Damian Woźniak: Talent i ciężka praca, czyli przepis na żużlowca doskonałego

Jaka jest recepta na żużlowego czempiona? Jak to jest, że wystarczy kilka spotkań, w których młokos zaprezentuje niezłą dyspozycję, a już wychwala się go pod niebiosa i upatruje się w nim przyszłego mistrza świata. Prawda jest taka, że droga na sportowy szczyt jest długa, żmudna i pełna wyrzeczeń, a tylko nielicznym dane jest zasmakować możliwości zdobywania najwyższych laurów.

Janowski i Pawlicki

Maciej Janowski i Przemysław Pawlicki to zawodnicy, o których już podczas ubiegłorocznych rozgrywek ligowych w Polsce było bardzo głośno.

Niespełna osiemnastolatkowie znakomicie prezentowali się w meczach swoich drużyn, toczyli wyrównane, a często również i zwycięskie boje z wieloma bardziej doświadczonymi jeźdźcami o uznanych w światku żużlowym nazwiskach. Obaj także niemal natychmiast zostali okrzyknięci przez wielu przedstawicieli mass mediów (szczególnie Pawlicki) oraz wielu kibiców talentami co najmniej na miarę naszego asa nad asami Tomasza Golloba. Wielu kibiców również za symboliczne uznało wręczenie nagrody dla największego odkrycia sezonu 2008 w plebiscycie "Tygodnika Żużlowego" właśnie przez Golloba młodemu Pawlickiemu. Niektórzy uznawali to za swego rodzaju przekazanie przysłowiowej pałeczki.

Jak potoczą się ich dalsze kariery czas pokaże, jednak należy pamiętać o tym, że talent w sporcie to nie wszystko.

Bajer i inni wielcy lat dziewięćdziesiątych

Od kiedy pamiętam, w polskim speedwayu, co jakiś czas mieliśmy do czynienia z "objawieniami" nieprawdopodobnych talentów, które z racji obecnie już blisko dwudziestoletniej supremacji w naszym czarnym sporcie, byli z urzędu obwoływani następcami młodszego z braci Gollobów.

Najbardziej wyrazistym przykładem żużlowca, który swoje wielkie możliwości rozmienił na drobne jest, moim zdaniem, imiennik "Króla Bydgoszczy", Tomasz Bajerski. W roku 1992 na torze w Grudziądzu podczas finału zawodów o Srebrny Kask triumfował, kończący wówczas wiek juniora, Tomasz Gollob, jednak tuż za jego plecami uplasował się siedemnastolatek z Torunia. Bajerski już jako junior "dokonywał" rzeczy, o których tylko nieliczni, z reguły starsi koledzy mogli tylko pomarzyć. "Duże komplety" w wykonaniu popularnego "Bajera" nie były rzadkością. Dwukrotny młodzieżowy IMP (’93,’96) po ukończeniu juniorskiego wieku przeniósł się z miasta Pierników do drużyny z Gorzowa i tam praktycznie z sezonu na sezon gasł w oczach. Nadal potrafił błysnąć dobrym występem, lecz to nie był już ten głodny jazdy pogromca wielkich nazwisk. Powrót do drużyny Aniołów w roku 2001 tknął jakby nowego ducha w Tomka. Dość powiedzieć, że w roku 2003 Bajerskiemu udało się awansować do elitarnego cyklu Speedway Grand Prix, w którym jednak zawodnik ten nie odegrał znaczącej roli.

Po świetnym początku kariery nastąpiła w przypadku Bajerskiego stabilizacja wyników na średnio-dobrym poziomie, jednak nie na takim na jaki zapowiadało się patrząc na początki jego przygody z żużlem. Epizod w Gdańsku, przygoda w Grudziądzu i ostatnio tułaczka po łotewskiej i węgierskiej ziemi to tylko próby odnalezienia siebie sprzed lat. Zawodnik kreowany w wieku młodzieżowca na wielką gwiazdę obecnie nie ma nawet klubu, trudno uwierzyć w to, aby Bajerski zdołał sobie wywalczyć miejsce w składzie Unibaxu na sezon 2009, choć życzę mu tego z całego serca, gdyż rider był z niego nieprzeciętny. Oby tylko nie przylgnęły do niego słowa piosenki znanego Trubadura: "...pamiętam Ciebie z tamtych lat..."

Rafał Dobrucki to kolejny, choć nie aż tak dosadny przykład na niespełnioną karierę. W przypadku tego zawodnika można mówić o wielkim pechu, ponieważ nie wiadomo jak wyglądała by dziś lista osiągnięć tego sympatycznego człowieka, gdyby nie nękające go niemal przez całą karierę kontuzje. Starty w cyklu GP, tytuł vice mistrza świata juniorów i brązowy medal IMP wywalczony w wieku dziewiętnastu lat (1995) to największe indywidualne osiągnięcia obecnego reprezentanta zielonogórskiego Falubazu.

Rafał Okoniewski to kolejny z młodych gniewnych końcówki lat 90-tych. Zawodnik rozpoczynający swą przygodę z czarnym sportem w Pile, już w wieku juniora był postrachem wielkich. Analogia do Bajerskiego to transfer za astronomiczną kwotę do gorzowskiej ekipy i niestety zniknięcie w ligowej szarzyźnie. Duży wpływ na karierę popularnego "Okonia" miał jego ojciec Mariusz. To on dbał o najmniejsze detale związane z przygotowaniem sprzętu, Rafałowi pozostawało tylko się ścigać i wygrywać. W dniu swoich pięćdziesiątych urodzin Mariusz Okoniewski odszedł z tego ziemskiego świata, i jak przyznał jego syn w jednym z wywiadów całkowicie załamało go to zarówno życiowo, jak i sportowo. Okoniewski junior musiał uczyć się sportu żużlowego praktycznie od nowa.

Speedway bowiem to nie tylko odjechanie kilku startów po cztery "kółka" w zawodach i zjazd do parku maszyn, to także (a może przede wszystkim) długoletnia nauka przygotowania sprzętu, dostosowania go do odpowiednich warunków torowych itd., czyli umiejętności których Rafał Okoniewski był niemalże pozbawiony.

Obecnie podobna sytuacja ma miejsce w klanie Pawlickich, gdzie to senior rodu dba o sprzęt, logistykę i stara się nie zaprzątać tymi "drobnymi" detalami głowy syna. Przemek ma tylko jeździć, oto całe jego zadanie.

Cegła oraz Ci, których zabrał los

Niekiedy los potrafi przerwać wspaniale zapowiadająca się karierę, za przykład może tu posłużyć osoba Krzysztofa Cegielskiego. "Cegła" był moim zdaniem materiałem na zdobywanie najwyższych żużlowych laurów, przede wszystkim dzięki swej inteligencji i to nie tylko tej prezentowanej na torze. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych nie miał jednak możliwości realizacji swoich marzeń, w wieku lat dwudziestu czterech musiał zamienić żużlowy motocykl na inwalidzki wózek. Co najważniejsze, nadal tkwi w nim dusza sportowca, Krzysztof każdego dnia walczy o powrót do normalnego życia i wierzę w to, że którego dnia uda mu się osiągnąć obecny życiowy cel. Po prostu to musi kiedyś się stać.

Nieobecni wśród nas Robert Dados i Rafał Kurmański to kolejne wielkie talenty, które niestety w zderzeniu z codziennością i przeciwnościami losu oraz oczekiwaniami nie potrafiły sobie poradzić. W ich przypadku cena poniesiona za sportowe i życiowe niepowodzenia okazała się niestety tą najwyższą. Jeszcze dziś mam przed oczami szarże w wykonaniu "Kurmanka", dzięki którym pokonywał Golloba na "jego" terenie. Niestety wspomnienia, to jedyne co nam po nich pozostało.

Pedersen i Jaguś, czyli beztalencia z osiągnięciami

W sporcie często bywa tak, że zawodnik z pozoru bez większych możliwości (tzw. nic z niego nie będzie), ustępujący "talentom" na początku kariery o kilka klas, z biegiem czasu potrafi osiągnąć w rywalizacji sportowej o wiele więcej niż ci urodzeni z "darem".

Nicki Pedersen i Wiesław Jaguś to chyba najlepsze przykłady na to, że do prawie wszystkiego można dojść ciężką i systematyczną pracą.

Jaguś, który na tle toruńskiej młodzieży z początku lat 90-tych wypadał wręcz blado, dziś przewyższa swych dawnych kolegów o tą przysłowiową klasę.

Obecnie nam panujący duński "Król Speedwaya" też na początku kariery niejednokrotnie był objeżdżany przez naszych ligowych "średniaków", a jego styl prowadzenia motocykla oraz sylwetka były wyśmiewane i porównywane do worka ziemniaków umieszczonego na żużlowym rumaku. Dziś Pedersen to trzykrotny mistrz globu, a jego dawni "pogromcy" mogą jedynie wspominać, że kiedyś potrafili wygrywać biegi z obecnym IMŚ.

Reasumując, można dojść do wniosku, że reguły w sporcie nie ma, a sukces może osiągnąć zarówno ten bardziej, jak i mniej utalentowany, jedyną prawidłowością jest to, że należy mieć marzenia, wytrwale dążyć do ich realizacji, a przy okazji lubić to co się robi. Bo jeśli ktoś lubi to co robi, to o sukces (nie tylko w sporcie) dużo łatwiej.

Komentarze (0)