Czas skończyć z żużlowym kanibalizmem. PZM musi być, jak Niemcy w Unii Europejskiej

Większość światowych imprez jest organizowanych w Polsce. W tym roku mamy trzy Grand Prix, finał DPŚ, dwa zawody SEC i tyle samo turniejów Speedway Best Pairs. Żużel zaczyna się zamykać na naszym podwórku.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Grand Prix i Greg Hancock na czele WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Grand Prix i Greg Hancock na czele

Koncentracja najważniejszych imprez w Polsce to niekoniecznie jest dobra wiadomość. - Zaczynamy zjadać własny ogon - uważa Jacek Frątczak, żużlowy menedżer. - Stajemy się żużlowymi kanibalami, choć powinniśmy być, jak Niemcy w Unii Europejskiej. Zamiast koncentrować się na sobie, powinniśmy stymulować rozwój innych i rozdzielać między nich wielkie imprezy.

W tym roku mamy u nas nie tylko trzy Grand Prix i finał DPŚ, ale i dwa zawody SEC, dwa turnieje Speedway Best Pairs. Do tego dochodzą finały DMŚJ i DMEJ. Kibice będą mieli wielkie imprezy na wyciągnięcie ręki, ale Frątczaka to nie cieszy. - Dyscyplina tego nie przetrwa. Trzeba rozszerzać mapę żużla, bo za chwilę będziemy potęgą sami dla siebie - ocenia menedżer.

Nawet PZM krytycznie patrzy na to co się dzieje zauważając, że po drodze umarł żużel na Węgrzech, Ukrainie, a i we Włoszech nie wygląda to najlepiej. - FIM powinien coś z tym zrobić, a my powinniśmy to z całą mocą wesprzeć - kontynuuje Frątczak. - We Francji pojawili się jacyś zawodnicy, więc można by spróbować ich jakoś rozruszać. Idealnym rynkiem są Niemcy, gdzie jest naprawdę wielu zainteresowanych żużlem sponsorów. Wszyscy oni stoją za Martinem Smolinskim, który wygląda efektowanie i ma za co jeździć.

Przemysław Termiński, właściciel Get Well Toruń, uważa jednak, że koncentracja żużla na polskim podwórku zupełnie nam nie zaszkodzi i nie wie, skąd ten lament. - W Stanach Zjednoczonych mamy Speedway US, czyli wyścigi samochodów - mówi Termiński. - To jest popularne tylko tam i w Australii. Ludzie płacą 24 dolary miesięcznie, żeby móc oglądać te wyścigi w telewizji. My też możemy emocjonować się wyścigami naszych żużlowców z kilkoma zagranicznymi gwiazdami.

- Nie ma co dramatyzować, bo żużel jest niszowy, a każdy kraj zachwyca się właśnie taką niszową dyscypliną na przekór innym - komentuje Termiński. - We Francji rzucają bulami i tam idzie na to miliony euro. Czy w innych krajach ktoś słyszał o bulach? U nas z kolei jest moda na ściganie się na żużlu. Jest nawet liga amatorów, w której startuje mój sąsiad.

Z żużlem jest jednak trochę inna sprawa niż z bulami, bo jednak kilkanaście lat temu mapa speedwaya wyglądała dość okazale. Teraz właściwie tylko w Polsce mamy poważne rozgrywki, bo nawet w Szwecji wszystko się sypie, a Dania i Wielka Brytania od jakiegoś czasu są traktowane, jak poligon doświadczalny. - Jeśli posuniemy się w kanibalizmie, to za chwilę nawet złoto w Drużynowym Pucharze Świata nie będzie cieszyło, bo nie będzie z kim przegrać. Swoją drogą, to już można usłyszeć takie głosy - kończy Frątczak.


ZOBACZ WIDEO Daniel Kaczmarek liczy na rady Grega Hancocka


Oglądaj TAURON SEC tylko w TVP Sport
Czy koncentracja najważniejszym imprez w Polsce jest dobra dla żużla?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×