odparł Jacek Frątczak.
Obaj zawodnicy, Andreas Jonsson i Fredrik Lindgren, spotkają się naprzeciw siebie już podczas inauguracji PGE Ekstraligi, bowiem ROW Rybnik zawita 16 kwietnia do Częstochowy na starcie z Włókniarzem.
Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->
KLIKNIJ i oddaj głos w XXVII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2016 roku! ->